Zaprawdę powiadam wam, najjaśniejsza Rzeczpospolita dla najjaśniejszych sarmatów jeno, zakrzyknął Robko Bździszewicz krużganek oświaty we prawicy dzierżąc na podatnym gruncie. I obaczyli światłość ową waćpan dorodny jeden z drugiem i wyszli, siłki opustoszywszy, ustawki zawiesiwszy, zasiłek wziąwszy i z pieśnią miłosierną na ustach ku miedzy się udawszy, w pogardzie mając tnące szpony duchoty, sarmackich przodków wobec inszych spolegliwość, Janko Lenina imaginacye i Czereśniewskiego, pilnować coby im Kargul Germanin pola nie zaorał na dwa palce i Zenko śniadego inżyniera nie podrzucił, co im Pawlaczkę podprowadzi.
Zaprawdę, zacna to (tragi)komedya. Śmiechu ci w niej dostatek, a coby szlachetniej było, przeze łzy. Akcya w niej chyża, na percepcyi granicy. Wątek klasyczny, zła ze dobrem boju. Antagonista trwogę i zgrozę wzbudza, albowiem czarny ci on. Intryga gęsta, albowiem ubogacenie. Napięcie rosnąć raczy z każdem inżynierem. W tle dystopya, chaos, kryzys. I oni, ostatni sprawiedliwi i prawi, wobec swej trwogi o narodu homogeniczność, wobec swych marzeń o husarskich skrzydłach. Postaci rys wiarygodny, zarysowany mocno, albowiem nie zdradził im żaden, iże aktorami są. Scenaryusz we moskiewkiem grodzie na papirusie spisany, we reżyseryi naszej.
Lud spode miedzy zdezoryentowan, albowiem próżno przybyszy owych wypatrywać. Trubadurzy ze senegalskiej ziemi w trwodze, albowiem za inżynierów ich wzięli. Nerw bierze rydwanów woźniców, co przeze miedzę wojaże czynią. A wieść w świat cały idzie, iże w najjaśniejszej Rzeczypospolitej na miedzy mecyje takowe.
Zaprawdę, szczelny na miedzy płot być winien i każden winien godzić się na dictum takowe. Jeno gwardyi to miedzowej powinność, coby dziury w niem łatać, nie samozwańczych Robków ze Szerłut. Jednakowoż wiedza to nie tajemna, iże Robkowie owi wihajstrem są jeno we szlachty prawicach. Bździszewicz, Harpun, Płaszczak, Brunatny, Rocky, Jaszczury i Ludwiczki i inszych wielu, ciż prowodyrami anarchyi owej i ciż powodem nastrojów we krainie owej, co onegdaj tolerancyą sławetna była. We krainie przeze nacyonalizm doświadczonej jako mało która, we krainie, gdzie wobec inszych pogarda jako we lico splunięcie tym, co przede malarzem parszywym kraj ów bronili. Wstyd mości panowie, wstyd i hańba.
O byt bezpieczny troszczyć się raczycie, powiadacie? Jako we zarazy czasie trwogę przede eliksirem siewszy i dezinformacyę szerzywszy? O bezpieczeństwo troszczyć się raczycie bojówki jakoweś czyniąc, jako we świata trzeciego krainie jakowejś? Juntę też uczynicie, coby władzę przejąć? Na jakiem wy świecie żywot wieść raczycie? Ode świata odegrodzić się chcecie, przeze tych inżynierów hordy nieprzeliczone? Myśleć (duże to słowo) raczycie, iże jako na ziemi Franków, li Brytów tu będzie, co dzieje dawne koloniami naznaczone miały? Myśleć raczycie, iże inżynierów najjaśniejsza Rzeczpospolita zasiłkami skusi jako u Wikingów? Lud straszyć raczycie, coby kapitał zbić polityczny, albowiem nic tako nie porusza, jako trwoga i zgroza. Natenczas lud nawet izb się boi, co we biurokracyi przybyszom pomagać miały, albowiem wizye przytułków jakowychś przede nimi roztoczyć raczyliście. Nie, mości panowie, nie patrotyzm to, a nacyonalizm i ksenofobya. Nie o takową najjaśniejszą Rzeczpospolitą bój my toczyć raczyli.
Coście uczynili z tą krainą, gdzie bursztynowy świerzop i gryka jak śnieg biała? Czegóż jeszcze bać lud się musi? Prócz inżynierów, Germanów, Hebrajczyków, Kozaków, innowierców, geyów, cyrulików, eliksirów, machin latających?
Jeno Moskali na liście owej brak.
Komentarze obsługiwane przez CComment