ul. ks. Ściegiennego 2, 06-400 Ciechanów 23 672 34 02 sekretariat@ciechpress.pl Pon.-Pt.: 8.00 - 16.00

Dyrektor zwolnił dyscyplinarnie pielęgniarki. Stawia im poważne zarzuty, ale czy prawdziwe?

fot. K.Kujawa

To miało być krótkie posiedzenie Rady Społecznej SP ZZOZ w Żurominie, ale ostatecznie trwało półtorej godziny. Uczestniczyły w nim trzy pielęgniarki, które zostały zwolnione dyscyplinarnie przez dyrektora. Obecnie w tej sprawie toczy się spór przez sądem. 

Zacznijmy od tego, że były tylko dwa punkty obrad: przyjęcie protokołu z poprzedniego posiedzenia oraz przyjęcie sprawozdania z wykonania planu finansowego Samodzielnego Publicznego Zespołu Zakładów Opieki Zdrowotnej w Żurominie. Pierwszy punkt rada szybko zostawiła za sobą, ale do sprawozdania było kilka pytań, na które odpowiadał dyrektor szpitala Zbigniew Białczak.

Dyrektor wskazał na wstępie, że dane zawarte w sprawozdaniu są z 28 lutego (rada zaś odbyła się 18 marca br.) i nawiązał do sytuacji w NFZ i Ministerstwie Zdrowia dotyczącej wypłaty świadczeń za limitowane i nielimitowane zabiegi. Przypomnijmy, że ministerstwo obiecało pokryć w 100 proc. zabiegi ponadplanowe, a potem się z tego wycofało, informując, że szpitale, w zależności od rodzaju zabiegu, otrzymają od 50 do 70 proc. refundacji.

Zbigniew Białczak wskazał, że przychody szpitala w ciągu ostatnich 12 miesięcy osiągnęły pułap 81 mln zł, natomiast planowane były na 71 mln zł. Jak dodał. (po uwzględnieniu kosztów) szpital jest 86 tys. zł na plusie. Następnie dyrektor zaczął wymieniać inwestycje przeprowadzone w szpitalu i plany inwestycyjne na rok bieżący (już o tym pisaliśmy na naszych łamach).

Burmistrz Żuromina Michał Bodenszac zapytał dyrektora o to, jak wygląda realizacja kontraktów na poszczególnych oddziałach (w sprawozdaniu ujęto to zbiorczo). Zbigniew Białczak wyjaśnił, że zmienił się sposób kontraktowania (na ryczałt – jeden kontrakt na wszystkie oddziały).

Porodówka zostaje

- Jeśli chodzi o oddziały szpitalne, mogę państwu powiedzieć, że żaden nie ma wyniku dodatniego. We wszystkich są wartości ujemne- zaznaczył Ireneusz Rejmus.

Wicestarosta wymienił następnie oddziały z podaniem konkretnych strat podkreślając jednocześnie, że na oddziale ginekologiczno-położniczym, który, choć jest na minusie, to i tak mniejszym niż w skali kraju na tych oddziałach o podobnej liczbie urodzeń. Wicestarosta wskazywał, że dlatego też okoliczne szpitale rezygnują oraz mają zamiar zrezygnować z prowadzenia oddziałów ginekologiczno-położniczych (w Żurominie takich planów nie ma, szpital chce oddział utrzymać).
Ireneusz Rejmus dodał, że szpital generuje wartości dodatnie m.in. w POZ oraz ZOL, dzięki czemu są pieniądze na finansowanie oddziału położniczo-ginekologicznego.

Ważną informacją dla pacjentów z pewnością będzie ta, którą przytoczył chwilę później dyrektor. Okazuje się bowiem, że szpital w Żurominie zaczął się specjalizować w uśmierzaniu bólu kręgosłupa poprzez zamrażanie receptorów nerwowych. Tego rodzaju zabiegi są wysoko refundowane przez NFZ, co wpływa korzystnie na budżet szpitala. Zbigniew Białczak chwalił ortopedię, mówiąc, iż "błyszczy na terenie północnego Mazowsza", wcześniej jednak podkreślając, że chodzi o "proste zabiegi medyczne" z tego zakresu.

