To jedno z tych ciepłych, słonecznych popołudni, zanim jesień na dobre rozgości się na świecie. Otwieram okno, wpuszczając do mieszkania rześkie powietrze.
Wychodzę do kuchni, by zaparzyć kawę, a po powrocie widzę niespodziewanego gościa na parapecie. Pszczoła. Stara zbieraczka, osłabiona, nie ma już siły odlecieć. Dopiero podanie kilku kropel wody z cukrem na łyżeczce dodaje jej energii. Najpierw unosi się niepewnie, a następnie odzyskuje siły, zrywa do lotu i znika za rogiem budynku.
***
Często nie zastanawiamy się nawet, jak ciekawe jest życie takiego małego owada. Młodziutkie pszczoły rozpoczynają pracę w ulu od czyszczenia komórek, później opiekują się larwami, budują plastry, odbierają nektar i gromadzą pożytek. Wreszcie – same zbierają nektar, pyłek i spadź. Jasno połyskujące skrzydełka zbieraczki trzepocą energicznie około sto dziewięćdziesiąt razy na sekundę, ale czas biegnie nieubłaganie – skrzydełka stopniowo nabierają poblasku tęczowego od słońca, wystrzępiają się i starsza pszczoła z coraz większym trudem leci do kwiatów. Zdarza się, że w drodze powrotnej nie może już donieść łupu. Opada na ziemię, zdezorientowana i pełna niepokoju. Dla pszczelego miasta lepiej jest, gdy jednostka umiera samotnie.
Pszczoły jako kolektyw nie giną jednak z pierwszym przymrozkiem. W przeciwieństwie do trzmieli i os, ich społeczność nie rozpada się jesienią. Gdy nadchodzą chłody, pszczoły pozostają w ulu — zebrane w ciepłym kłębie wokół matki, poruszają skrzydełkami, ogrzewając siebie nawzajem i żywiąc się zgromadzonym miodem. Tak trwają aż do wiosny, kiedy znów wylecą do kwiatów. Ich życie od wieków fascynowało uczonych i filozofów, którzy nierzadko snuli z obserwacji pszczół głębsze, metafizyczne refleksje.
***
Ludzie już dawno zauważyli, że kiedy zbieraczka odnajdzie źródło obfitego pożytku i odfrunie, zaraz potem zjawiają się w tym miejscu następne pszczoły. Jednak dopiero austriacki biolog i zoolog Karl von Frisch (1886-1982) odkrył mechanizm tego zjawiska. Frisch prowadził długotrwałe obserwacje znakowanych owadów i dowiódł, że zbieraczka „opowiada” innym pszczołom o znalezisku… tańcząc na plastrze! Taniec ten polega na wykonywaniu ósemek i wywijaniu przy tym odwłokiem. Tancerka w pewnym momencie robi zwrot i drepcze po linii prostej do punktu początkowego, gdzie ma zatoczyć drugie półkole – w ten sposób przekazuje dane o odległości: im dalej do miejsca pożytku, tym dłużej biegnie po linii prostej i częściej porusza odwłokiem. Z kolei przyjęcie odpowiedniej pozycji jej ciała na plastrze wskazuje na kierunek, w którym „zwerbowane” przez nią pszczoły mają się udać względem położenia słońca: Jeżeli należy lecieć pod słońce, pszczoła porusza się ku górze, gdy zaś trzeba udać się w przeciwną stronę, przesuwa się w dół; jeśli należy skierować się w prawo od promieni słonecznych, jej przebieg po linii prostej kieruje się odpowiednio w prawo, a kąt odchylenia równa się kątowi między kierunkiem promieni słonecznych a kierunkiem lotu. Ukończywszy tę czynność tancerka wraca do kwiatów, o których „opowiedziała” pozostałym, albo gdzie indziej werbuje następne zbieraczki. Liczne badania dowiodły, że pszczoła przygotowująca się do roli zbieraczki odbywa najpierw lot orientacyjny, starając się zapamiętać szczegóły okolicy. Zarejestrowane wówczas barwy, kształty i zapach zapisują się trwale w jej pamięci.
Czy zatem w rodzinie pszczelej działa jakiś czynnik rozumowy? Maurice Maeterlinck (1862-1949) autor popularnej książki pt. „Życie pszczół”, wierzył w istnienie „ducha ula”, swego rodzaju rozproszonej inteligencji. Francuski naukowiec Gaston Bonnier (1853-1922) mówił z kolei o „rozsądku zbiorowym”. Wnioski swoje wysunął na podstawie obserwacji: pewnego razu włożył do ula ramkę z plastrem składającym się z kawałków woszczyny, obwiązanych sznurkiem dla zabezpieczenia jej przed wypadnięciem. Zauważył, że robotnice natychmiast podjęły się naprawy plastra. Połączyły poszczególne kawałki, a kiedy scalony plaster mocno już trzymał się ramki, rozgryzły drażniący je sznurek i wyrzuciły go z ula, jak gdyby nastał moment, w którym „uznały” czy „zrozumiały”, że sznurek nie jest im do niczego potrzebny.
