ul. ks. Ściegiennego 2, 06-400 Ciechanów 23 672 34 02 sekretariat@ciechpress.pl Pon.-Pt.: 8.00 - 16.00

Donald zwycięzca

Wyborami prezydenckimi w Stanach Zjednoczonych interesuje się cały świat, także Polska. Niektórzy Polacy mają tu podwójne obywatelstwo, mogą głosować. Właśnie dowiedziałem się, że moja ulubiona piosenkarka Urszula Dudziak już zagłosowała, w ambasadzie USA. I nie ukrywała że zagłosowała na Kamalę Harris. Kobiety w Stanach także będą w większości głosować na obecną wiceprezydentkę.

Ale jak wynika z sondaży mężczyźni będą głosować na Trumpa. I choć na oficjalne wyniki wyborów przyjdzie nam jeszcze poczekać, już dziś można przewidzieć (a piszę to w weekend poprzedzający głosowanie), że wygra zdecydowanie Donald Trump. Nawet jeśli przegra, to i tak wygra. Dlaczego? Bo mężczyźni wciąż jeszcze rządzą tym światem, w każdym razie Ameryką. W historii tego kraju było czterdziestu sześciu prezydentów i wszyscy byli mężczyznami. Przez długi czas kobiety, podobnie jak niewolnicy, nie miały praw wyborczych. Postęp społeczny spowodował że kobiety się wyemancypowały, a Kamala została wiceprezydentką, pierwszą w historii.

Ale bez przesady... w porządku konstytucyjnym liczy się prezydent. To on podejmuje najważniejsze decyzje i musi być macho. Taki jak Trump, to ideał. On się niczego nie boi. Dawno już powiedział, że nawet gdyby zabił kogoś na Piątej Avenue w Nowym Jorku (najbardziej elegancka ulica na Manhattanie), to i tak ludzie będą na niego głosować. Taki ma wdzięk, że może każdą kobietę dotknąć gdzie chce i będzie piszczała z radości. Ma 78 lat i maniery playboya, każdy mężczyzna chciałby być taki jak on... 

Dlatego w kampanii nie liczą się wartości kandydata, jego postawa, charakter czy moralność, liczy się płeć. Sztabowcy Trumpa już ocenili, że ci mężczyźni którzy zagłosują na Harris, nie są prawdziwymi mężczyznami, są zniewieściali. Zresztą, jak zawyrokował J D Vance, kandydat na wiceprezydenta, Kamala nie jest nawet prawdziwą kobietą, lecz „bezdzietną kociarą" ("childless cat lady"). Faktycznie, nie ma dzieci, kocha zwierzęta.

Prawdziwy mężczyzna, taki jak Trump, musi koniecznie używać wielu brzydkich słów (dirty words), musi przeklinać. Tego Kamala nie robi. Ktoś już policzył że w tym roku na wiecach publicznych Donald Trump przeklął co najmniej 1787 razy. Co prawda przyznał kiedyś, że nie powinien tego robić, ale nie może się jakoś powstrzymać. A wraz z nim wszyscy, którzy występują na wiecach też nie mogą się przemóc i przeklinają ile wlezie. Dostaje się rywalom politycznym, czasem także różnym mniejszościom etnicznym. Co niekoniecznie im się podoba. Na przykład, pewien komik, występujący na rzecz Trumpa w Madison Square Garden nazwał Puerto Rico „pływającą wyspą śmieci". Portorykańczycy mieszkający w Stanach mocno się oburzyli i postanowili nie głosować na Trumpa. Ale nie ma ich wielu. Za to liczni czarni mężczyźni oraz Latynosi będą na niego głosować, bo imponuje im jego patriarchalny ton i mizoginizm. Właśnie, kobiety nie są stworzone przez Stwórcę do poważnych spraw...

