

Wspaniałymi wieściami podzieliła się mama małej żurominianki. Dziewczynka przeszła bardzo ryzykowną operację, ale udało się. Guz w jej sercu został zredukowany do minimum.
O Zuzi, małej wojowniczce z Żuromina, pisaliśmy na naszych łamach niejednokrotnie. Dziewczynka choruje na zespół Gorlina-Goltza, ma arytmię komorową oraz guz w lewej komorze serca, który do niedawna zagrażał jej życiu.
Zuzię i jej mamę poznaliśmy kilka lat temu, kiedy pojawiła się szansa na operację dziewczynki w specjalistycznej klinice w Bostonie. Niestety, koszt tej operacji był kolosalny, ale rodzice, każdego dnia, mimo poważnej choroby ojca dziewczynki, walczyli o zdrowie i życie swojego dziecka. Do tej walki włączyło się wielu mieszkańców powiatu żuromińskiego i powiatów sąsiednich. Mimo dużego zaangażowania lokalnej społeczności zbiórka szła mozolnie, a Zuzia, jak to dziecko, szybko rosła. A wraz z nią niestety również guz.
W lutym tego roku serce dziewczynki się zatrzymało. Mama Zuzi i Zespół Ratownictwa Medycznego z Żuromina stoczyli dramatyczny bój o jej życie. Udało się, ale 6-latka trafiła wtedy na OIOM. Jak później mówiła nam Iwona Dudkiewicz, był to koszmar na jawie.
- Od lat żyliśmy w strachu, że taki moment w końcu nadejdzie. Każdego dnia nasłuchiwaliśmy, czy czy nasze dziecko oddycha. Tego nie zrozumie nikt, kto tego nie przeżył. Nigdy nie bałam się tak, jak tego dnia, kiedy serce Zuzi się zatrzymało. Mam nadzieję, że teraz już nie będziemy musieli się bać – opisuje emocje, jakie towarzyszą chorobie córki Iwona Dudkiewicz.
Kiedy dziewczynka niemal odeszła nastąpiło ogromne poruszenie, ludzie starali się jej pomóc, wpłacali pieniądze na zbiórkę, wrzucali więcej rzeczy na prowadzone od lat licytacje (Armia Aniołów Zuzi), ale cel, czyli 2,5 mln zł na operację w Bostonie, wciąż pozostawał odległy. Dlaczego jedne zbiórki idą lepiej, inne gorzej? Nie jesteśmy w stanie na to odpowiedzieć, chociaż spodziewamy się, że rodzice dziewczynki zadawali je sobie nie raz.
Wówczas wydawało się, iż walka o życie Zuzi jeszcze potrwa, tymczasem pojawił się promyk nadziei, a właściwie człowiek, który wlał nadzieję w życie rodziny z Żuromina. Choć, jak relacjonuje pani Iwona, wszyscy, nawet personel szpitala, zalecał ostrożność i jednak operację w Bostonie, mama dziewczynki postanowiła instynktownie zaufać profesorowi Mariuszowi Kuśmierczykowi, polskiemu transpantologowi, kardiologowi, kierownikowi Kliniki Kardiochirurgii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, który powiedział, że podejmie się tego wyzwania. To był przełom. Operacja, pierwsza taka w Polsce, okazała się bowiem sukcesem. Mama dziewczynki już po zabiegu podzieliła się tymi niezwykłymi wieściami zamieszczając wpis w mediach społecznościowych, skierowany do wszystkich tych, którym zależało na ocaleniu życia małej żurominianki:
"Długo się nie odzywaliśmy ale dla nas i dla Zuzi był to ciężki czas. Mogę powiedzieć że najgorszy w życiu. Ale ktoś ewidentnie nad Zuzia czuwał i czuwa nadal. Ten ktoś zesłał nam anioła, który zrobił coś wielkiego dla nas wszystkich. Dał nam szansę na lepsze życie dla naszej małej córeczki.
Choć była to bardzo trudna decyzja... Operacja była duża szansą, ale i też ryzykiem, bo wcześniej nikt nie robił takiej operacji i Zuzia miała mieć ją jako pierwsza. Wiadomo... Wycinano guzy z różnych części ciała, czy narządów, ale nie z serca. Trzy lata temu nie było o tym mowy, aż do teraz. Cały czas był na horyzoncie Boston. Lekarze mówili że to jedyna szansa, ale my mamy anioła, a nawet kilku. To pan profesor, który codziennie ratuje życia, daje nowe serca, podarował i nam nadzieję. Zuzia jest po operacji która udało się zrobić w Polsce [...]".
