ul. ks. Ściegiennego 2, 06-400 Ciechanów 23 672 34 02 sekretariat@ciechpress.pl Pon.-Pt.: 8.00 - 16.00

Piruety w kotle

W Biblii jest mowa o tym (ustami Jezusa), że ci którzy dopuszczają się nieprawości zostaną wrzuceni w piec rozpalony (Mt 13,42). W piec, albo w kocioł, jak sobie to wyobrażano przez wieki w folklorystycznych przypowieściach. Źli ludzie mieli się smażyć, albo gotować (jak kto woli) w ogromnych kotłach. Ale ten największy, mega- kocioł, miał być przeznaczony ponoć dla polityków. I słusznie, bo to oni zazwyczaj fundują nam piekło na ziemi.

Wystarczy wymienić nazwiska Hilera, Stalina, czy wielu nieprzeliczonych dyktatorów w różnych częściach świata, których poznaliśmy z najbardziej barbarzyńskich praktyk. Prawa człowieka, etyka, czy międzynarodowe konwencje to dla nich żart, z którego można się natrząsać przy kolejnym toaście. Żadne prawo czy ludzkie życie, a nawet byt całych narodów nie mają dla nich najmniejszego znaczenia, nawet jeśli używają orwellowskiego języka i powołują się na jakieś wartości. Tak, wszyscy są za demokracją i postępem ludzkości. Wszystkim przyświeca interes publiczny oraz dobrobyt ogółu. Niektórzy nawet domagają się przywrócenia państwa prawa, nie bacząc na to, jak bardzo łamali to prawo przez lata.

Jarosław Kaczyński zapytany kiedyś przez niemiecką gazetę (Frankfurter Allgemeone Zeitung) jakich myślicieli politycznych ceni najbardziej, odpowiedział szczerze, że na pierwszym miejscu stawia Niccolo Machiavellego (żyjącego na przełomie XV i XVI w. włoskiego filozofa), który znany jest głównie z proklamowania zasady  „cel uświęca środki"). Politycy odwołujący się do tej podstępnej filozofii stali się zatem "makiawelliczni", czytaj: gotowi na wszystko, byle tylko zdobyć i utrzymać władzę. W naszych czasach są to nierzadko tak zdawałoby się niewinne metody jak dezinformacja, insynuacja, inwigilacja opozycji czy zawłaszczanie publicznych mediów. Hipokryzja (tzw. double-speak) też jest makiaweliczna, bo zmanipulowany nią lud staje się często fanatyczny i chętny do przemocy. Powstaje chaos, a w nim największe korzyści odnoszą ci, którzy "idą na całość" bo pozbawieni są jakichkolwiek skrupułów. 

Na drugim miejscu Kaczyński wymienił Carla Schmitta, niemieckiego prawnika i politologa, gloryfikującego państwo autorytarne, a przede wszystkim rolę przywódcy, którego wola ma być ponad prawem. Na jego "doktrynę" powołał się Adolf Hitler i stworzył państwo, gdzie prawo było tylko jego kaprysem. Podobnie u nas, nie tak dawno jeszcze, Kornel Morawiecki jako marszałek-senior (mianowany przez Kaczyńskiego) ogłosił wszem i wobec, że ponad prawem jest „wola ludu", którą naturalnie wyraża jego lider.

Politycy zawsze i wszędzie stawali na głowie, stosowali różne figury i piruety retoryczne by uzasadnić (legitymizować) swą potężną władzę, która tak łatwo przecież mogła im się wymknąć z rąk. Na przykład Napoleon miał kiedyś powiedzieć, że nie łamie prawa ten, kto ratuje ojczyznę. Na tę mądrość powołał się ostatnio Donald Trump przygotowując się do rozprawy z sędziami. Albowiem konstytucja z 1789 r. wprowadziła zasadę podziału i równowagi władz (checks and balances). Władza sądownicza jest niezależna od władzy wykonawczej. W razie wątpliwości interpretacyjnych właściwą instancją jest federalny Sąd Najwyższy i to on od 1803 roku, decyzją jego ówczesnego prezesa Johna Marshalla, stanowi "what the law is" (co jest prawem, w razie sporów). Z taką deklaracją nie zgodziliby się zarówno Hitler czy Stalin, jak również nie godzi się Donald Trump. Bo już teraz niektórzy sędziowie podważają jego dekrety, na przykład w kwestii masowych deportacji migrantów, czy masowych zwolnień pracowników w rządowych agencjach. Nowo powołany urząd pod wodzą Elona Muska (DOGE), zwalnia na lewo i prawo, często bez najmniejszej podstawy prawnej, do tego stopnia, że nawet ci którzy zostali przez Muska zatrudnieni często nie wytrzymują psychicznie i rezygnują z pracy, krzywdzącej współobywateli.

