Widok pełnowartościowej żywności wyrzucanej do śmieci nie należy w Mławie do rzadkości. Mieszkańcy zwracają uwagę, że w pojemnikach lądują całe pęta kiełbasy, sery, makarony czy pieczywo.
W tle jest nie tylko kwestia ekonomii i ekologii, lecz także problem o charakterze etycznym. Trudno przejść obojętnie obok faktu, że na świecie miliony ludzi żyją w niedostatku, podczas gdy u nas wciąż marnuje się jedzenie.
W wielu polskich miastach działają tzw. jadłodzielnie – ogólnodostępne lodówki, do których można odłożyć nadwyżki jedzenia, a potrzebujący mogą je zabrać bez żadnych formalności. Proste rozwiązanie, które realnie ogranicza marnotrawstwo i pomaga tym, którzy mają trudności z domknięciem domowego budżetu.
Przasnysz jest jednym z przykładów. Po zniszczeniu pierwszej lodówki społecznicy zbudowali kolejną – jeszcze solidniejszą. Wsparli ich darczyńcy Iwona Rejzner i Arkadiusz Smoleński, przekazując środki wygrane w teleturnieju „Koło Fortuny”. Punkt działa dziś pod opieką Stowarzyszenia Arena Dobra.
Mława miała swoją „Lodówkę Społeczną” w 2021 roku. Inicjatorami byli wówczas przewodniczący dwóch osiedli – Kamil Przybyszewski i Szymon Wyrostek, dziś radni miejscy. Ustawili zwykłą lodówkę na pasażu handlowym Osiedla Książąt Mazowieckich. Prąd udostępnił właściciel pobliskiego baru, a mieszkańcy przynosili nadwyżki jedzenia.
– To był dobry pomysł – wspomina Krzysztof Kwiatek z Centrum Usług Społecznych, który kierował tam swoich podopiecznych. Jak podkreśla, trafiały się nawet świeże świąteczne potrawy. Zdarzały się także produkty przeterminowane i osoby traktujące punkt jako wygodną „przekąskową” okazję, ale nie przekreślało to sensu całej inicjatywy.
Projekt przetrwał jednak zaledwie kilka tygodni. Zniszczony przez wandali – podobnie jak wcześniej w Przasnyszu – nie został odbudowany. Społecznicy przyznają, że był to moment zniechęcenia. Dziś wraca pytanie, czy Mława powinna spróbować ponownie. – Pomyślę o tym z moimi znajomymi – deklaruje radny Przybyszewski.
Problem marnowania żywności ma także swój wymiar moralny. W dawnych polskich domach chleb był symbolem, niemal świętością – przypominają o tym choćby opisy Zygmunta Glogera. Upuszczoną kromkę podnoszono z szacunkiem, gospodyni kreśliła znak krzyża na cieście przed włożeniem go do pieca. Cyprian Kamil Norwid pisał o „kruszynie chleba”, którą podnosi się „przez uszanowanie dla darów Nieba”.
Jeszcze mocniej tę perspektywę oddają relacje ludzi, którzy naprawdę doświadczyli głodu. Jeden z mławian, Sybirak deportowany w 1940 roku, wspominał po latach, że długo cierpiał na „syndrom niedostatku” – chował bochenki chleba pod poduszką, gromadził żywność, bał się jej braku. Na przydomowej działce hodował kury, by nic, nawet resztki z kuchni, się nie zmarnowało.
Historia mławskiej lodówki społecznej i przykłady z sąsiednich miast pokazują, że taka inicjatywa może działać. Potrzebna jest jednak determinacja, odpowiednie miejsce i poczucie wspólnej odpowiedzialności. W mieście, w którym wyrzuca się tyle jedzenia, pytanie o jadłodzielnię staje się pytaniem o coś więcej: o naszą kulturę szacunku do żywności i o gotowość do dzielenia się tym, co mamy ponad miarę.





Komentarze obsługiwane przez CComment