Rzekomy kierowca (nietrzeźwy) zarzekał się, że to nie on prowadził skodę, ale policja już nie jedną taką bajkę słyszała. Tymczasem następnego dnia do komendy przyszedł mężczyzna, który przyznał, że to on jechał skodą i... był nietrzeźwy.
Mawiają, że cuda się zdarzają, ale takiego to jeszcze nie widzieliśmy. Zacznijmy jednak od początku.
Służby w ubiegły czwartek (26 czerwca) interweniowały w związku ze zdarzeniem, do jakiego doszło na drodze krajowej nr 61 w miejscowości Małki (gm. Rzewnie, pow. makowski). Skoda uderzyła w drzewo i dachowała. Na miejscu policja zastała poszkodowanego (i nietrzeźwego - promil alkoholu w wydychanym powietrzu) 29-latka, którego uznano za sprawcę zdarzenia.
Pisaliśmy o tym tutaj: Skoda wypadła z jezdni i uderzyła w drzewo. Kierowca trafił do szpitala [KLIK]
Ostatecznie okazało się, że 29-latek doznał tylko niegroźnych potłuczeń. Mężczyzna podtrzymywał, że to nie on kierował samochodem.
Tymczasem następnego dnia do KPP w Makowie Mazowieckim zgłosił się 26-latek, który poinformował policję, że to on prowadził skodę.
Zwykle, nawet jeśli dochodziło do takiej sytuacji, osoby przyznające się do prowadzenia pojazdu i doprowadzenia do kolizji/wypadku, jak można przypuszczać, czekały, aż wytrzeźwieją i dopiero się zgłaszały (praktyka powszechnie znana). W tym przypadku 26-latek od razu poinformował funkcjonariuszy, że do dachowania doprowadził będąc w stanie nietrzeźwości. Usłyszał zatem zarzut prowadzenia pojazdu w stanie nietrzeźwości, do którego się przyznał. Odpowie za swój czyn przed sądem.
Komentarze obsługiwane przez CComment