Deficyt specjalistów w powiecie

Następnie, po pytaniu Marianny Słowikowskiej dotyczącym niewielkich wydatków (mniejszych niż planowano) na pediatrię dyrektor przyznał, że to efekt braku pediatrów (jeden dojeżdża do Żuromina z Łodzi). Zbigniew Białczak wskazał, że w powiecie żuromińskim nie mieszka nie tylko żaden pediatra, ale również żaden ginekolog, chirurg, psychiatra itd. Jak relacjonował dyrektor, w szpitalu pracuje 74 lekarzy, z czego 7-8 to mieszkańcy powiatu żuromińskiego.

Możliwe jednak, w ocenie dyrektora, że w przyszłym roku szpital w Żurominie zyska nowego pediatrę, ponieważ specjalizację kończy wtedy 3 rezydentów lecznicy.

Michał Bodenszac zapytał także o to, czy w szpitalu można wykonać badanie mammografem, jednak dyrektor zaprzeczył wskazując, że szpitale nie posiadają tej klasy sprzętu i mammografię najlepiej zrobić w mammobusie, gdzie znajdują się najlepszej jakości mammografy. Niemniej wicestarosta Ireneusz Rejmus poinformował, że od kilku lat trwają starania o zakup mammografu do szpitala, a nawet starostwo na ten cel odłożyło 200 tys. zł, jednak jeszcze nie było programu z dofinansowaniem na ten cel.

- Pracownia mammograficzna nie została zlikwidowana. Cały czas ją trzymamy w "blokach startowych" - poinformował dyrektor Białczak.

Szpital i starostwo czekają na odpowiedni program, by móc zakupić ten sprzęt. Koszt dobrego mammografu, jak wskazywał dyrektor, to ok. 800 tys. zł.

Środki z NFZ

Agnieszka Czaplińska zadała pytanie dyrektorowi dotyczące kwestii wspomnianej na początku – a więc deklaracji MZ o nierefundowaniu w całości niektórych, wykonanych już zabiegów w odniesieniu konkretnie do szpitala w Żurominie. Dyrektor jednak nie odpowiedział wprost, na co uwagę zwróciła mu zainteresowana radna oraz wicestarosta. Potem Zbigniew Białczak stwierdził, że koszty za 2024 rok radna ma przed sobą, a jeśli chodzi o pieniądze z NFZ, które nie zostały jeszcze szpitalowi wypłacone, są one obecnie "ściśle tajne". Doszło do chaotycznej wymiany zdań.

- Nasz szpital tak sobie świetnie radzi, że i bez tych środków jest na plusie. Pani w ogóle nie wie o czym pani mówi – zaatakował radną dyrektor, co spotkało się z reakcją wicestarosty, który chciał uspokoić nastroje.

Odpowiedzi, zamiast dyrektora, udzielił Ireneusz Rejmus, informując, że za wszystkie nadwykonania limitowane środki zostały wypłacone szpitalowi, natomiast za nielimitowane, jak wskazał wicestarosta – "pan dyrektor powinien mieć takie informacje".

- I z tego co zrozumiałem, to chyba 600 tys. zł. Natomiast jaka wartość początkowa będzie zapłacona, tego nie wie nikt, z uwagi na to, że jak zawsze NFZ będzie chciało zapłacić maksymalnie mało. My natomiast będziemy chcieli, żeby zapłacili wszystko. Gdzie się spotkamy? Trudno powiedzieć – wyjaśnił wicestarosta i dodał, że dyrektor będzie walczył o minimum 600 tys. zł, jednak teraz nie można przewidzieć, czy NFZ wypłaci tyle środków o ile wnioskować będzie szpital.

Po długiej dyskusji sprawozdanie zostało zaopiniowane pozytywnie.

