ul. ks. Ściegiennego 2, 06-400 Ciechanów 23 672 44 96 sekretariat@tygodnikciechanowski.pl Pon.-Pt.: 8.00 - 15.00

Liryka, tkliwa dynamika, polityka

10 grudnia rozdano nagrody Nobla. W dziedzinie literatury otrzymał ją węgierski pisarz o trudnym do wymówienia nazwisku Laszlo Krasznahorkai.

Pisałem już o tym kilka miesięcy temu gdy ogłoszono nagrody, głównie jednak dlatego, że zawsze miałem irracjonalny pociąg do literatury i kultury węgierskiej. Wcale nie dlatego, że to bratanki, prędzej z tego choćby powodu, że to był pierwszy obcy kraj który odwiedziłem w wieku lat szesnastu. Urzekła mnie uroda młodych Węgierek i zapach papryki. W dodatku już w dzieciństwie słyszałem opowieści o pochodzeniu jednego z moich pradziadków z tamtych stron.

Laureat wygłosił poważną Mowę Noblowską. Czytając ją kilka dni temu wracałem myślami do tamtych lat i do miejsc, znanych mi i nieznanych, bo wielka jest potęga literatury. Zaczął od krygowania się, bo chciał podzielić się z nami swoimi myślami na temat nadziei. Jednak, jak stwierdził, jego zapas nadziei definitywnie się wyczerpał. Zamiast tego mówił o aniołach.
Tu muszę wtrącić słowo wyjaśnienia. Zazwyczaj od pisarzy oczekujemy wiele optymizmu. Krasznohorkai zaś zaliczany jest do grona pesymistów, podobnie jak Samuel Beckett, Franz Kafka czy Thomas Bernhard, austriacki pisarz i dramaturg, często wystawiany w najlepszych polskich teatrach. Jego "Wymazywanie" zaliczam do kanonu książek dwudziestego wieku. Książki pesymistów nie są nigdy lekturą łatwą, zostawiają nas za to sam na sam z Opatrznością, na rozdrożach, koniecznością rewizji sensu naszego życia. Oferują gorzkie misterium z piołunem w duszy. Możemy czuć się poranieni. To nie jest lektura dla każdego. Ale jeśli się przez nią przeprawimy, zyskujemy pokłady introspekcji i skarbów duchowych, czasem na całe życie. Epifanie, olśnienia.

Krasznahorkai miał wiele powodów by być pesymistą. Jako pisarz starszego już pokolenia pamięta zapewne rok 1956 i radziecką interwencję w Budapeszcie. Rosjanie brutalnie spacyfikowali i zniszczyli stolicę. Potem były długie lata kadarowskiego "komunizmu gulaszowego". W tym czasie na Węgrzech rejestrowano najwyższy na świecie wskaźnik samobójstw. Ostatnie zaś lata władzy Orbana spędził już pisarz na politycznej emigracji, w Trieście i Berlinie. W wywiadach stwierdził: „w dzisiejszych Węgrzech nie ma już żadnej nadziei". Po gratulacjach Orbana z okazji przyznania mu nagrody Nobla, odpowiedział na platformie X: „Dziękuję premierowi Węgier Victorowi Orbanowi za gratulacje. Nadal będę jednak przeciwny jego politycznym działaniom i ideom".

Mówił więc o aniołach nowego typu, nie tych znanych z obrazów Botticellego, Leonarda czy Michała Anioła. Tamte dawne, skrzydlate anioły przekazywały orędzie „Tego, którego nie sposób ubłagać wybrańcom: słowo spowite światłem, albo wyszeptane do ucha". I dalej: „ Rzadkie pojawienia aniołów na przestrzeni wieków pozwoliły nam wywnioskować istnienie Nieba, a wraz z tym pojąć pionowy kierunek, który stworzył w nas strukturę wszechświata jako ukierunkowaną". Tamtych dawnych aniołów już jednak nie ma, są tylko nowe, pisze o nich dużo i z dezaprobatą, bo one nie mają już skrzydeł i żadnego dla nas "posłania". Czas i przestrzeń organizują teraz "szalone struktury Musków tego świata". Laszlo Krasznahorkai rozwinął w swej mowie całkiem nową angelologię (naukę o aniołach), w której przewija się historia bytowania człowieka na Ziemi, doświadczenia i aspiracje, cała galeria postaci od pasterzy i pariasów aż do kloszardów i cyborgów. Brakuje tylko naszego mistrza Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego i jego powtarzanej często strofy ze znanego wiersza: 
     Liryka, liryka
     tkliwa dynamika
     angelologia i dal
Liryka i "tkliwa dynamika" przenika tę Mowę, gdy pisarz zwraca się do nowego anioła ucharakteryzowanego na Elona Muska:" Wybierasz się na Marsa? Zamiast tego ani drgnij, bo to błoto cię pochłonie, wciągnie w bagno". Musimy zorganizować bunt. Tu moje myśli odbiegły od planetarnych wojaży. Zstąpiłem na Ziemię gdzie Elon Musk, bardzo wyraźnie, na swojej platformie X zachęca do demontażu Unii Europejskiej i porównuje ją do "Czwartej Rzeszy". Tylko dlatego, że Unia nałożyła na jego biznesy grzywnę w wysokości 120 milionów euro za liczne naruszenia ustawy o usługach cyfrowych. Anioły nowego typu mają być bezkarne, nawet podatków mają nie płacić. 

