Sierpniówka, nowo powstały termin określający długi weekend, w którym kumulują się: święto kościelne/państwowe, dzień wolny od pracy oraz niedziela. Przy sprzyjającym układzie w kalendarzu daje to 3–4 dni, które można poświęcić na wypoczynek często związany z wyjazdem, szybkim wypadem za miasto, odwiedzinami u rodziny.
Najpopularniejszym długim weekendem była dotychczas majówka, ale w ostatnich latach coraz lepsze notowania ma właśnie sierpniówka. Choćby dlatego, że można wtedy liczyć (15 sierpnia i okolice) na lepszą, stabilną pogodę. Pamiętamy, że tegoroczny długi weekend, 1-4 maja, był pod tym względem nie najlepszy – zimny i wietrzny.
Tegoroczna sierpniówka zapowiadała nam nareszcie prawdziwie letnią pogodę, toteż kto żyw wyruszył z domu. Najwięcej wybrało się nad morze i w góry. Do ostatniego miejsca zapełniły się puste plaże Juraty, całe Krupówki aż pod Morskie Oko. Przestali narzekać właściciele pensjonatów, hoteli i kwater, poprawiły się humory restauratorom, handlowcom, całej branży turystycznej. Naród poddał się błogiemu albo (nad)aktywnemu wypoczynkowi. Na trasy wyruszyli kierowcy, motocykliści i cykliści, na i nad wodę wodniacy i pływacy, w górę turyści - piechurzy.
No i dobrze, no i na zdrowie…
Tylko że… Takie pospolite ruszenie, wiele ludzi i sprzętu w jednym czasie i jednym miejscu, niosą za sobą wiele niebezpieczeństw. Na drogach, nad wodą i w górach też. Wszędzie tam, gdzie jest więcej ludzi niż zazwyczaj, a ponadto przekraczane są jakieś normy, przepisy, zalecenia. Niedługo też trzeba było czekać na doniesienia medialne, które brzmiały jak doniesienia z frontu. To liczenie ofiar. Już pierwszego dnia, 15 sierpnia, w 88 wypadkach zginęło 21 osób, w sobotę życie straciło kolejne 5 osób, a liczba wypadków wzrosła do ponad 100. To makabryczny rekord Polski, chociaż w ub. roku o tej porze też nie było w tych dniach wesoło – zanotowano 21 śmiertelnych ofiar. (Kiedy piszę te słowa jest niedziela, późne popołudnie i trwa pora powrotów…).
Pisząc o „rekordzie”, dodajmy, że w całej Europie od lat jesteśmy w czołówce tej smutnej „konkurencji”.
Śmierć zebrała swoje żniwo w czasie ostatniego weekendu nie tylko na drogach, ale również w wodzie. Tu życie straciło 5 osób, z tego aż czwórka na Mazowszu (w powiecie gostynińskim, sierpeckim i wołomińskim oraz na Bugu). A tak w ogóle, w tym roku począwszy od czerwca, policzono już 110 wypadków utonięć w morzu, jeziorach i innych akwenach. To również swoisty rekord ostatnich lat, a jeszcze sezon trochę potrwa.
Kiedy pisałem ten tekst dotarły tragiczne doniesienia znad Bałtyku. W niedzielny poranek na plaży w Sztutowie ratownicy zostali zaalarmowani o osobie znajdującej się w wodzie. 69-letnia kobieta spacerowała brzegiem morza, była zanurzona do pasa w wodzie. Nagle została „wciągnięta” do wody, najprawdopodobniej przez prądy wsteczne. Kobietę z wody wyciągnęli przechodzący obok ludzie, wezwali służby i zaczęli ją reanimować. Niestety nie odzyskała przytomności, zmarła.
Morze pokazało również swoje groźne oblicze w w sąsiedniej Stegnie. Tu 48-letni mężczyzna rzucił się do wody, aby ratować swoje dwie córki, które zostały porwane w głąb morza przez fale i prądy wsteczne. Dziewczynkom udało się wyjść z wody samodzielnie, niestety ojciec już nie był w stanie sobie poradzić. Ratownicy zdołali go wyciągnąć na brzeg, ale nie udało się przywrócić mu funkcji życiowych.
Każdy taki wypadek to trauma i dramat najbliższych. Czas wakacji, beztroskiego wypoczynku i radości w jednej chwili zamienia się w rozpacz, płacz i żal.
Niewiele dają ostrzeżenia i apele policji. Wzmożone kontrole i monitorowanie dróg może przynoszą jakieś efekty, bo przy okazji eliminują nietrzeźwych lub brawurowo zachowujących się uczestników ruchu, ale to wszystko za mało. Staliśmy się właścicielami lepszych i szybszych pojazdów, przybyło wiele kilometrów nowych dróg, staliśmy się bogatsi i mamy większe możliwości na zorganizowanie sobie i rodzinie wypoczynku poza miejscem zamieszkania. Chcemy zobaczyć więcej, dalej, szybciej... Nie przewidujemy, nie ograniczamy się.
Nieroztropnie zachowujemy się również nad wodą. Nie słuchamy pogadanek i ostrzeżeń ratowników, nie stosujemy się do znaków na plażach i nad brzegami. Przeceniamy swoje możliwości, brakuje nam rozsądku, wyobraźni, czasami puszczają nam hamulce.
Oby nigdy więcej takich polskich sierpniówek, jak tegoroczna.
Komentarze obsługiwane przez CComment