***
Austriacki filozof, twórca antropozofii Rudolf Steiner (1861-1925), w wykładach opublikowanych pt. „Tajemnice pszczół” wyrażał przekonanie o istnieniu mądrości objawiającej się w przyrodzie. Wierzył, że w budowie ula i w zachowaniu jego mieszkańców zaznacza się wyraźne działanie rozumu. Pszczelarstwo było dla niego rzemiosłem pięknym i pożytecznym, i zwracał uwagę, że miód bardzo korzystnie wpływa na człowieka, na jego „wytrzymałość i cielesne ukształtowanie” (dlatego zalecał go zwłaszcza osobom starszym). Podkreślał znaczenie relacji między człowiekiem, a stworzeniami będącymi pod jego opieką. Nie dziwiły go więc opowieści starych Bawarczyków o więzi pszczelarza z pszczołami: „Powiadają, że jego śmierć musi od razu zostać obwieszczona pszczelej rodzinie. Gdy ta wieść nie dociera, to całe roje umierają w ciągu następnego roku”. Gdy współcześnie zmagamy się ze zjawiskiem masowego wymierania pszczół, niemal za prorocze powinniśmy uznać przestrogi Steinera z 1923 roku: zachęcał wtedy do zerwania ze sztuczną, mechaniczną ingerencją w procesy przyrodnicze i do nieprzedkładania krótkotrwałych korzyści nad całość przedsięwzięcia, albowiem w przeciwnym razie „za sto lat” (!) hodowla pszczół może zaniknąć całkowicie.
***
Były też rozważania o pszczołach ciekawym elementem filozofii Henriego Bergsona (1859-1941) – jednego z najbardziej znanych filozofów na początku XX stulecia. Jego filozofia kruszyła dogmatyczne mury i ograniczenia epoki zachłyśniętej cywilizacją techniczną: podważała materializm i determinizm, a w ewolucji świata organicznego odkrywała działanie pędu witalnego (élan vital). W dziełach Bergsona, m.in. w „Ewolucji twórczej” (1907) i „Dwóch źródłach moralności i religii” (1932), pojawia się wątek społeczeństw owadów z rzędu błonkoskrzydłych, do których zaliczają się pszczoły. Jest on istotny w uchwyceniu roli instynktu w przyrodzie i stanowi też ważny punkt wyjścia do rozważań o społeczeństwie ludzi.
W wizji Bergsona ewolucja życia jest niczym wybuch granatu, który rozsadza się na kawałki, a te same rozpadają się na kolejne fragmenty. Życie tak pojmowane to nieustająca wynalazczość, dążenie do działania na materię i wysiłek zmierzający do włączenia jak największej „dowolności do zastanych konieczności sił fizycznych”. Ważnym pojęciem jest tu przenikający materię pęd witalny, który przechodzi przez różnicujące się nieskończenie linie ewolucji, a ta jest nie tylko wykluczaniem osobników niedostosowanych, ale przede wszystkim odpowiedzią samego życia na trudności stawiane przez środowisko. Według Bergsona u zarania życia na Ziemi istniały dwie przenikające się formy życiowej aktywności: instynkt i inteligencja, i celem obydwu było skuteczne oddziaływanie na bezwładną materię. Narzędziami instynktu są niezmienne organy stworzone przez naturę (np. budowa ciała pszczoły warunkuje jej funkcje). Z kolei inteligencja (u ludzi) sama wynajduje i modyfikuje swoje narzędzia. Rozwój tych dwóch aktywności zdaniem Bergsona osiągnął pełnię na końcu dwóch linii ewolucyjnych zwierząt: u stawonogów i kręgowców. „Przy końcu pierwszej linii jest instynkt owadów, a zwłaszcza błonkoskrzydłych, u kresu drugiej znajduje się inteligencja ludzka”. I co ważne, w obu tych miejscach życie zwróciło się ku formom społecznym: w przypadku instynktu najpełniej spełniło się to w ulu i mrowisku, w przypadku inteligencji – w społeczeństwach ludzkich.
Henri Bergson porównywał społeczną organizację pszczół do organizmu, którego komórki istnieją dla dobra całości. Społeczność owadów nastawiona jest na porządek, podczas gdy ludzkie społeczeństwo opiera się na wolności wyboru i dąży do postępu. Mimo to człowiek też potrzebuje stabilności i bezpieczeństwa. Regularne rezultaty, osiągane przez pszczoły dzięki instynktowi, ludzie osiągają poprzez normy moralne — to one kształtują społeczeństwo zamknięte, oparte na obowiązkach wobec własnej grupy, lecz nie wobec całej ludzkości. Taka wspólnota jednoczy się w obronie własnych interesów, a jej spójność wynika z przestrzegania nakazów, tradycji i religijnego rytuału. Ludzie funkcjonują w niej nieco jak pszczoły w ulu. Aby przejść na wyższy poziom moralności — dynamicznej, otwartej na wszystkich ludzi — potrzebny jest wysiłek duchowy i inspiracja. Tę rolę pełnią święci, reformatorzy, mistycy czy po prostu jednostki, których dobroć porusza nas i przemienia. Nieprzypadkowo wielcy mistycy mawiali, że odczuwają jak gdyby „prąd”, który biegnie z ich dusz ku Bogu i powraca stamtąd ku rodzajowi ludzkiemu…
I tak, od spotkania z niepozorną pszczołą, przeszedłem przez przyrodnicze ciekawostki do głębszych, metafizycznych refleksji o życiu i społeczeństwie. Zanim jednak zacznę wychwalać matriarchat jako najwyższą formę organizacji społecznej, wypada zakończyć te „Medytacje i obserwacje” filiżanką rozgrzewającej herbaty z miodem. Wszak jesień już puka do drzwi.
Komentarze obsługiwane przez CComment