Spór o urazy

Radni przeszli do wolnych wniosków i wtedy to pytanie dyrektorowi zadała wójt Siemiątkowa Ewa Naguszewska. Pytanie dotyczyło tego, czy w przypadku wystąpienia urazu po godz. 18 mieszkaniec jej gminy ma jechać od razu do szpitala wojewódzkiego, czy otrzyma zaopatrzenie w Żurominie (chodzi o odległości ponad 30 km). Dyskusja na ten temat była długa i zażarta, choć pytanie w gruncie rzeczy było proste i, jak wskazał potem wicestarosta, odpowiedź też powinna być prosta (ale nie była). Skracając temat – w szpitalu w Żurominie funkcjonuje tylko pododdział ortopedyczny, nie ma także chirurgii dziecięcej. Burmistrz Żuromina z kolei wskazywał, że jeśli w Żurominie dziecko nie zostanie zaopatrzone, to ze złamaniem należy jechać do innego szpitala. Dyrektor Białczak natomiast wciąż zwracał uwagę na to, że to lekarz weryfikuje z jakim urazem mamy do czynienia (co oczywiście jest prawdą, choć nie nie było to przedmiotem poruszanego problemu). Jak wyjaśniła Ewa Naguszewska, w jej pytaniu chodziło o to, czy osoba z urazem z Siemiątkowa powinna jechać do Żuromina, aby zaopatrzyć uraz, czy od razu do Ciechanowa, gdyż pokonanie drogi z Siemiątkowa do Żuromina zajmuje tyle czasu co dotarcie z Siemiątkowa do Ciechanowa, gdzie już pacjent mógłby od razu (bez czekania na wyciągu) otrzymać pomoc.

- Konkluzja jest taka, że jeśli ktoś jest przekonany, że uraz jest poważny, powinien jechać do Ciechanowa – spuentował starosta Jerzy Rzymowski.

Oferta "nie do odrzucenia"

Na obradach pojawiły się trzy pielęgniarki, które w 2022 roku zostały zwolnione dyscyplinarnie z SPZOZZ w Żurominie. Jak wskazały, chciały, żeby rada społeczna miała świadomość, co dzieje się w szpitalu. Kobiety wygrały prawomocnie jeden proces z dwóch, jakie wytoczyły szpitalowi. Sąd uchylił naganę, jaką nałożył na pielęgniarki dyrektor. Teraz wszystkie trzy walczą w sądzie, aby uzyskać odszkodowanie za "niezgodne z prawem rozwiązanie mowy o pracę bez wypowiedzenia". W pierwszej instancji wygrały ze szpitalem (wyrok z 19 lutego br.), jednak to nie koniec tej sprawy – wyrok jest nieprawomocny.

- Słyszałam, że szpital potrzebuje pielęgniarek, a tu są panie, z dużym stażem, z dużym doświadczeniem, które zostały zwolnione. Mógłby pan coś na ten temat powiedzieć – zapytała dyrektora Agnieszka Czaplińska.

- CV możecie złożyć – zwrócił się do pielęgniarek, które zwolnił (!) dyrektor Zbigniew Białczak.

Potem dyrektor stwierdził jeszcze, że potrzeba pielęgniarek z doświadczeniem na OIOM.

Dyrektor oskarża pielęgniarki

-Ale panie dyrektorze, my zostałyśmy zwolnione 2 lata temu dyscyplinarnie przez pana dyrektora. Mało tego. Dziś mamy wyrok sądu, pozytywny dla nas... - zaczęła jedna z pielęgniarek, ale dyrektor przerwał jej mówiąc, że wyrok jest nieprawomocny.

Jeden owszem, drugi jest już prawomocny.

- Uknuliście przeciwko nam spisek. Ja nie rozumiałam, dlaczego po 42 latach zamiast kwiatów od pana dyrektora, podziękował mi pan zwalniając mnie dyscyplinarnie – relacjonowała pielęgniarka wskazując, że do tego momentu nie było żadnych zarzutów co do jej pracy.

Kolejna pielęgniarka wskazała, że zarzuty wobec nich są powielone z karą nagany, a karę dyrektor nałożył na nie, cytując za uzasadnieniem wyroku sądu, za rzekome "palenie papierosów na terenie zakładu" pracy oraz fakt, że "nakłaniały" przełożoną do "zniesienia/ograniczenia dyżurów nocnych pielęgniarkom pracującym na umowę zlecenie, a powierzenie ich pielęgniarkom pracującym na UoP".

- Za palenie papierosów ja jeszcze nie słyszałam, żeby ktoś kogo zwalniał – relacjonowała kolejna pielęgniarka, a jej koleżnka wskazała, że dyrektor przed sądem nie potrafił wskazać, za co zostały zwolnione.

- To może dzisiaj pan dyrektor nam powie? - zapytała.