Donald Trump, obok Władimira Putina, wyrasta na głównego satrapę naszych czasów. Dał temu wyraz w czasie ostatniej wizyty prezydenta Zełeńskiego w Białym Domu. Dla każdego kto oglądał ten spektakl było oczywiste nie tylko to, że gospodarz zachował się impertynencko, a mówiąc wprost i wyraźnie - po chamsku, krytykując nawet ubiór gościa (Zełeński odparł że włoży garnitur jak skończy się wojna), ale że całe to „świetne widowisko telewizyjne" (używając słów Trumpa) zostało zaaranżowane wcześniej, żeby Zełeński łatwo wpadł w zastawioną pułapkę. I wpadł, nie mogło być inaczej. Gospodarze mieli ogromną przewagę, udział w spotkaniu wiceprezydenta Vance'a, formalnie niekonieczny, tym razem sprowadzał się głównie do obrażania Zełeńskiego i prowokowania go do wygłoszenia jakichkolwiek słów, które mogły by dać pretekst do zakończenia rozmów, wyrzucenia gościa z Białego Domu i niepodpisania porozumienia. Takie rozmowy winny odbywać się przecież w ciszy gabinetu, bez kamer. Trump jednak jest showmanem i mistrzem makiawelicznych metod. Powiedziałbym nawet, że uprawia swoisty mefistofelizm z piekła rodem. Bo wszyscy wiedzą że postępuje źle i znęca się nad niewinną ofiarą, a jednocześnie przynajmniej niektórzy z nas nie mogą wyjść z podziwu jak fajnie on to wszystko wyreżyserował i jaki był nadzwyczaj uroczy… Na przykład Orban zachwycał się wprost jego siłą i dążeniem do pokoju. 

Nie wszyscy dali się uwieść.  Europejscy liderzy nadal stoją w większości po stronie Ukrainy. Także amerykańscy Demokraci wskazali na „haniebne fiasko amerykańskiego przywództwa". Stany Zjednoczone, pod przywództwem Trumpa dołączyły do "osi zła" (obejmującej takie kraje jak Rosja, Iran czy Korea Północna) i w ONZ nie poparły rezolucji potępiającej rosyjską napaść na Ukrainę. Wiele wskazuje że nie tylko Trump „mówi Putinem" ale cała jego administracja przejęła "sowiecką mentalność" i postawiła na "koncert mocarstw", na dogadywanie się silnych kosztem słabych. Jeśli dziś Stany wysuwają pretensje terytorialne wobec Meksyku, Kanady, Panamy czy Grenlandii, to tym samym legitymizują rosyjskie roszczenia wobec Ukrainy (a także wobec wszelkich ziem stanowiących kiedyś część Związku Radzieckiego). Każdy dyktator z czasem to doceni. Chińczycy będą chcieli przejąć Tajwan i Bóg wie co jeszcze. To zapowiada Armagedon.

Polscy politycy w swojej większości będą z tym mieli dysonans poznawczy. Będą się utożsamiać z waleczną Ukrainą, która wojuje "za naszą i waszą wolność". Z drugiej strony będą chcieli zachować jak najlepsze relacje ze Stanami Zjednoczonymi, bo to jest główna siła NATO i nadal najlepsza gwarancja bezpieczeństwa. Czy to się da pogodzić? Zobaczymy.

Trumpa bronią i będą bronić politycy Konfederacji, a także wielu z PiS. Bo oni już stanęli dawno po jego stronie, bo są do bólu cyniczni i chcą skorzystać na anty-ukraińskich nastrojach, do których sami przyłożyli rękę. Bo liczą na to że Trump ich doprowadzi do władzy. W wyścigu prezydenckim Sławomir Mentzen ściga się głównie z Karolem Nawrockim. W niektórych sondażach nawet go wyprzedza. Wyprzedza go jednak głownie tym, że wszystkich Ukraińców wrzuca do jednego worka i traktuje jako banderowców. Nie patrząc na skomplikowaną sytuację historyczną ani na to że już w kwietniu w okolicach Tarnopola ma się rozpocząć ekshumacja ofiar tzw rzezi wołyńskiej. Niektórzy nazywają go  „najgorszą twarzą współczesnej Polski". Bo „straszy, szczuje, buduje nienawiść". Polska ma być bez Żydów, homoseksualistów, aborcji, podatków, Unii Europejskiej i bez Ukraińców"? To tylko jeden z tych piruetów w kotle politycznym, żeby za wszelką cenę osiągnąć cel.

W Biblii piekła jako takiego nie ma. Nie ma go też u Szekspira. Jedna z postaci jego komedii „Burza" głosi że piekła nie ma bo wszyscy szatani są tutaj na ziemi. I chyba ma rację.

Komentarze obsługiwane przez CComment