Naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie drony po raz kolejny przypomniało nam o tym, że zagrożenie konfliktem zbrojnym, bez względu na to, jak oceniamy jego prawdopodobieństwo, należy brać pod uwagę.
Przez ostatnie lata zmieniło się wiele – dekadę temu trudno było nam sobie wyobrazić, że w cywilizowanej Europie dojdzie jeszcze do zbrojnej konfrontacji, a dziś nad naszymi głowami latają obce maszyny. Co, jeśli ziści się najgorszy scenariusz? Czy my, zwykli ludzie, jesteśmy przygotowani na taką ewentualność?
Z końcem zeszłego roku weszła w życie ustawa o obronie cywilnej, na mocy której rozpoczęła się inwentaryzacja miejsc, które mogą służyć jako schrony i miejsca ukrycia lub doraźnego schronienia. Tymczasem media alarmują, iż wśród blisko czterech tysięcy dotychczas skontrolowanych miejsc ledwie jedna czwarta „daje szanse bycia uznanymi za schrony”, a wszystkich takich funkcji nie spełnia żaden obiekt. Przed władzą zatem, obojętnie w jakim składzie, jeszcze wiele roboty, a nasze bezpieczeństwo zależeć będzie w dużej mierze od nas samych. Rząd opracował w tym celu poradnik bezpieczeństwa, który jest już dostępny w wersji cyfrowej, a w najbliższym czasie trafi w wersji fizycznej do naszych domów. Poradnik zawiera wiele wskazówek, jak się przygotować do sytuacji kryzysowej i jak się podczas jej trwania zachować, aby zwiększyć swoje szanse na przetrwanie. Czy jest to niezbędna dla nas pomoc? Jak wielu z nas sięgnie po broszurę?
Każdy z nas inaczej ocenia zagrożenie. Wielu z pewnością odrzuci ryzyko wybuchu konfliktu, czy to z powodu przekonania o sile Sojuszu Północnoatlantyckiego, czy też braku wiary w złe intencje Rosji. Inni mają już spakowany plecak ewakuacyjny, zapasy i opracowany plan działania, w myśl zasady, że przezorny zawsze ubezpieczony. Jedni kierują swój wzrok w stronę munduru, aby własnymi rękami stawić odpór wrogowi, inni nie widzą potrzeby stawania do walki, jako najwyższe dobro stawiając rodzinę i własne życie. Niektórzy wiedzą doskonale, jak się wtedy zachowają, czy to próbując przetrwać w kraju, czy też udając się jak najdalej od konfliktu, inni zaś nigdy o tym nawet nie myśleli, traktując hipotetyczne zagrożenie jako coś abstrakcyjnego i odległego.
My jednak pytamy: co, jeśli...? (nie mając zamiaru nikogo straszyć i mając nadzieję, że pozostaną to tylko rozważania teoretyczne). Co zrobimy w pierwszej kolejności? Czy w ogóle wiemy, co wtedy robić? Czy znamy zasady pierwszej pomocy, sygnały alarmowe? Czy wiemy, gdzie się ukryć, jak zachować, jak uzyskać pomoc? W jaki sposób – mentalny i materialny - jesteśmy do tego przygotowani?
Każde zagrożenie trzeba poznać, aby móc stawić mu czoło. Co zatem zrobię, gdy wybuchnie wojna?
