ul. ks. Ściegiennego 2, 06-400 Ciechanów 23 672 34 02 sekretariat@ciechpress.pl Pon.-Pt.: 8.00 - 16.00

Cyrk jedzie do piekła

Zaglądam czasem na amerykańskie fora społecznościowe i tam znalazłem inspirację do tego felietonu. 

Jak wiadomo, ogłoszono teraz w Ameryce, że były już prezydent Biden jest poważnie chory, ma raka prostaty z przerzutami do kości. Pamiętamy, jak bardzo nienawidził go prezydent Trump i jak go publicznie znieważał. A teraz okazało się. jak wielu ludzi docenia jego styl rządzenia, jak bardzo jest im brak Bidena. Ktoś więc napisał, jak bardzo poważał cichy, spokojny, ale pewny głos prezydenta, jego stabilność i odpowiedzialność, jego wartości. W przeciwieństwie do stylu Trumpa, który jest jakby prestidigitatorem, niemal codziennie zaskakuje fajerwerkiem, fejkiem, codziennie Amerykanie mają cyrk, ale w polityce może to prowadzić do piekła.

Amerykańskie piekło zaczęło się kilka lat temu, gdy po wygranych przez Bidena wyborach, fanatyczni zwolennicy Trumpa urządzili słynny szturm na Capitol, siedzibę Kongresu, amerykańskiego parlamentu. Zdewastowali obiekt, pozabijali lub ranili wielu strażników i policjantów, chcieli nawet powiesić wiceprezydenta, ale się na szczęście schował. Takie zdarzenia trzeba przypominać, bo fanatyzm i głupota prowadzą do nieszczęść. Ludzie w Ameryce obawiają się recesji lub zwolnienia z pracy, bo nic nie jest pewne. Prezydent codziennie z emfazą prezentuje fejki, po czym prędzej czy później się z nich wycofuje. W polityce międzynarodowej nie może się zdecydować czy lubi Putina, czy nie lubi, jego oświadczenia przypominają grymasy klowna. Ostatnio, przyjmując oficjalnie w Białym Domu czarnego prezydenta Południowej Afryki, potraktował go wybitnie agresywnie, jak jeszcze niedawno Zełeńskiego, oskarżając o to, że rząd południowoafrykański zabija białych farmerów. Posłużył się przy tym jakimiś dokumentami ze zdjęciami, które w ogóle nie odnosiły się do tego kraju. Dziennikarze udowodnili mu fejk, ale Biały Dom się do tego nie odniósł. Cóż, nikt tam wprost nie przyzna, że Trump jest rasistą. Za to w środowisku Trumpa zawrzało po wyborze amerykańskiego papieża. 

Oficjalnie, to oczywiście "wielki honor" dla kraju, mniej oficjalnie radykałowie republikańscy zakwalifikowali Leona XIV jako wroga. Ultraprawicowa przyjaciółka Trumpa Laura Loomer napisała w sieci, że nowy papież to klon papieża Franciszka i kolejna marionetka (sic!) "marksistów". Nową ideologią trumpistów wydaje się chrześcijański nacjonalizm, którego głównym eksponentem jest teraz wiceprezydent J.D.Vance, katolik od sześciu lat, który bardzo wojowniczo prezentuje ordo amoris (porządek miłości), w taki jednak sposób, żeby wyeliminować ze wspólnoty "obcych". Papież Franciszek zaś, jeszcze tak niedawno, stanowczo się temu sprzeciwił: "Chrześcijańska miłość jest uniwersalna, obdarza po równo wszystkich ludzi, niezależnie od narodowości czy obywatelstwa". 