Oprócz dobrych wieści były też niestety te mniej przyjemne. Przed operacją okazało się, że guz dziewczynki jest także częścią jej serca... Nie było możliwości usunięcia go w całości. Skonsultowano ten fakt z kliniką w Bostonie, gdzie było już kilka takich przypadków. Okazało się, że tam takich guzów również nie usuwają w całości. Zatem polscy kardiochirurdzy podjęli się wycięcia części guza, robiąc to po raz pierwszy. Ta operacja zmieni życie innych rodzin, w których dzieci mają taki sam problem zdrowotny jak Zuzia.
"Profesor wraz z cudowną kadrą lekarzy robili co mogli. Usunęli tyle ile mogli, by serce mogło lżej i lepiej pracować. Kardiochirurdzy i kardiolodzy włożyli całe serca i wiedzę, aby to osiągnąć. Zuzia może nigdy nie będzie zdrowa, ale dostała szansę na lepsze życie. Mamy nadzieje ze teraz będzie trochę zdrowsza i nigdy nie powtórzy się tamten dzień kiedy serce Zuzi się zatrzymało. Mamy nadzieję że będzie tylko lepiej" – wskazuje mama dziewczynki, po czym dodaje - "Nie wiemy co będzie za miesiąc, czy rok. Lekarze też nie wiedzą. Nie wiemy czy guz odrośnie czy nie. Jak będzie wyglądało serce za pół roku pod względem kardiologicznym. Ale mamy ogromną nadzieję, że wszystko będzie dobrze".
W trakcie operacji małej żurominiance lekarze wszczepili urządzenie nazywane ILR, które na bieżąco monitoruje pracę serca. Mama Zuzi powiedziała nam, że dziewczynka zaskakująco dobrze zniosła operację.
- Szybko się wybudziła i zaraz chciała się ze mną zobaczyć, ale, niestety, przez pewien czas nie mogłyśmy razem przebywać. Nie wiem skąd ona czerpie tę siłę – zastanawia się Iwona Dudkiewicz.
Zuzia powoli dochodzi do siebie. Jeszcze nie wie, że jej przypadek może zmienić los innych dzieci, których rodziny, tak jak rodzina małej żurominianki, proszą o pomoc w zbiórce na niewyobrażalnie drogie operacje.
"[...]Jesteśmy wam wszystkim wdzięczni. I będziemy do końca życia wdzięczni za wsparcie i modlitwę. Za wszystko. Czasami my już wątpiliśmy, a wy nas podnosiliście z samego dna rozpaczy. Tyle zbiórek i akcji charytatywnych jakich ta nasza mała miejscowość nie widziała nigdy, a to wszystko dla Zuzi [...] Dziękujemy z całego serca i będziemy wdzięczni Wam wszystkim do końca życia. Armia nadal będzie funkcjonować. Będziemy pisać co u Zuzi i jak się ma. Dziękujemy całą naszą małą rodziną za wasze serca, które dawały nam siłę w tej walce" – podziękowała aniołom Zuzi Iwona Dutkiewicz.
Pieniądze z prowadzonych do tej pory zbiórek zostały przelane na subkonto Zuzi w fundacji Kawałek Nieba. Będą zabezpieczeniem dla dziewczynki, gdyby jednak w przyszłości coś poszło nie tak, jak powinno. Zuzia bowiem nie jest całkowicie zdrowa. Dziewczynka przyjmuje i będzie przyjmować leki na arytmię, a fragment guza już na zawsze pozostanie w jej sercu. Jeśli będzie taka potrzeba, fundacja zapłaci za leczenie dziewczynki.
Wieści o udanej operacji Zuzi rozeszły się w czwartek po powiecie żuromińskim "lotem błyskawicy" i wywołały ogromne poruszenie, ponownie. Z pewnością koledzy i koleżanki dziewczynki z przedszkola już z niecierpliwością czekają na jej powrót. Oby jej historia przyniosła otuchę innym rodzicom, walczącym każdego dnia o życie swoich dzieci.
***
PS: Małej Zuzi życzymy, aby guz się nie odnawiał, żeby jej dzieciństwo w końcu było choć trochę beztroskie, a pogoda ducha towarzyszyła jej do końca bardzo długiego życia. Natomiast rodzicom – wytchnienia.
Komentarze obsługiwane przez CComment