Krzysztof Bieńkowski, senator, Przasnysz:
- Jako senator, ale także jako mąż i ojciec, często zadaję sobie to pytanie. Wierzę, że naszym obowiązkiem jest przede wszystkim zapobieganie wojnie – wzmacnianie armii, budowanie sojuszy, rozwijanie nowoczesnych technologii obronnych i prowadzenie odpowiedzialnej polityki zagranicznej. Ale jednocześnie nie mogę udawać, że zagrożenia nie ma. Historia uczy nas, że Polska zawsze musiała być przygotowana na trudne czasy. Klasyczna wojna z wkroczeniem piechoty i czołgów wydaje mi się dziś mniej prawdopodobna. Realnym zagrożeniem są przede wszystkim ataki z powietrza – rakiety, drony, precyzyjna broń dalekiego zasięgu. Dlatego każdy z nas powinien wiedzieć, gdzie w domu czy w okolicy znajduje się bezpieczne miejsce, w którym można się ukryć w czasie nalotu. Warto o tym rozmawiać z rodziną i sąsiadami, by w sytuacji kryzysowej działać szybko i bez paniki. Na marginesie dodam, że Polska powinna konsekwentnie rozwijać system obrony powietrznej, także z elementami chroniącymi przed atakami dronów, które stają się narzędziem nowoczesnej wojny. Ważnym elementem przygotowań jest także codzienna przezorność. Każda rodzina powinna mieć zapas wody i żywności na kilka dni, radio na baterie lub naładowany powerbank, gotówkę na podstawowe wydatki, a także pełny bak paliwa w samochodzie. Te proste środki pozwolą uniknąć chaosu i paniki w pierwszych dniach ataku. Później, jak pokazuje doświadczenie Ukrainy, życie toczy się dalej mimo działań zbrojnych – dlatego warto być przygotowanym do funkcjonowania w trudnych warunkach. Gdyby wojna stała się faktem, w pierwszej kolejności zająłbym się bezpieczeństwem rodziny i mieszkańców mojego regionu. Wspólnie z samorządami, wojskiem i służbami organizowałbym system pomocy, ewakuacji i ochrony ludności cywilnej. Jestem przekonany, że w sytuacji kryzysowej siła wspólnoty i solidarność między sąsiadami są równie ważne jak nowoczesne uzbrojenie. Jako parlamentarzysta, moim obowiązkiem byłoby także wspieranie państwa w działaniach obronnych, ale i kontrolowanie, aby decyzje władz były skuteczne i sprawiedliwe. Wojna to nie tylko żołnierze na froncie – to także zapewnienie żywności, leków, dostępu do energii i wody. Dlatego kluczowe jest rozwinięcie rezerw strategicznych oraz przygotowanie lokalnych społeczności do działania w warunkach kryzysu. Nie ukrywam, że myślę też o młodym pokoleniu. Chciałbym, aby moi synowie dorastali w pokoju, ale wiem, że muszą być wychowywani w duchu odpowiedzialności i gotowości do obrony Ojczyzny. Jestem przekonany, że Polska nie jest sama. Jesteśmy częścią NATO, współpracujemy z sojusznikami, mamy armię coraz lepiej wyszkoloną i wyposażoną. Póki jest czas należy to wszystko wzmacniać, by do wojny nie doszło. Stąd moje liczne kontakty w sprawach międzynarodowych i zabiegi o wzmocnienie bezpieczeństwa. W razie "W" zrobię wszystko, aby chronić ludzi, budować jedność i dawać przykład odwagi i odpowiedzialności. Bo w obliczu największego zagrożenia nie ma miejsca na strach – jest tylko miejsce na odpowiedzialność i działanie.
RK
Agnieszka Dąbrowska, Kroczewo:
- Do niedawna myślałam, że o wojnie będziemy rozmawiać wyłącznie w kontekście historii albo literatury. Dziś, niestety sytuacja się zmieniła. Obawiam się, że wybuch wojny jest scenariuszem bardzo prawdopodobnym. Póki co, czeka nas chyba życie w stanie zagrożenia. Bardzo poważnie do tego podchodzę. Mam przygotowaną w domu torbę z lekarstwami, ubraniami i jedzeniem na wypadek, gdybyśmy z mężem i córką musieli opuścić dom i przeczekać zagrożenie w bezpiecznym miejscu. Kupiłam też radio na baterie i kilka latarek. Na szczęście mieszkamy na wsi, mamy piwnicę. To chyba będzie dla nas najbezpieczniejsze miejsce.
Mam przygotowany plan działania na wypadek wybuchu wojny, nie chcę o tym jednak mówić. W każdym razie strach przed wojną od jakiegoś czasu jest obecny w moim codziennym życiu.
