

Na Mazowszu mieszkam od pacholęcia więc znam wszystkie strony i zakamarki. Zwłaszcza w stolicy, gdzie czuję się u siebie, tak w zgiełku śródmiejskim, jak i w dalekich suburbiach. Wiem, z których wałów rozpościera się najpiękniejszy widok na Wisłę i gdzie można najlepiej zjeść, będąc dobrze obsłużonym. Warszawa ma wiele tajemnic, niedostępnych dla turystów. A ja sam, kiedyś będąc tu przewodnikiem, lubię odkrywać wciąż nowe tajemnice.
I dochodzę do przekonania że najciekawsze atrakcje miasta są poza jego granicami na mazowieckiej równinie. Można pomedytować.
Znajduję azyl w miejscach zielonych i nasyconych literaturą. Takich jak Opinogóra albo Konstancin. Te dwie miejscowości kojarzą mi się subtelnie z ludźmi pióra, Zygmuntem Krasińskim i Stefanem Żeromskim. Krasiński zmarł młodo i jest pochowany w Opinogórze. Dużo napisał, w szkole pociłem się nad "Nie-boską komedią", pełną mrocznych symboli. Zazdrościłem mu wtedy że mógł podróżować, poznając sławy tamtej epoki: Mickiewicza, Słowackiego, Norwida. Miał tyle romansów, ale tylko jedną prawdziwą miłość Delfinę Potocką, z którą się nie ożenił, bo nie zgodził się na to jego dominujący ojciec. Uciekał od ojca, ale i tak nie potrafił się spod jego wpływów wyzwolić. Może dlatego był chory i nieszczęśliwy. Był w końcu romantycznym wieszczem, musiał cierpieć.
Dziś mamy w Opinogórze Muzeum Romantyzmu.
Żeromski pojawił w Konstancinie, gdy był dojrzałym człowiekiem. Kupił tam willę, mieszkał z żoną i córką, uprawiał ogródek. Nie podróżował dużo, bo zdrowie mu nie pozwalało, opiewał za to uroki okolicznej przyrody. Napisał wtedy kilka ważnych książek, między innymi "Przedwiośnie". To również była dla mnie trudna szkolna lektura, z uwagi na ideowe dylematy Cezarego Baryki. Bo wzniosłe sprawy polskiego państwa nie przemawiały jeszcze do młodej głowy. Z czasem zacząłem Żeromskiego cenić bardziej niż Krasińskiego, zaliczanego przez literaturoznawców do grona najwybitniejszych polskich poetów. Teraz jego gwiazda zgasła, mało kto czyta "Irydiona" czy inne jego poematy.
Takie miejsca jak Konstancin czy Opinogóra, idealne do spacerów i medytacji, każą też myśleć o elitach. I o tym jaką rolę odegrały elity w polskiej historii. Krasiński był wieszczem i arystokratą, hrabią, ordynatem Opinogóry. Żeromski był wielkim pisarzem, sumieniem narodu. Przyzwyczailiśmy się, że tacy ludzie ukochali ojczyznę, dla niej żyli i umierali, należy im się cześć. Elity kojarzą się szerzej właśnie z ludźmi pióra, artystami, naukowcami, osobami prominentnymi. Socjologowie dzisiaj nie są jednak pewni kto dokładnie należy do tej grupy i w ogóle czy można takie grupy klasyfikować. Z Konstancinem kojarzy się wielu znanych ludzi, którzy tam rezydują, niektórzy mówią że jest to dzisiaj polskie Beverly Hills. Młoda kobieta postanowiła przyjrzeć się bliżej jego mieszkańcom i odkryć ich tajemnice. Była to Ewelina Ślotała, była, ponieważ niestety zmarła kilka miesięcy temu w wieku trzydziestu pięciu lat. Zdążyła napisać kilka fascynujących książek, z których jasno wynika że elity konstancińskie są dalekie od ideału. Życie w tych rezydencjach cechuje przemoc i demoralizacja. Polecam jej książki ale zarazem ostrzegam że jest to czysta beletrystyka. Oparta jednak o jej wieloletnie, osobiste obserwacje. Prawdziwe życie elit wciąż czeka na wielką monografię.
Ślotała opisuje głównie środowisko bogatych przedsiębiorców, elitę pieniądza. Dziś gdy myślimy o elitach są to raczej politycy. Z reguły ich nie lubimy, ale ich działalność obserwujemy z zaciekawieniem. Podobnie jak Amerykanie myślą źle o prawnikach (lawyers), opowiadają dowcipy, ale zarazem zazdroszczą im pieniędzy, które spływają milionami po wygranych procesach. Myślę, że i pod tym względem nasze życie w Polsce się amerykanizuje. To nic nowego. Pisano już przed laty o macdonaldyzacji świata.
