

Dorodny samiec łosia euroazjatyckiego najwyraźniej uważa się za mieszkańca wsi Głużek w gminie Wiśniewo. Od ubiegłego roku często widywany jest na ulicach i pobliskich polach. Więcej, systematycznie skacze przez płot na posesje. Już co najmniej kilka osób przed nim uciekało. Jak się pozbyć intruza?
Sołtys Malwina Zakobielska tak opisuje swoje pierwsze spotkanie z tym nieproszonym gościem: - Wracając pieszo do domu, na drodze zauważyłam z daleka jakiegoś dużego zwierzaka. Pomyślałam sobie, że jest to koń. Gdy się do niego zbliżyłam, okazało się, że jest to łoś. No, przeraziłam się… Aby go ominąć, skręciłam na polną ścieżkę.
Nie jest tu to rzecz wyjątkowa. Byk systematycznie wkracza na prywatne podwórka. Dla niego przeskoczenie przez półtorametrowej wysokości płot nie stanowi problemu. Nie musi się rozpędzać, wystarczy, że podniesie przednie kończyny, i jest już pod drugiej stronie. Zwinne stworzenie. Czego szuka? Ano objada liście i korę drzew owocowych, one mu bardziej smakują niż te odpowiedniki innych drzew. Ma duży łeb. Górna, mięsista, rozwinięta, ruchliwa warga pełni funkcje organu chwytającego. Sprytnie łapie kąski.
– O, niech pan zobaczy, akurat pożarł część liści z moich wiśni – pokazuje mi mieszkanka Głużku.
Oczywiście, nie gardzi też owocami, wiśniami, czereśniami czy jabłkami.
- Na moim podwórku przebywał przez trzy doby. Odpoczywał sobie w altanie. „Załatwił” 20 drzewek owocowych, niektóre musiałem usunąć. „Prosiłem” go, by ocalił owoce starych odmian jabłoni. „Posłuchał” – przyznaje pół żartem pół serio Marek Linkowski, tutejszy rolnik i radny powiatowy. Ale dobrze wie, że z łosiem nie ma żartów.
Z nim oraz z panią sołtys jeździmy samochodem po Głużku. To największa miejscowość (502 mieszkańców) w gminie Wiśniewo. W ostatnich latach przybyło tu sporo domów, kolejne są w budowie. Głużek, położony w pobliżu Mławy, jest dość atrakcyjnym miejscem osiedlania się zwłaszcza dla tych, którzy cenią ciszę i przyrodę. W odległości niecały kilometr rzeka Mławka (i jej dolina) i skraj kompleksu leśnego z rezerwatem przyrody „Olszyny Rumockie” (prawie 150 hektarów). Tutaj wyprawiają się na przejażdżkę na rowerach m.in. mławianie.
Zatrzymujemy się przy kolejnym domu.
– Ten gość bywa u nas. Któregoś ranka spojrzeliśmy przez okno w kuchni… tuż przed nim stał łoś. Patrzył na nas tak, jakby się chciał dowiedzieć, co się dzieje we wnętrzu - opowiada gospodarz, młody mężczyzna.
– Pewnego razu przywiozłam samochodem naszego kilkuletniego synka. Wysiadając z auta, spostrzegłam, że on znajduje przy samym ogrodzeniu. Wiedząc, iż mgnieniu oka potrafi wskoczyć na podwórko, czym prędzej podążyłam z dzieckiem do domu – uzupełnia jego żona.
Cały artykuł w bieżącym, papierowym wydaniu „TC”.
Komentarze obsługiwane przez CComment