To, że dzisiejsza polityka to cyrkowe show i tromtadracja, stało się banałem. U nas pod tym względem wcale nie jest lepiej. Po wielu ostrych debatach, wiecach i marszach kampania prezydencka dobiega wreszcie do finału. Nadal nic nie wiadomo, jest remis ze wskazaniem na Nawrockiego. Kandydat PiS-u to "człowiek bez właściwości" (używając słynnego sformułowania Roberta Musila z powieści pod tym samym tytułem) ze sprytem Nikodema Dyzmy. Nawrocki jest dyletantem, bez własnych wartości i przekonań. Te ma zapożyczone, od PiS-u. Ale jest swojakiem, knajakiem, mówi bardzo prostym językiem, często hasłowym. I to się podoba. Jego strategia jest banalnie prosta: bronię jak lew osiągnięć PiS-u (nawet jeśli są one nieprawdziwe), lecz kłaniam się nisko Konfederacji i każdą niemal wypowiedź kończę puentą, dobrze im rezonującą w uszach. Podpisał w ciemno wszystkie punkty Mentzena. Po drugiej stronie barykady jest Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy, który nie bardzo mógł się zdecydować, czy jest lewicowy, czy prawicowy. W efekcie stał się mało wiarygodny i raczej rozsierdził wszystkich, prawaków i lewaków (szczególnie tych od Zandberga, vide wypowiedzi Pauliny Matysiak). Pomimo tego, że jest merytoryczny i ma doświadczenie w zarządzaniu, wyciąga mu się każdą najmniejszą wpadkę (wpadek obaj mieli multum). Niby wygrywa debaty, potem traci punkty... Podobnie jak Kamala Harris wygrała debatę z Trumpem, a potem i tak zdecydowanie przegrała. Bo Trump wstawiał takie farmazony, które ludzie zapamiętali. Na przykład, że Haitańczycy w Stanach jedzą psy i koty… co oczywiście jest bzdurą na kiju.

Trump okazał się teflonowy. I Nawrocki chyba też będzie. Nic nie szkodzi jego reputacji. Ani kontakty z półświatkiem (gangsterami, suterenami), ani kibolskie ustawki, których nie dementował, ani jego podróże po szerokim świecie na koszt tej czy innej firmy, jego prowadzenie "dynamicznych” stosunków międzynarodowych w "apartamentach miłości", jego książka o znanym mafioso napisana pod pseudonimem, a potem chwalenie samego siebie "pod przykryciem", jego poręczenie za neonazistę, wreszcie ewidentne wyłudzenie mieszkania od starszego człowieka za przysłowiową "marchewkę" (w Ameryce też są takie sposoby, określa się je pogardliwie peppercorn).

Bo on nie ma nic do stracenia. Jakkolwiek będzie, zyskał już rozpoznawalność i da sobie radę. A po drugiej stronie jest człowiek zastrachany, zmęczony koniecznością stania pod ścianą. Musi tłumaczyć się z błędów własnych i całego rządu. Rząd zaś jest nisko oceniany, w dużej mierze na skutek kłód rzucanych mu pod nogi przez pisowskiego prezydenta. No i te słynne "szlabany" głębokiego państwa pisowskiego: Trybunał Konstytucyjny, Sąd Najwyższy, Krajowa Rada Sądownictwa, Narodowy Bank Polski, Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, etc. Rząd sobie na tym polu minowym słabo radził, tym bardziej że wielokolorowa koalicja nie bardzo umiała się na nim poruszać i dochodzić do konsensusu w ważnych dla wyborców kwestiach (aborcja, związki partnerskie, etc).

A teraz grozi nam istne piekło. Jeśli wygra Trzaskowski PiS, podobnie jak Trump poprzednio, nie uzna tego wyniku, stwierdzi, że "wybory zostały ukradzione" i odwoła się do powołanej przez siebie Izby w Sądzie Najwyższym. A Izba pewnie się przychyli… i mamy armagedon. Jeśli zaś wygra Nawrocki, sytuacja rządu będzie beznadziejna. Bo ten będzie zapewne wetował absolutnie wszystko. Profesor Antoni Dudek, który zna Nawrockiego, przypuszcza, że jako prezydent oraz Zwierzchnik Sił Zbrojnych Nawrocki może włączyć wojsko do gry politycznej poprzez przeciągnięcie niektórych generałów na swoją stronę. On będzie tam po to, żeby wywrócić rząd, zainstalować PiS (wespół z Konfederacją) i doprowadzić do modelu trumpowskiego. Cała jego kampania, pewność siebie, pogarda dla doświadczenia, wiedzy, faktów, ze wszechobecnym sztucznym, przyklejonym uśmiechem (keep smiling), to wypisz wymaluj model amerykański. 

Stare chińskie przysłowie głosi, że "jeśli ktoś pozbawiony cnót otrzymuje łaski, to jakby niewinnego nieszczęście spotkało". I nas także może spotkać nieszczęście.
Nasz polski cyrk może znaleźć się w piekle. Żebym nie był Kasandrą.

Komentarze obsługiwane przez CComment