KO
Adam Olszewski – były komendant ZHP w Ciechanowie:
- Jestem z pokolenia powojennego, któremu okropności wojny znane są tylko z przekazów rodzinnych, filmów, lektur i lekcji historii. W najśmielszych oczekiwaniach nie sądziłem, że dożyję tak niespokojnych czasów. Wojna za naszą wschodnią granicą zmusza mnie do przewartościowania swoich poprzednich wyobrażeń na ten temat. Pewne przygotowanie, w stopniu „powiedzmy dobrym” zdobyłem jako uczeń liceum w ramach przedmiotu przysposobienia obronnego, którego później przez pewien czas uczyłem. W harcerstwie, gdzie terenoznawstwo, obozownictwo, musztra, zdobywanie stopni i sprawności, gry terenowe, nauczyły mnie odpowiedniego zachowania w nietypowych okolicznościach. Wszystkie zdobyte umiejętności i wiedza z tego zakresu, dają mi poczucie bezpieczeństwa, ale z drugiej strony pragnąłbym ze wszystkich sił ich nie wykorzystywać w tak ekstremalnym czasie jakim jest wojna.
KB
Michał Wiśnicki – zastępca burmistrza Miasta i Gminy w Chorzelach:
- Dla mnie, osoby urodzonej w PRL-u, ale dojrzewającej już w III RP, wojna jest czymś abstrakcyjnym. Mogę pamiętać biedę schyłku okresu demoludów, ale nie słyszałem nigdy huku spadającej bomby. Dlatego trudno mi sobie nawet wyobrazić, jak to jest przeżyć nalot podobny do tych, które dzieją się w sąsiedniej Ukrainie.
Niemniej dopuszczam do siebie myśl, że wojna się zdarzy. Mówi o tym nawet statystyka: w tysiącletniej historii Polski nie było wieku bez zdarzeń wojennych. Obserwuję też, że w samorządach dojrzewa powoli taka myśl, że zarządzanie kryzysowe i obrona cywilna to nie mniej istotne zadania niż budowa dróg czy finansowanie oświaty. Czeka nas jeszcze mnóstwo wysiłku w tej mierze – ale to według mnie jeden ze sposobów, żeby tej wojny uniknąć. Wróg nie zaatakuje społeczeństwa, które jest na to przygotowane. Zgodnie z rzymską maksymą: Si vis pacem – para bellum.- „Jeśli chcesz pokoju, przygotuj się do wojny” – przysłowie łacińskie. Sparafrazowane zdanie z prologu do dzieła „O sztuce wojennej Wegecjusza”, historyka rzymskiego z IV w. n.e. Dzisiaj wolę więc zastanawiać się, jak wzmocnić ochronę ludności w mojej gminie, niż debatować nad tym, którymi drogami uciekać na Zachód.
KB
Katarzyna Kowalska – polonistka, Ościsłowo:
- Jestem osobą, która nigdy nie uciekała od odpowiedzialności zarówno za swoje czyny, jak i od tzw. odpowiedzialności społecznej. Gdyby wybuchła wojna, w pierwszej kolejności starałabym się zapewnić bezpieczeństwo i ochronę mojej rodzinie, dzieciom. Jeżeli byłaby możliwość, to poszłabym na front. Jak mawiają: daj mi broń, a ja zrobię z niej użytek. Moja wiedza na temat broni nie jest może na poziomie eksperta, ale potrafię strzelać do celu. Znam także podstawowe zasady survivalowe, tak że trudne warunki mi niestraszne.
Wielu ludzi głośno krzyczy podniosłe hasła i wykazuje swą odwagę hejtem w necie. Ciekawi mnie ilu z nich miałoby obywatelską odwagę i poczucie obowiązku wobec ojczyzny w sytuacji wojny. Szkoda, że w Polsce powszechne posiadanie broni jest zabronione prawnie, to nie Ameryka, ani czasy kiedy każdy miał flintę w chacie i mógł bronić najbliższych praktycznie „z marszu”.