- Zwolniłem panie dlatego, że zagrażały panie życiu i zdrowiu pacjentów – zszokował zebranych Zbigniew Białczak, na co jedna z pielęgniarek powiedziała mu, że są to mocne słowa.

- Jak się oddziałową zamyka w pokoju, jak się utrudnia dostęp do leków, jak się dezorganizuje pracę z koleżankami, jeśli pani popada w konflikty z tymi koleżankami, nie przekazuje...

Nastał chaos, wicestarosta próbował umożliwić dyrektorowi zdanie, a jedna z pielęgniarek wskazała, że przez 40 lat pracy w żadne konflikty z koleżankami nie wchodziła. Dyrektor utrzymywał, że zrobił to dla dobra pacjentów, a pielęgniarki chciały wiedzieć, dlaczego z nimi o tym nie porozmawiał i czemu nie skonfrontował tych informacji. Następnie dyrektor drugi raz powtórzył, że pielęgniarki zagrażały życiu i zdrowiu pacjentów.

Rozdzielenie zniwelowało rzekome zagrożenie?

- W jaki sposób panie dyrektorze? - zadawała pytanie pielęgniarka, ale bez odpowiedzi.

Z relacji pielęgniarek wynika, że nikt z nimi nie rozmawiał na ten temat

- Z panem dyrektorem byłyśmy umówione trzy razy. Nie doszło do spotkania – relacjonowała jedna z kobiet, po czym dodała – Raz, jedyny, spotkał się z nami pana zastępca doktor Biały i to było tego feralnego dnia, 1 września, którego rzekomo nas pan dyrektor na tym paleniu złapał. Ja nie palę papierosów, nigdy nie paliłam i wtedy też nie, a mam to w zarzutach – wskazała pielęgniarka.

Wicestarosta Ireneusz Rejmus zwrócił uwagę, że sprawa toczy się w sądzie i szpital dostosuje się do wyroku sądu, a następnie stanął w obronie dyrektora.

- Ja wątpię, że jakikolwiek dyrektor, nie mając jakichkolwiek zarzutów do pracownika, żeby podejmował takie decyzje – bronił Zbigniewa Białczaka wicestarosta, z zaznaczeniem, że w przypadku wyroku korzystnego dla pielęgniarek należą im się przeprosiny.

Co ciekawe dyrektor Białczak wskazał, że nigdy, do 2022 r., nie zwolnił nikogo dyscyplinarnie, a trzem pielęgniarkom najpierw zaproponował przeniesienie na inne oddziały. Stwierdził także, że to "pacjenci w pierwszej instancji przegrali, nie szpital" i to przeniesienie właśnie najprawdopodobniej na tym zaważyło.

- Najpierw mówi pan tym paniom, że zagrażały pacjentom, dlatego pan je zwolnił. A za chwilę pan mówi, że proponował pan im pracę na innych oddziałach. Ja tego nie rozumiem – zastanawiała się Agnieszka Czaplińska.

Dyrektor stwierdził, że były zagrożeniem "łącznie".

Sytuację próbował uspokoić starosta Jerzy Rzymowski, który podkreślił, że rada społeczna nie jest miejscem rozstrzygnięcia tej sprawy. Wicestarosta przyznał, że dyrektor o sprawie go informował. Według Ireneusza Rejmusa dyrektor miał odpowiednie argumenty i to on odpowiada za politykę kadrową szpitala. Pielęgniarki stwierdziły, że Zbigniew Białczak miał im powiedzieć, że "wylądują na śmietniku" podobnie jak byli lekarze, ale dyrektor to zdementował. Starosta wskazał, że to "słowo przeciw słowu" i ponownie dodał, że rada nie jest miejscem do rozstrzygnięcia sprawy, a pielęgniarki ponownie wskazały, że nie tego oczekują, tylko chciały o tym poinformować radę i starostwo.

- Czyli na przyszłość byłoby dobrze, gdyby starostwo spotkało się z obiema stronami, nie tylko z dyrektorem – zaproponowała rozwiązanie Agnieszka Czaplińska, co zaaprobowały pielęgniarki.

Nie był to koniec dyskusji, jednak puentą będzie prawomocny wyrok sądu, który wyjaśni, kto w tym konflikcie ma rację. Do tematu wówczas wrócimy.

Komentarze obsługiwane przez CComment