

Jedna z najbardziej znanych ciechanowianek naszych czasów Dorota Doda Rabczewska: piosenkarka, aktorka, celebrytka (czasami skandalistka) wygrała proces przeciwko Polsce przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu i otrzyma10 tys. euro zadośćuczynienia z tytułu szkody niemajątkowej. Tę "szkodę"wypłaci oczywiście Polska, czyli my, podatnicy. Ale nie chodzi tylko o pieniądze...
Sprawa dotyczyła wyroku warszawskiego sądu z 2010 roku, który skazał Dodę na karę 5 tys. zł za wyrażenie użyte w wywiadzie dla "Dziennika" (wywiad można obejrzeć na YouTube). Rabczewska powiedziała, że bardziej wierzy w dinozaury niż w Biblię, "bo ciężko wierzyć w coś, co napisał jakiś napruty winem i palący jakieś zioła". Na pytanie dziennikarki, kogo ma na myśli, Rabczewska odparła: "tych wszystkich gości, którzy spisali te wszystkie niesamowite historie".
Słowami Doroty Rabczewskiej poczuło się dotkniętych dwóch polskich obywateli (w tym jeden senator) i złożyło doniesienie do organów ścigania. Do akcji przystąpiła prokuratura i postawiła Dodzie zarzuty. Sąd roztrząsał sprawę, powoływał biegłych, zamawiał ekspertyzy i ostatecznie w drugiej instancji, w 2012 roku, Rabczewska została skazana na 5 tys. złotych grzywny, chociaż prokuratura domagała się dwukrotnie większej kary. Sąd uznał, że piosenkarka jest winna przestępstwa obrazy uczuć religijnych, bo jej słowa były "obiektywnie obraźliwe" i działała z zamiarem "wyśmiania i obrażenia".
Skazana oczywiście nie przyznawała się do winy. W 2015 roku sprawa trafiła jeszcze do Trybunału Konstytucyjnego, który uznał, że przepis z art. 196 kk o tzw. obrazie uczuć religijnych jest zgodny z ustawą zasadniczą.
W 2017 roku prawnicy Dody zaskarżyli wyrok do Strasburga. Po pięciu latach trybunał europejski uznał, że piosenkarka miała prawo tak się wyrazić.
W całości podzielił jej argumentację, która w skardze zapewniła, że jej wypowiedź udzielona dziennikarzowi nie była poważnym głosem w dyskusji na temat religii, a jej słowa "zostały wygłoszone w odpowiedzi na pytania dotyczące jej życia prywatnego, przy użyciu frywolnego i barwnego języka, mającego na celu pobudzenie zainteresowania jej fanów".
Trybunał zgodził się, że nie chciała nikogo obrazić i nie nawoływała do nietolerancji religijnej. Przypomniał, że według utrwalonego orzecznictwa Strasburga także poglądy, które "mogą szokować lub niepokoić", korzystają z ochrony wolności słowa, jeśli nie wzywają do nienawiści i przemocy.
Trybunał podkreślił, że polskie sądy "nie dokonały kompleksowej oceny szerszego kontekstu wypowiedzi skarżącej (âŚ), nie zidentyfikowały i nie rozważyły starannie konkurujących ze sobą interesów, a mianowicie jej prawa do swobody wypowiedzi wobec prawa innych osób do ochrony ich uczuć religijnych i zachowania pokoju religijnego w społeczeństwie".
Trybunał stwierdził, że art. 196 chroni przedmioty kultu religijnego, a nie osoby. Autorzy Biblii nie są więc przedmiotem żadnego kultu i nie podlegają ochronie. Jest nim za to Biblia, ale nie jako utwór literacki, lecz obiekt sakralny, czyli eksponowany w przestrzeni religijnej i wykorzystywany w czasie nabożeństw egzemplarz.
Sędziowie orzekali w składzie siedmioosobowym. Zdanie odrębne do wyroku zgłosił tylko jeden sędzia - z Polski. Na szczęście trybunał w Strasburgu nie musiał roztrząsać czy goście, którzy spisali te wszystkie niesamowite historie palili zioła i byli napruci.
RYSZARD MARUT
Ciechanów, 20 września 2022
Komentarze obsługiwane przez CComment