ul. ks. Ściegiennego 2, 06-400 Ciechanów 23 672 44 96 sekretariat@tygodnikciechanowski.pl Pon.-Pt.: 8.00 - 15.00

Czy Unii Europejskiej grozi rozpad?

Czy grozi nam rozpad UE? To pytanie, kiedyś abstrakcyjne, dziś – po serii kryzysów – staje się już realną i coraz głośniej wyrażaną obawą przez Europejczyków.

Wewnętrzne pęknięcia i zewnętrzne naciski

Unia Europejska ma dziś kłopoty z dwóch stron jednocześnie. Na jej granice i bezpieczeństwo wpływa agresywna polityka Rosji. Kreml nieustannie prowadzi wojnę dezinformacyjną i próbuje wpływać na wybory w krajach członkowskich. Za oceanem z kolei Ameryka, pod rządami Donalda Trumpa, prowadzi własną grę. Jego polityka często oznacza cła handlowe uderzające w europejską gospodarkę i kwestionowanie zobowiązań w ramach NATO. To są zagrożenia zewnętrzne.

Jednocześnie wewnątrz samej Wspólnoty narastają konflikty. Poszczególne kraje coraz częściej kłócą się o pieniądze, zasady i kierunek, w którym ma iść Unia Europejska. Te problemy – wewnętrzne i zewnętrzne – działają jak połączone naczynia. Im słabsza i bardziej skłócona jest Unia w środku, tym gorzej radzi sobie z naciskami z zewnątrz. To tworzy realne ryzyko dla przyszłości całego projektu europejskiego.

Prowokacje, takie jak rosyjskie drony naruszające polską przestrzeń powietrzną, stają się nową normą. Wymaga to wspólnej, zdecydowanej odpowiedzi, jednak kraje członkowskie różnią się w ocenie skali zagrożenia. Ta rozbieżność utrudnia kluczowe dyskusje na temat finansowania wspólnych projektów zbrojeniowych i dalszej integracji w ramach polityki obronnej.

Spory o praworządność i wartości fundamentalne

Jedna z największych kłótni w Unii dotyczy praworządności. To trudne słowo, ale chodzi o bardzo proste sprawy. Czy sądy w danym kraju są naprawdę niezależne od polityków? Czy media mogą swobodnie działać i krytykować władzę? Przecież są to wartości, na których – w teorii – opiera się cała Unia Europejska.

Przez lata Komisja Europejska, czyli unijny „rząd”, oskarżała o łamanie tych zasad poprzednie władze w Polsce – pod wodzą partii PiS – oraz rząd na Węgrzech. Uważała, że zmiany w sądownictwie w tych krajach to zagrożenie dla liberalnej demokracji. Spór nie dotyczył jednak tylko idei. Bardzo szybko zaczął dotyczyć także wielkich pieniędzy. Bruksela uruchomiła mechanizmy, które pozwalały zamrażać wypłaty funduszy, co uderzało bezpośrednio w obywateli – w tym Polaków. To z kolei rządy Polski i Węgier nazywały szantażem i atakiem na ich suwerenność.

Konflikt, wielokrotnie omawiany w Parlamencie Europejskim, ujawnił głębokie pęknięcie i brak zaufania. Pokazał też, że kraje Unii zupełnie inaczej rozumieją podstawowe zasady, które miały ich łączyć. Część tych napięć wynika z odmiennych doświadczeń historycznych, zwłaszcza w krajach postkomunistycznych, gdzie suwerenność narodowa ma szczególne znaczenie. Wewnętrzne spory o demokrację osłabiają pozycję i wiarygodność całej Unii na arenie międzynarodowej.

Rosnące siły eurosceptyczne

Wszyscy pamiętają Brexit. Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii było szokiem i dowodem na to, że rozpad Unii Europejskiej jest możliwy. Dziś politycy, którzy otwarcie nie popierają UE, są coraz silniejsi w wielu krajach. We Francji od lat o władzę walczy Marine Le Pen, która rzuca wyzwanie proeuropejskiemu prezydentowi Macronowi. Podobne partie – często określane jako skrajna prawica – rosną w siłę we Włoszech, Holandii, Szwecji czy Austrii.

Ich przekaz jest zazwyczaj prosty i trafia do wielu ludzi. Mówią, że Bruksela to oderwane od życia elity, które narzucają swoje prawa i nie rozumieją problemów zwykłych obywateli. Ich popularność rośnie, bo umiejętnie wykorzystują ludzkie lęki. Tak było w przypadku kryzysu migracyjnego, gdy strach przed obcymi i utratą kontroli nad granicami dał im ogromne poparcie.

Ci politycy zdobywają coraz więcej miejsc w Parlamencie Europejskim. To sprawia, że podejmowanie wspólnych decyzji jest znacznie trudniejsze. Przez to partie głównego nurtu, bojąc się utraty wyborców, same zaczynają używać ostrzejszego języka – szczególnie na tematy związane z migracją. Wykorzystują do tego głównie internet i media społecznościowe, gdzie mogą trafiać ze swoim przekazem bezpośrednio do ludzi – z pominięciem gazet i telewizji.

W efekcie społeczeństwo staje się jeszcze bardziej podzielone, a ludzie tracą zaufanie nie tylko do Unii, ale też do polityków we własnym kraju. Unia staje się częściowo sparaliżowana od środka. Dla Rosji Putina skłócona i słaba Europa to idealny scenariusz i cel strategiczny.

Gospodarcze linie podziału

Kolejny ogromny problem to pieniądze. A właściwie spory o to, kto ma płacić i kto zyskuje. Gospodarka w Europie dostała w ostatnich latach kilka potężnych ciosów. Najpierw pandemia, a potem wojna w Ukrainie, której skutki odczuliśmy wszyscy. Wzrosły ceny, a rachunki za prąd i gaz uderzyły w portfele milionów mieszkańców Europy.

Kryzysy te nie dotknęły jednak wszystkich tak samo. Wciąż widać wyraźny podział. Są bogate kraje północy, jak Niemcy, i jest biedniejsze południe, jak Hiszpania, które wciąż ma problemy z długami sięgającymi czasów kryzysu euro, zarządzanego jeszcze przez Angelę Merkel. Do starych problemów dochodzą nowe, bardzo drogie wyzwania. Walka z kryzysem klimatycznym wymaga miliardów euro na transformację energetyczną, co budzi opór wielu branż i strach o miejsca pracy.

Jednocześnie Unia musi gonić USA i Azję. Amerykanie, dzięki swoim gigantycznym firmom, uciekają Europie w wyścigu o sztuczną inteligencję, a potęgi takie jak Indie stają się coraz silniejszą konkurencją. Dodatkowym, cichym problemem jest demografia, czyli starzenie się społeczeństw Europy. Dochodzi do tego przyszły, gigantyczny koszt odbudowy Ukrainy po wojnie.

Spór o to, kto poniesie te ciężary, może jeszcze bardziej podzielić Wspólnotę. Gdy ludziom żyje się gorzej, a ich przyszłość jest niepewna, chętniej słuchają polityków, którzy mówią: „to wszystko wina Unii”. Bez zgody w sprawach gospodarczych i poczucia, że wszyscy ciągną wózek w tę samą stronę, jedność Europy może okazać się tylko pustym hasłem.

Komentarze obsługiwane przez CComment