KB
Dariusz Krawczyk – pracownik Muzeum Szlachty Mazowieckiej w Ciechanowie:
- W dzisiejszej sytuacji geopolitycznej, w jakiej znajduje się Polska, konflikt zbrojny staje się bardzo realny. Na pewno, jako pokolenie, które wojnę zna tylko z filmów i literatury nie dopuszczamy myśli, że wojna nas dotknie i będziemy jej bezpośrednimi uczestnikami. Osobiście dla mnie taka sytuacja jest trudna do wyobrażenia. Na pytanie, co zrobię w wypadku wojny, żeby nie użyć patosu, ale zostałem tak wychowany odpowiem, że wartości patriotyczne są mi bliskie. Jako żołnierz rezerwy także mam swoje zobowiązania wobec kraju, w którym mieszkam. Zapewne, jak wielu moich rodaków, chciałbym zapewnić bezpieczeństwo swojej rodzinie i bliskim. To jest bardzo ważny aspekt, który nie sprowadza się tylko do przygotowania „ewakuacyjnego plecaka”.
KB
Piotr Kaniewski, Płońsk:
- Zaklinanie rzeczywistości nie ma sensu. Oczywiście, że nikt normalny wojny nie chce, jednak ludzie inaczej nie potrafią dokonywać przełomów. A taką potrzebę się odczuwa, bo wyczerpują się zasoby pokojowego myślenia o rozwoju i poszukiwaniu nowych wyzwań. Zawsze w czasach końca epok dochodziło do konfliktów, buntów, wojen czy rewolucji.
Przykre, że mimo niekwestionowanego rozwoju cywilizacyjnego rządzą nami atawizmy, fobie, urazy.
Z pewnością w razie wojny zostanę w Polsce. Nie mam nic przeciwko, żeby zwłaszcza dzieci wyjechały przynajmniej poza obszar bezpośrednich zagrożeń. Podobnie niech wyjadą ludzie, którzy nie zniosą, bo z różnych przyczyn nie mogą znieść uciążliwości wojny. Bardziej mogą przydać się na zapleczu.
O ile to w ogóle możliwe, przygotowuję się mentalnie do starcia na różnych polach, zwłaszcza z rosyjską i poradziecką propagandą. Wiem, jak trudno oddzielać ziarna od plew w mediach społecznościowych, bo też oferta propagandowa oparta na psychologii i manipulacji jest bardzo trudna do zidentyfikowania przez osoby do tego nieprzygotowane.
Ubolewam, że dalej jesteśmy zapatrzeni, jak w obraz, w Stany Zjednoczone, których prezydent nie ukrywa swojego przywiązania do pieniędzy, a nie do wartości przez wielkie W.
Sądzę, że to jest właśnie czas, żeby Polska, Unia Europejska przedefiniowały własne założenia polityczne i gospodarcze, aby w ten sposób obudzić społeczeństwa w obliczu końca pewnych idei.
Idzie nowe w rozumieniu i sposobie funkcjonowania świata.
A Rosja? Nigdy nie była nam przyjazna, ani wbrew pozorom nie rozwijała naszej kultury. Co najwyżej narzucała nam swój sposób myślenia, imperialnie niszcząc i negując polski dorobek.
Na razie więc konserw nie zbieram, nie kupuję w panice mąki czy ryżu, choć mam poczucie graniczące z pewnością, że starcie z Rosją pełną fobii, propagandy i przekonania o własnej wyższości jest nieuniknione.
Czekam z niecierpliwością na przewrót w Moskwie lub zgon agenta KGB.
Chociaż wątpię, czy spowoduje to głębszą refleksję w tamtych ludziach, których zabójstwa dziennikarzy i polityków opozycji jakoś specjalnie nie obeszły.
Nie będąc rusofilem, nie jestem jednak rusofobem. Współczuję, że nawet światłe myśli muszą dalej mówić szeptem albo uciekać z rodzinnej ziemi.
Nie bójmy się jednak kolejnego zderzenia z imperializmem. Nauczmy się podobnie traktować Narcyza z Waszyngtonu i wspólnie działać w Europie.
KO
Komentarze obsługiwane przez CComment