Kto jeszcze czyta lektury szkolne? Bo na pewno... nie uczniowie. Jako rodzic i dziadek mam zdanie na ten temat od dawna. Będąc uczniem nie wyobrażałem sobie, że można ominąć zadaną przez nauczyciela języka polskiego lekturę do przeczytania.
Ale to były dawne czasy i nie było alternatywy. Żeby poznać bohaterów i ich problemy trzeba było sięgnąć bezpośrednio do książki. A dziś? Książka jest ostatnim wyborem, korzystają z nich nieliczni, jacyś „nietypowi” uczniowie (podobno tylko 7 proc. populacji uczniowskiej). Reszta korzysta ze ściąg, bryków, streszczeń i ChatGPT. Nie wiem w jaki sposób zaliczają potem ten materiał na sprawdzianach, testach ósmoklasistów czy maturach. Ale jakoś im się udaje...
Uczniowie od lat przyzwyczaili się do tego, że w szkole książek się nie czyta. A osobliwie, jeśli coś jest na liście lektur, to zapewne muszą być rzeczy niewarte zaprzątania uwagi.
To prawda, sam nie tak dawno usiłowałem namawiać moje kolejne wnuczęta do śledzenia przygód Stasia i Nel. Nie udało się w żaden sposób, ani w pustyni, ani w puszczy.
Co jakiś czas problem lektur szkolnych staje się gorącym tematem. Dla nauczycieli, pedagogów i psychologów do dyskusji, a dla polityków polem do popisów i promowania swojego patriotyzmu. Bo lektura w szkole podstawowej to nie jest sprawa edukacyjna, ale wręcz narodowa.
A chodzi o tzw. podstawę programową z języka polskiego. Spory wybuchały już za czasów ministra oświaty Romana Giertycha, potem Anny Zalewskiej, czy Przemysława Czarnka. Wszyscy z nich byli w czasie pełnienia swoich funkcji bardziej żarliwymi politykami, niż troskliwymi zwierzchnikami resortu edukacji, urzędnikami wsłuchującymi się w głos swoich podopiecznych - nauczycieli i dzieci. Niektórzy próbowali coś uczynić w sprawie nie przystających do współczesności lektur szkolnych, ale poza małą kosmetyką wszystko pozostawało bez zmian.
Obecny resort edukacji narodowej zapowiadając reformę oświaty zaczął też od podstawy programowej. Zmiany mają być wprowadzane do szkół stopniowo: we wrześniu 2026 r. nowa podstawa zacznie obowiązywać w klasach I i IV, w 2027 r. w I klasach szkół ponadpodstawowych, a w podstawówce obejmie kolejne dwa roczniki. W następnych latach obejmie kolejne roczniki uczniów szkoły podstawowej i szkół ponadpodstawowych. A w 2031 r. kiedy pierwsi uczniowie objęci nową podstawą programową zakończą pełny cykl kształcenia przeprowadzony będzie nowy egzamin ósmoklasisty i nowa matura.
Przy Instytucie Badań Edukacyjnych (IBE) został powołany zespół ekspertów, któremu zlecono opracowanie nowej podstawy programowej dla szkół podstawowych. W ub. tygodniu ukazała się pierwsza informacja o ustaleniach ekspertów.
Jak przekazała szefowa zespołu dr Kinga Białek, eksperci proponują m.in. mniejszą liczbę lektur obowiązkowych. W klasach IV-VI w ogóle miałoby nie być listy lektur z dużymi pozycjami książkowymi, a o wyborze tytułów mieliby decydować sami nauczyciele. Dłuższe lektury obowiązkowe, wymienione z tytułu, byłyby jedynie trzy: „Balladyna”, „Dziady, część II” oraz „Kamienie na szaniec”. Zarówno w klasie VII, jak i VIII, uczniowie musieliby przeczytać nie mniej niż cztery dłuższe lektury, które byłyby wybierane przez uczniów przy wsparciu nauczyciela z kanonu lektur.
- A jeśli pojawi się możliwość współdecydowania, współodpowiedzialności, bo wspólnie będziemy wybierać i proponować książki, i jeśli jeszcze przy tym wyposaży się ucznia w umiejętność uczenia się i czytania głębokiego, to naprawdę jest szansa, że podejście uczniów do lektur się zmieni – twierdzi szefowa zespołu.
No i już od razu podniósł się krzyk opozycji: Nie ruszać „Dziadów”, zostawcie w spokoju „Latarnika”!
Natychmiast też głos zabrał rzecznik prasowy rządu Adam Szłapka, który wydał komunikat:
„Kanon lektur pozostaje bez zmian. Ministerstwo Edukacji nie wykreśla żadnych tytułów z listy lektur”. Swoje dodała ministra edukacji Barbara Nowacka: „Co się zmienia w kanonie lektur? Nic. Propozycje ekspertów, nawet te najbardziej emocjonujące, pozostają propozycjami ekspertów, a nie działaniem MEN” - napisała na X.
To po co to całe zawracanie głowy? Robimy tę reformę, czy badamy opozycję. Mamy jakiś pomysł, wykorzystujemy specjalistów, pytamy samych zainteresowanych, czy sondujemy co na ten temat sądzą nasi przeciwnicy polityczni?
Komentarze obsługiwane przez CComment