Ale to pewnie w związku z globalizacją, procesem łatwego przemieszczania się ludzi i kapitału, powszechną łatwością komunikacji oraz używaniem języka angielskiego jako lingua franca. Esperanto się nie sprawdziło w tej roli, angielski stał się drugą łaciną.
Teraz jest zwrot w drugą stronę. Wraz z Trumpem w Waszyngtonie pojawiły się nowe elity. I nowa mentalność, antyglobalistyczna. Nastawiona na wojny handlowe, celne, nieufność wobec sojuszy, prawa międzynarodowego, wypróbowanych norm. Mamy przestawić się na myślenie transakcyjne, egoistyczne. W sytuacji konfliktu, takiego jak ten Rosji z Ukrainą, Trump nie wnika w to, kto jest agresorem, a kto ofiarą. W świecie nowych elit jest miejsce tylko dla silnych i bogatych. Dlatego Waszyngton potępia Ukrainę, nie Rosję. Nie bacząc na to, że w poprzedniej kadencji Trumpa sekretarz stanu Mike Pompeo zadeklarował poparcie dla Ukrainy po aneksji Krymu, nie uznając rosyjskich zdobyczy. Teraz Trump oczekuje, że Ukraina odda Krym. A w zamian nie otrzyma żadnych gwarancji bezpieczeństwa. A gdzie zasada suwerenności? Ukraina ma prawo nie uznać zaboru własnych ziem, podobnie sama powinna decydować w sprawie sojuszy. Trump mówi Putinem! Największy reset z Rosją odbywa się teraz, właśnie teraz, na naszych oczach. Czy politycy z PiS to zauważyli? Wciąż oskarżają Donalda Tuska o reset z Rosją z czasów prezydenta Obamy. Tusk jako premier spotkał się wtedy w Gdańsku z Putinem, który też był premierem, a nie prezydentem. To był obowiązek służbowy! A jednocześnie Romanowski osadził się na Węgrzech, które są radykalnie proputinowskie. I nikomu w PiS to nie przeszkadza. Bo Romanowski sprzymierzył się z wrogami polskiego rządu.
To jest logika polityków prawicy. Nie ma logiki. Jeśli współpracowniczka prezesa Kaczyńskiego została przesłuchana jako świadek i trzy dni potem zmarła, to jest to wina przesłuchującej ją prokurator. Jeżeli zaś J.D. Vance, zastępca Trumpa, odwiedza papieża jednego dnia, a następnego papież umiera, to oczywiście rozmowa polityczna, w sytuacji choroby w ogóle się do śmierci nie przyczyniła. A mogła, bo według doniesień, papież Franciszek rozmawiał z amerykańskim wiceprezydentem między innymi o sytuacji uchodźców w USA. Jak wiadomo są oni masowo deportowani, bez szansy obrony, bez jakichkolwiek procedur. Papież był przeciwny i dał temu wyraz w lutowym liście do biskupów. Łamanie praw uchodźców było nie do przyjęcia dla Bergoglio, którego rodzina także emigrowała z Włoch do Argentyny.
Prezydent Duda w każdej sprawie, również w sprawie Ukrainy, stara się słodzić Trumpowi, ale jest przecież katolikiem. Czy przykazanie miłości bliźniego nie odnosi się do uchodźców i osób ze środowiska LGBT? Bo papież zadbał o to żeby również oni byli obecni podczas uroczystości pogrzebowej. Był otwarty na ludzi, na różnorodność, nikogo nie wykluczał. To chyba najgorsza ekwilibrystyka, którą prezentuje Duda. Jestem z Bogiem, ale przeciw wskazaniom..Kocham bliźnich w teorii, ale wykluczam całe grupy, nie dlatego że wyrządzają komuś krzywdę, lecz dlatego, że są po prostu inni. Można ich tylko wykorzystać politycznie, jako wrogów ludu. To się nazywa instrumentalizacją religii, co bardzo mocno potępiał papież Franciszek.
Za to Duda i politycy PiS twardo bronią wszelkich aferzystów, choćby nawet "skręcili" miliardy i choćby były na nich najbardziej twarde "kwity". Nie mogę pojąć, że partia odwołująca się do prawa i sprawiedliwości tak bardzo broni złoczyńców, których ma przecież ewidentnie wielu w swoich szeregach. Czy nie warto byłoby się wreszcie oczyścić?
Kiedyś partia Kaczyńskiego hołubiła poetę Jarosława Marka Rymkiewicza, który w swych utworach stał po ich stronie. Cytowano kuplecik tego poety: "To, co nas podzieliło, to już się nie sklei, Nie można oddać Polski w ręce jej złodziei."
Teraz już tego nie cytują. A szkoda. Bo w przeciwieństwie do Krasińskiego Rymkiewicza się wciąż czyta. I tworząc nowe elity może by sobie przypomnieli słowa premier Beaty Szydło: "Wystarczy nie kraść".
A miało być transparentnie…
Komentarze obsługiwane przez CComment