Sam Trump gra świetnie rolę twardziela, i to takiego z westernu. Nauczył się tego od znanego prawnika Roya Cohna, który posłał kiedyś na krzesło elektryczne małżeństwo Rosenbergów. Zmarł na AIDS w 1986 r., chociaż do końca nie przyznawał się, że jest homoseksualistą. Miał wiele takich związków, między innymi z nowojorskim kardynałem, Francisem Spellmanem. Roy Cohn był najważniejszym mentorem dla Trumpa, także jego przyjacielem. Oddaje to film Allego Abbasiego, pt „Wybraniec", obecnie na ekranach polskich kin. Roy Cohn nauczył Trumpa żelaznej etyki: „atakuj, kontratakuj, nigdy nie przepraszaj. Nigdy nie przyznawaj się do przegranej. Każdą porażkę ogłaszaj jako zwycięstwo". I Trump jest temu przesłaniu wierny. Jakby czytał Herberta. Cztery lata temu przegrał z Bidenem, ale nigdy się z tym nie pogodził. W styczniu 2021 r. jego zwolennicy zawojowali Kongres i niewiele brakowało, żeby doszło do zamachu stanu. Niestety, nawet jego wiceprezydent Mike Pence nie chciał przyłączyć się do rewolty. Ogłosił wynik zgodny z wolą ludzi.
Trump demokrację rozumie elastycznie i kreatywnie. Już mu się wyrwało, że chce być dyktatorem. Nienawidzi lewicy i gotów jest wysłać wojsko na demonstrantów. Bo to jest „wróg wewnętrzny", gorszy od zewnętrznego. Media, które go krytykują nazywa „wrogami ludu". Odgraża się że na wszystkich swoich przeciwnikach zemści się zaraz po wprowadzeniu się do Białego Domu. Stosunek do NATO i Unii Europejskiej ma raczej pogardliwy, szanuje za to silnych mężów stanu, takich jak Putin. W swojej ostatniej książce „War" (Wojna), Bob Woodward, jeden z najlepszych reportażystów politycznych w Ameryce stwierdza, że Trump już po swojej porażce, rozmawiał z Putinem telefonicznie, przynajmniej siedem razy. Trump tego nie zdementował. 

Mark A. Milley, główny generał w czasie pierwszej kadencji, stwierdził że Trump to „faszysta do szpiku kości". Trump z tym się nie zgadza, ale zdarzało mu się powiedzieć że „Hitler robił także dobre rzeczy". Kamalę Harris nazywa faszystką i komunistką jednocześnie, nie przejmując się tym, że są to antytezy. Swój program buduje na bazie nacjonalizmu oraz niechęci do emigrantów. A jednocześnie jest fanatycznie proizraelski. Uważa że konstytucja daje mu nieograniczone prerogatywy, z czym nie zgadzają się prawnicy. Gotów jest też unieważnić konstytucję. 

Trump - twardziel nie zamierza być niewolnikiem prawdy. Nigdy zresztą nie był, podobnie jak Roy Cohn. Gazeta „Washington Post" (niezależna, nikogo nie wsparła w tych wyborach) naliczyła, że w czasie swojej pierwszej kadencji Trump ogłosił około 30 000 fałszywych bądź zmanipulowanych informacji, ponad 20 dziennie. Ale wielu Amerykanów nie ma mu tego za złe. Coraz więcej ludzi przyzwyczaja się i ostatecznie akceptuje to że politycy kłamią. A nawet - jak pisze Bill Adair w swojej książce „Epidemia politycznego kłamstwa", ludzie lubią jak się ich okłamuje, byle te kłamstwa rezonowały z ich emocjami.

Czy zatem człowiek z taką charyzmą i dążnością do władzy mógłby przegrać wybory? To przecież niemożliwe. Ale gdyby jednak się stało? Trump tego nie zaakceptuje. Wiadomo że przeciwnicy oszukują. Już pojawił się w sieci filmik w którym rzekomi uchodźcy z Haiti przyznają się, że będą głosować po kilka razy na Kamalę Harris. Wprawdzie służby rządowe to zdementowały jako dezinformację, ale dla Trumpa to sposób na odbicie się od dna. Wiele razy to robił w swoim życiu, zarówno politycznym jak i biznesowym. Porażkę przedstawi jako sukces, przecież i nasz Kaczyński umiał to zrobić w trybie 1:27… Trumpowi pomoże Elon Musk i platforma X. W razie zwycięstwa demokratów będą się domagać żeby o wynikach wyborów zdecydowała Izba Reprezentantów, gdzie Republikanie mają większość. Gdyby i z tym były problemy sprawą zajmie się Sąd Najwyższy, gdzie już w pierwszej kadencji Trump umieścił trzech sędziów, co spowodowało,że ogółem sześciu (na dziewięciu) jest mu tam przychylnych. A przecież był już precedens. W 2000 r. to Sąd Najwyższy zdecydował na korzyść republikańskiego kandydata (G. W. Busha), po zamieszaniu na Florydzie, gdzie miał wygrać jego przeciwnik Al Gore, ale sposób liczenia uznano za nieprzekonywujący.
Tak więc wygra czy przegra, Donald Trump będzie zwycięzcą. Bo w Ameryce liczy się winning (zwyciężanie). Losers (przegrani) zasługują na wzgardę. Trochę się martwię o naszego Donalda (Tuska), bo nie słyszałem żeby kiedykolwiek przeklinał. Ale chyba przeklnie jak szewc, gdy się dowie że Trump został prezydentem…

Komentarze obsługiwane przez CComment