

Pamiętajcie państwo takie publiczne wystąpienie prezydenta Andrzeja Dudy, w którym po aktorsku, jak to tylko on potrafi, recytował przerobioną na swój użytek pieśń: „Ojczyznę dojną, racz nam zwrócić panie…”. Było to skierowane w stronę przeciwników politycznych, ówczesnej opozycji, która miała doić (czytaj: okradać) Polskę. Śmiechu z tego żartu było co niemiara, a najgłośniej śmiał się sam prezydent.
Ale oto minęło lat mało wiele i zobaczyliśmy całe brygady dojarskie, nie pochodzące bynajmniej z kręgów, które wskazywał prezydent. Okazało się, że sztukę tę opanowali doskonale ludzie ze środowiska politycznego, do którego przynależy sam Andrzej Duda. I wcale nie jest to śmieszne.
Solidarna Polska, partyjka działająca pod skrzydłami PiS, kierowana przez Zbigniewa Ziobro, doiła zarówno pojedynczo, ręcznie, jak i zespołowo, w sposób przemysłowy. Stworzyła specjalny fundusz, nazwano go dla niepoznaki Funduszem Sprawiedliwości, bo zgodnie ze statutem miał służyć wsparciu ofiar przestępstw i ich bliskich, a w rzeczywistości pod jego szyldem prowadzono na wielką skalę transfer środków z budżetu państwa do kasy partyjnej, a także do zaprzyjaźnionych instytucji, organizacji i wybranych osób.
Jednym z zarządzających Funduszem Sprawiedliwości był wiceminister Marcin Romanowski. W obliczu ciążących na nim zarzutów i przed groźbą aresztowania uszedł cało na Węgry i tam poprosił premiera Orbana o...azyl polityczny. Wkrótce kolejne osoby czeka to samo. To znaczy będą postawione im zarzuty, bo czy otrzymają azyl na Węgrzech, to nie wiem.
Za czasów rządów prawicy Solidarna Polska otrzymała od zarządzającego folwarkiem państwowym wypasioną krowę dojną, czyli Lasy Państwowe. SP poobsadzało swoimi ludźmi stanowiska od wiceministrów poprzez dyrektorów regionalnych, nadleśniczych, aż do gajowego, czyli posła Dariusza Mateckiego. „A w tym lesie, a w tym borze, któż policzyć kasę może…” - że pozwolę sobie, niczym pan prezydent, sparafrazować wiersz zapamiętany ze szkoły podstawowej. Wiec dojono na wielką skalę, a pieniądze wędrowały zarówno do kieszeni samych dojarzy, jak również dla całej solidarnej brygady, na tzw. Fundusz Sprawiedliwości. A niepoślednią rolę odgrywał w całym tym procederze poseł Matecki, zatrudniony na fikcyjny etat w jednej z Regionalnych Dyrekcji. Cóż on tam porabiał? Pilnował, wskazywał, ustawiał przetargi...
Ustaliły to dopiero organa ścigania, bo żadnych innych śladów pracy posła Mateckiego w lasach próżno szukać. Zatem zacytujmy Prokuraturę Krajową, wyjaśniającą aferę Funduszu Sprawiedliwości i innych powiązanych z nią spraw: {Dariusz Matecki ma otrzymać zarzuty, że podjął działania} „w celu osiągnięcia korzyści majątkowej i osobistej polegających na konsultowaniu z urzędnikami Ministerstwa Sprawiedliwości warunków ofert stowarzyszeń Fidei Defensor oraz Przyjaciół Zdrowia przed formalnym złożeniem tych ofert w konkursie na dotacje z Funduszu Sprawiedliwości", a także za "podjęcie działań w celu osiągnięcia korzyści majątkowej i osobistej, zmierzających do wskazania wbrew zasadom ogłoszonego konkursu określonych organizacji jako tych, które mają otrzymać dotację celową".
Czyli mówiąc wprost - brał łapówki.
Pracując na tak „odpowiedzialnym” stanowisku poseł Dariusz Matecki nie zapominał... o pracowniku LP Dariuszu Mateckim i „podjął czynności mające na celu udaremnienie oraz utrudnienie stwierdzenia przestępnego pochodzenia środków płatniczych w kwocie nie mniejszej niż 447 500 złotych" oraz "zawarcia z Centrum Informacyjnym Lasów Państwowych oraz Regionalną Dyrekcją Lasów Państwowych dwóch pozornych umów o pracę oraz poświadczenia nieprawdy w dokumentach potwierdzających wykonanie pracy, która w rzeczywistości nie była wykonana".
Inaczej mówiąc - był zatrudniony fikcyjnie. Przypomnijmy, chodzi o Lasy Państwowe, przedsiębiorstwo państwowe. Nie świadcząc żadnej pracy, otrzymywał wynagrodzenie. No ale ktoś go musiał przyjąć do tej roboty, podpisać umowę...
W ub. tygodniu CBA zatrzymało trzech byłych dyrektorów Lasów Państwowych, którym prokurator postawił zarzuty przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków w związku ze sprawą fikcyjnego zatrudnienia posła Mateckiego.
Póki co sam poseł jest chroniony immunitetem i nie można go aresztować. Ale minister sprawiedliwości już zwrócił się do Sejmu o zdjęcie tego przywileju, a sam marszałek Szymon Hołownia, który zamierza poddać ten wniosek pod głosowanie na najbliższym posiedzeniu sejmu, zaapelował do posła, żeby „wyszedł z lasu” i sam zrzekł się immunitetu. Na razie nie wyszedł…
Komentarze obsługiwane przez CComment