Zawsze myślałem, że miasteczko prowincjonalne najłatwiej jest rozsławić przez osiągnięcia sportowe jego mieszkańca lub mieszkańców.
Tak było kiedyś z Ciechanowem w przypadku ciężarowców i Ireneusza Palińskiego, tak było stosunkowo niedawno z sukcesami lekkoatletów: Tomasza Majewskiego i Piotra Małachowskiego. A tu odbywam kiedyś długotrwałą podróż samolotem przez Atlantyk i z nudów zagaduję sąsiada, który okazuje się być polskim dziennikarzem i na wiadomość, że pochodzę z Ciechanowa zauważa, że stąd pochodzi też Doda. Zrobiło mi się trochę nieswojo, bo niestety, nie wiedziałem, kto to jest Doda, i rozmowa potoczyła się na inne tory.
Do poruszenia tematu sportowego zabierałem się już od dawna i okazji nie brakowało, ale ostateczny impuls przyszedł, kiedy wpadło mi w ręce wydanie tygodnika „Sportowiec” z 14 maja 1963 roku, a w nim artykuł znanego wówczas dziennikarza sportowego, Stefana Grzegorczyka, pt. „Na przykład Ciechanów”. Opisuje w nim żenujące warunki, w jakich mistrz olimpijski i rekordzista świata, Paliński, trenuje swoich następców. Kilka przykładów: pomost do podnoszenia ciężarów stoi, a właściwie leży w magazynie, bo nie ma w mieście sali gdzie można by go rozłożyć na stałe; za szatnię sztangistom służy korytarz (czego dowodem załączona fotografia); wyróżniający się zawodnicy odchodzą do klubów w innych miastach, itd.
Pomyślałem, że od tamtego czasu minęło ponad 60 lat, a więc co najmniej dwa pokolenia, i można by sądzić, że nie ma co porównywać ówczesnych warunków do uprawiania sportu z dzisiejszymi, ale czy na pewno? Od razu przychodzi mi na myśl drużyna Juranda piłki ręcznej mężczyzn, która w ubiegłym sezonie – po zaciętych bojach – zdobyła wicemistrzostwo Ligi Centralnej, co uprawniało ją do barażowych pojedynków o występy w Superlidze. Niestety, klub zrezygnował z tej sposobności, o czym poinformował w oświadczeniu z dn. 27 maja, dodając jednocześnie, na czym będzie koncentrował działalność w nadchodzących sezonach. Choć większość osób, które się w sprawie wypowiedziały, poparły tę decyzję, mnie się wydaje, że to był błąd. Wspomniane oświadczenie wylicza 4 punkty, na których klub będzie się koncentrował w tym roku, w gruncie rzeczy same komunały, ale kompletnie pomija punkt najważniejszy, tj. finansowanie. Bez tego elementu, nie ma żadnych szans na wymierny sukces. Konsekwencje takiej decyzji są bardzo poważne i podzieliłbym je na dwie grupy: praktyczne i moralne. W praktyce, lepsi zawodnicy będą odchodzić do lepiej płacących klubów i nie ma na to rady. A jeśli znajdą się zawodnicy, którzy nie mają tak silnej motywacji finansowej, to też odejdą dlatego, że w sporcie walczy się o to, żeby być lepszym od innych – a Jurand i jego działacze zwyczajnie nie chcieli znaleźć się wśród lepszych. Ulegli wszczepianemu prowincyi syndromowi niższości, wybierając przynależność do tych gorszych. I to jest niszczący skutek moralny tej decyzji.
Dla jasności: nie chciałbym sprawiać wrażenia, że jedynie czepiam się decyzji działaczy, bo zapewne musieli tak postąpić, ale zwyczajnie stwierdzam fakty. Wszyscy wiemy, że na tym poziomie sportu trzeba znaleźć solidnych sponsorów, a tych – a może umiejętności ich zdobycia – wyraźnie brakuje. No bo jaka lokalna firma mogłaby wesprzeć Juranda, może Cedrob? O ile pamiętam, Urząd Miasta może wyasygnować na wsparcie nieco ponad 100 tys. zł, a to jest co najmniej o rząd wielkości za mało w stosunku do potrzeb.
