ul. ks. Ściegiennego 2, 06-400 Ciechanów 23 672 34 02 sekretariat@ciechpress.pl Pon.-Pt.: 8.00 - 16.00

Do Hitlera nie należy pisać dwa razy!

Arcybiskup Antoni Julian Nowowiejski

W najbliższą środę mija 84. rocznica śmierci arcybiskupa Antoniego Juliana Nowowiejskiego, który według oficjalnych dokumentów gestapo, zmarł 28 maja 1941 r. w obozie w Działdowie.

Ponieważ postać tego wyjątkowego kapłana i męczennika, który w latach 1908-1941 r. pasterzował w diecezji płockiej, doczekała się już sporej liczby opracowań, więc nie chciałbym w tym miejscu przypominać jego biografii, lecz skupić się na mniej znanym wątku dotyczącym starań o uwolnienie go z obozu w Działdowie, jako 83-letniego starca i zarazem najstarszego wówczas członka polskiego episkopatu. 

Na wstępie przypomnę, że po wybuchu II wojny światowej arcybiskup Antoni Nowowiejski, mimo swego podeszłego wieku i stanu zdrowia, nie opuszczał swojej diecezji, choć wiele osób mu to proponowało. Kiedy Mazowsze północne zostało zajęte przez wojska Wehrmachtu, a następnie w październiku 1939 r. niemal całą diecezję płocką wcielono do III Rzeszy, nie mógł on oficjalnie prowadzić żadnej szerszej działalności, poza pomocą charytatywną na rzecz potrzebujących. W tym czasie przygotował do druku piąty tom „Wykładu liturgii Kościoła katolickiego” (na temat mszy świętej), którego jednak nie zdążono wydrukować, i czekał on na wydanie ponad pół wieku. Biskup bardzo przeżył bombardowanie płockiej katedry przez Niemców we wrześniu 1939 r., a potem jej zamknięcie, a także zajęcie przez okupantów budynków Kurii Diecezjalnej, Muzeum Diecezjalnego, Niższego i Wyższego Seminarium Duchownego, letniska kleryckiego w Antoniówce oraz Domu Katolickiego w Płocku, gdzie ulokowano siedzibę miejscowych struktur NSDAP. W listopadzie 1939 r. arcybiskup o mało nie trafił do więzienia jako zakładnik, ale ostatecznie zatrzymano jego sufragana, biskupa Leona Wetmańskiego. Na pierwszą niedzielę adwentu, która przypadała 3 grudnia 1939 r., arcybiskup przygotował swój ostatni list pasterski na temat wyzwań jakie stanęły przed duchowieństwem i wiernymi w czasie okupacji, który został rozprowadzony wśród duchowieństwa i odczytany w kościołach bez wiedzy władz okupacyjnych. 

Jako osoba uznana za „wrogą Niemcom” i występująca przed wojną przeciwko państwu niemieckiemu 28 lutego 1940 r. arcybiskup został wraz z biskupem Wetmańskim wywieziony z Płocka i internowany w budynku szkoły w Słupnie pod Płockiem. Zdając sobie sprawę z zagrożenia w jakim się znalazł 10 marca 1940 r. mianował na wypadek „niemożliwości wykonywania swojej władzy w diecezji” zastępców w osobach: biskupa Leona Wetmańskiego, ks. prałata Stanisława Figielskiego oraz ks. kanonika Wacława Jezuska. Nakazał też przyspieszyć święcenia kapłańskie alumnów ostatniego roku seminarium, których nieoficjalnie udzielał im w kościele w Słupnie biskup pomocniczy (diakoni przybywali po kilku w umówionych terminach). Stan zdrowia już wtedy nie pozwalał arcybiskupowi na udział w zbyt długich ceremoniach, więc jedyne co mógł czynić, to wręczał neoprezbiterom oficjalne nominacje. Jego stan zdrowia coraz bardziej niepokoił rodzinę oraz bliskich mu kapłanów, więc pojawiły się pierwsze oficjalne starania władz kościelnych w Generalnym Gubernatorstwie, między innymi arcybiskupa Stanisława Galla, aby sędziwego ordynariusza przewieźć do Warszawy lub w inne miejsce, na które Niemcy się zgodzą. Mimo tych starań, a także wstawiennictwa Nuncjatury Apostolskiej w Berlinie, w nocy z 6 na 7 marca 1941 r. arcybiskup Nowowiejski razem z biskupem Wetmańskim zostali aresztowani przez Niemców i wraz z innymi księżmi trafili do więzienia w Płocku, skąd wywieziono ich do obozu w Działdowie. 