Nowa Strategia Donalda Trumpa, o której pisałem tydzień temu, również niedwuznacznie traktuje Unię jako już nie sojusznika a wroga, którego należy przemielić na drobne włókna, czyli państwa narodowe. Te mają zaś być układne wobec panów tej Ziemi, Ameryki i zapewne Rosji. Bo o Rosji nie ma tam jednego krytycznego słowa. A wszystko to dzieje się przecież gdy w tle nadal trwa wojna Rosji z Ukrainą i każdego dnia giną ludzie. Albo zostają ciężko ranni.

Mam w głowie na świeżo wystąpienie 11-letniego chłopca w Parlamencie Europejskim, Romana Oleksywa. Kilka lat temu, gdy miał zaledwie siedem lat, stracił matkę Hałynę w trakcie ataku Rosjan na szpital w Winnicy. Została przysypana gruzami i tylko włosy było jej widać. Mógł je tylko dotknąć, pożegnać się z nią, później sam stracił przytomność. Doznał rozległych oparzeń na całym ciele, miał złamaną rękę, przeszedł kilkadziesiąt operacji. Przebywał 100 dni w śpiączce. Potem przechodził długą rehabilitację. Teraz ma na głowie liczne ślady tych przejść. Ale wykazał niezwykły hart ducha i wolę walki. Aby się nie załamać zaczął grać na akordeonie. Niedawno wygrał nawet konkurs muzyki akordeonowej. Laszlo Krasznahorkai oczywiście nie widział tego bohaterskiego chłopca. Może miałby inny ogląd współczesnych aniołów?

Dopóki takie cuda mają miejsce, dopóki mamy jakiekolwiek nadzieje na w miarę racjonalny finał, stwarzamy sobie złudzenia że ten świat jest jednak jakoś poukładany. Gdy słyszę jednak rozważania prawicowych ekspertów o tym, że Ameryka nie musi bronić Ukrainy, bo ma teraz ważniejsze zadania, choćby reset z Rosją, konieczność robienia biznesów, eksploatacji surowców, rzadkich metali, może odciągnięcia jej od Chin… zaczynam wątpić w jakąkolwiek kantowską moralność, która rzekomo jest w nas tak zakotwiczona jak gwiazdy na niebie. Wracamy do "koncertu mocarstw", czyli strefy wpływów dyktatorów, nagiej siły ponad wszelkie wartości jakie się pojawiały w epoce dawnych aniołów.

Jeżeli prawdą jest ostatnio ujawniony przez portal Defense One suplement do Strategii, z którego ma wynikać, że Ameryka będzie potrzebowała wasali w Europie do rozbicia Unii Europejskiej i wśród nich ma być też Polska (obok Węgier, Włoch i Austrii), to zgoda na taką "misję" przez naszych rządzących, niezależnie od opcji partyjnej, oznaczałaby zdradę równą tej jaka by zaistniała gdyby doszło do proponowanego nam kiedyś paktu Ribbentrop - Beck. Ponieważ do tego paktu nie doszło, być może nie dojdzie też do hańbiącego paktu z Trumpem. Tu z całą pewnością potrzebna jest zgoda ponad podziałami.

Zwykła polityka tego nie załatwi. Może liryka, tkliwa dynamika, może obecność dobrych aniołów? Oby.

Komentarze obsługiwane przez CComment