Z tego, co obserwuję, przeciętność ogólnie dominuje w polskim sporcie. Weźmy ostatnie mistrzostwa świata w lekkiej atletyce. Polska reprezentacja zdobyła zaledwie jeden medal, a medal ten wywalczyła dla Polski Białorusinka, choć skądinąd wspaniała i niezwykle uzdolniona i zdeterminowana dziewczyna. A na Igrzyskach Olimpijskich w ubiegłym roku w Paryżu? Pewien cwaniak z Polskiego Komitetu Olimpijskiego oznajmił, że to był umiarkowany sukces, ale w rzeczywistości była druzgocąca porażka. Nasza reprezentacja zdobyła łącznie 10 medali, najmniej od czasu olimpiady w Rzymie w 1960 roku (też dziesieć) i tylko jeden złoty, co zdarzyło się ostatni raz w 1956 r. w Melbourne, tyle że wtedy zawody odbywaly się w zaledwie 100 konkurencjach a w Paryżu było ich dużo ponad 200. Tak więc realnie występ był o połowę gorszy niż w Melbourne i w Rzymie. Na dodatek, jedyne złoto w Paryżu zdobyliśmy za wspinanie się po płocie. Dziewczyna zrobiła to wspaniale, ale konkurencja sportowo jest mizerna.
Idźmy dalej. Nasza reprezentacyjna piłka nożna, niezależnie pod jakim trenerem, z Lewandowskim czy bez, też jest beznadziejna. Dla porównania weźmy przykład nie tak znowu rewelacyjnej drużyny Norwegii, która strzeliła 12 goli w pojedynku z Mołdawią – jedenaście przeciwnikom i jeden sobie. Łatwo sprawdzić, jak to się ma do naszych potyczek z tą samą Mołdawią? Powiedziałbym, że częścią tego kryzysu jest swoiste zaślepienie wszystkich zaangażowanych, działaczy, trenerów, a także dziennikarzy. Rozumiem przez to nieumiejętność dostrzegania rzeczywistości, przez co traci się z nią kontakt. Szczyty osiągnął niedawno red. Bogdan Saternus, który w lokalnym programie sportowym zrobił wywiad z pewnym trenerem celebrując awans jego drużyny Ząbkovii Ząbki z IV-ej do III-iej ligi.
Ludzie, zachowajmy właściwe proporcje. Dziwi mnie, że pies z kulawą nogą nie zainteresował się niezwykłym sukcesem, jaki osiągnęła nasza rodzima brydżystka, lek. Iwona Czajka, zdobywając tytuł mistrzyni Europy w parach mikstowych w brydżu sportowym. Tak pisze o tym sukcesie Gazeta Lekarska (nr 9/2025): „Nasza mistrzyni posiada najważniejsze cechy potrzebne w tej dyscyplinie sportu: koncentrację, zdolność przewidywania, doskonałą pamięć i wyobraźnię, a przede wszystkim zdolność współpracy z partnerem.” A w Ciechanowie cisza, poza kilkoma wpisami na mediach społecznościowych. Może coś przeoczyłem, ale proszę mi powiedzieć, kiedy ostatni raz rodowitemu Ciechanowianinowi lub Ciechanowiance udało się osiągnąć ten poziom, tzn. wywalczyć mistrzostwo Europy? Ten sukces załuguje na przyznanie nagrody Prezydenta Ciechanowa, na wywiady w lokalnej prasie i innych środkach przekazu, ale też na odbycie kilku spotkań z młodzieżą szkolną, nie tylko po to, aby ich zmotywować do osiągnięć, ale też po to, aby im uświadomić, jakie cechy charakteru i osobowości – jasno wypunktowane przez Gazetę Lekarską – należy w sobie kształtować, żeby te sukcesy osiągać. Nie zauważyłem żadnej specjalnej aktywności związanej z tym niewątpliwym sukcesem. I tak nam biegnie życie na prowincyi – w totalnej przeciętności.
Komentarze obsługiwane przez CComment