Na wieść o losie arcybiskupa jego bratowa, Henryka Nowowiejska, która wraz z córkami i krewnymi mieszkała w Warszawie w dzielnicy Śródmieście, postanowiła sama działać, wiedząc, że jej szwagier długo nie przeżyje w warunkach obozowych. Dlatego już 12 marca jej córka, Jadwiga Nowowiejska, świetnie znająca język francuski, przekazała drogą nieoficjalną – przez kurię warszawską – list do nuncjusza apostolskiego w Berlinie, arcybiskupa Cezarego Orsenigo, z prośbą o pomoc w uwolnieniu stryja. Natomiast jej matka, Henryka Nowowiejska, miesiąc później, tj. 11 kwietnia 1941 r., wystosowała oficjalne pismo do szefa Kancelarii Prezydialnej III Rzeszy w Berlinie, ministra Otto Meisnera, z prośbą o wstawiennictwo u Adolfa Hitlera i ułaskawienie „starego arcybiskupa”. Co ciekawe już 15 kwietnia została udzielona jej odpowiedź z Kancelarii Rzeszy, że jej podanie zostało skierowane do odpowiednich władz. Jednak żadnych innych informacji nie otrzymała. Dlatego 30 kwietnia wysłała kolejne pismo w sprawie uwolnienia arcybiskupa do szefa Komendy Policji Bezpieczeństwa w Płocku, a 1 maja do samego Szefa Policji Bezpieczeństwa w Berlinie. Jak się okazało żadnej reakcji nie było, natomiast nuncjusz Cezar Orsenigo, wprowadzony w błąd przez niemieckich urzędników, wysłał 3 maja pismo do Jadwigi Nowowiejskiej z prośbą o przekazanie wiadomości o stanie zdrowia Wuja i pozdrowieniami dla niego, gdyż – jak go poinformowano – miał on być już w Warszawie. Zdezorientowane i załamane kobiety miała jednak wkrótce spotkać kolejna niespodzianka. Otóż 15 maja 1941 r. do ich mieszkania przy ulicy Szkolnej 8/1 zastukał gestapowiec, mówiący po polsku, który wręczył bratowej arcybiskupa, Henryce Nowowiejskiej, nakaz stawienia się na Gestapo w Alei Szucha. Tylko wiek kobiety – miała wtedy 72 lata – spowodował, że zgodził się, aby zamiast niej do siedziby Gestapo przy Szucha udała się jej młodsza córka, Jadwiga Nowowiejska. Tam została ona zaprowadzona do pokoju 206 na II piętrze, gdzie drugi gestapowiec – już znacznie mnie miły – przesłuchał ją i na koniec pouczył w dosadny sposób, że „każde dziecko wie, że do Hitlera nie należy pisać dwa razy”. Wystraszoną i przykładnie pouczoną Jadwigę Nowowiejską odesłano do domu, a niecałe dwa tygodnie później jej stryj, arcybiskup Nowowiejski, już nie żył. Jednak o jego śmierci rodzina dowiedziała się znacznie później. 

Jak się okazało, ani starania i prośby rodziny, ani zapewnienia i kłamstwa niemieckich urzędników, na nic się zdały. Dopełnieniem tragedii rodziny Nowowiejskich było powstanie warszawskie, kiedy to 4 sierpnia 1944 r. w kamienicy przy ulicy Szkolnej 8 zginęła wspomniana bratowa arcybiskupa (Henryka Nowowiejska), a także jego starsza bratanica wraz z mężem (Maria i Stefan Banaszczykowie). Wojnę przeżyła tylko Jadwiga Nowowiejska, która już w 1945 r. rozpoczęła starania o odnalezienie miejsca pochówku jej stryja oraz wydania piątego tomu jego dzieła „Wykład liturgii Kościoła katolickiego”. Zmarła w 1951 r. jako samotna kobieta po pięćdziesiątce, zniszczona wojennymi i powojennymi doświadczeniami. Piąty tom dzieła jej stryja udało się wydać dopiero po upadku komunizmu w Polsce, a szczątków arcybiskupa i miejsca ich pogrzebania do dziś nie znamy. Pozostała tylko jego teczka z ciechanowskiego gestapo, kilka pamiątek, i pamiętne pouczenie niemieckiego oficera dla „krnąbrnych i ciemnych Polaków”, które wybrałem na tytuł felietonu.

Komentarze obsługiwane przez CComment