Restrukturyzacja rządu wyłoniła kilka nowych twarzy, spośród których największe emocje wzbudził Waldemar Żurek, nowy minister sprawiedliwości i prokurator generalny. Poprzedni minister Adam Bodnar został zdymisjonowany, najwyraźniej jako zbyt łagodny w dziele rozliczania poprzedników.
Premier Tusk obiecał przecież przywrócenie praworządności oraz rozliczenie tych polityków PiS, którzy popełnili afery, przestępstwa czy delikty. To, czy Żurkowi uda się ta sztuka, dopiero się okaże, na razie można stwierdzić, że zaczął mocno i że to człowiek z wizją. Przeszkody będą się jednak piętrzyć każdego dnia i nowy minister, jeśli chce być sprawczy, musi się liczyć z nieustanną krytyką ze wszystkich stron.
Ale najpierw ostro krytykowany był Adam Bodnar. I to nie tylko przez prawicową opozycję, ale także często przez stronę demokratyczną, np. Stowarzyszenie Sędziów Iustitia, czy ostatnio europosła PO Bartłomieja Sienkiewicza. Sienkiewicz stwierdził, że ostatni rok z punktu widzenia logiki praworządności został całkowicie stracony. Zaś niektóre istotne sprawy były prowadzone przez "prokuratorów pisowskich", bardzo wolno. Faktem jest, że minister Bodnar miał nastawienie nader legalistyczne, gdy sytuacja, w jakiej znalazła się Temida (wymiar sprawiedliwości), wymagała dużej asertywności.
I tak premier Tusk zdecydował się włączyć do gry sędziego Żurka. Nie był to precedens (poprzednio ministrami byli już sędziowie: Leszek Kubicki i Barbara Piwnik). Jednak Waldemar Żurek jest wyjątkowy w tym sensie, że był bodaj najbardziej prześladowanym i dyskryminowanym sędzią w historii. W resorcie kierowanym wówczas przez Zbigniewa Ziobro zorganizowała się grupa hejtująca sędziów broniących Konstytucji RP, takich jak Żurek, Juszczyszyn czy Tuleya. Żurek miał wytoczonych kilkadziesiąt postępowań dyscyplinarnych. W związku z tym poszła fama, że Żurek przyszedł do ministerstwa, żeby się mścić. Pojawił się żart, że Ziobro będzie miał wkrótce operację brzucha. Zaszkodził mu Żurek...
Politolog, profesor Waldemar Wojtasik z Uniwersytetu Śląskiego stwierdził, że Żurek będzie chciał faktycznie kogoś położyć na stosie i podpalić. Tym kimś "na płonącym stosie" będzie zapewne właśnie Zbigniew Ziobro. Moim zdaniem, Ziobro nie musi się frasować, ponieważ chętnie ułaskawi go prezydent Nawrocki. Skoro prezydent Duda ułaskawił nawet Bąkiewicza, to tym bardziej prominentni politycy PiS mogą liczyć na akt łaski. Jakiekolwiek byłyby ich winy. Tyle, że nie tego oczekuje większość Polaków. Z badań wynika, że Polacy chcieliby w pierwszym rzędzie takiej reformy sądownictwa, która przyśpieszy rozpoznawanie spraw, zaś w drugiej kolejności liczą właśnie na efektywne rozliczenie ośmiu lat rządów PiS.
Bodnarowi to szło jak po grudzie, a i tak był biczowany przez opozycję. W tej sytuacji minister Żurek już w pierwszym tygodniu urzędowania poszedł po bandzie i zawiesił 46 prezesów i wiceprezesów sądów, w tym żonę Bogdana Święczkowskiego, obecnego prezesa Trybunału Konstytucyjnego, która jest prezeską Sądu Rejonowego w Sosnowcu. W uzasadnieniu podaje się podpisanie przez nich listy poparcia dla kandydatów do upolitycznionej przez PiS Krajowej Rady Sądownictwa, albo udział w konkursie przed tą radą. Tych kandydatów nie było wielu, ani osób ich popierających, co samo w sobie świadczyło o tym, że większość sędziów miała świadomość z jaką hucpą mają do czynienia. Ale wciąż było wystarczająco wielu, by zapełnić miejsca w KRS.
Reakcja na ten ruch Żurka była natychmiastowa. Prezydent Duda porównał go do koronawirusa i powiedział, że poprzednio on tylko udawał, że jest sędzią. Zbigniew Ziobro zaś nazwał go przestępcą i przedstawił mu ultimatum: albo natychmiast przywróci Dariusza Barskiego (został zwolniony przez Bodnara), na stanowisko Prokuratora Krajowego, albo on - Ziobro skieruje sprawę do prokuratury. Żurek uwagi prezydenta zignorował, bo nie będzie się "zniżał do takiego poziomu", zaś ultimatum zbył żartem i porównaniem do marnych filmów. Jednak wszystko wskazuje, że "ruch oporu" wobec działań Żurka będzie narastał. Już pierwsze jego ogniwa pojawiły się we Wrocławiu. Nie wspominając o nerwowej reakcji Święczkowskiego, który już wcześniej podnosił alarm, że dzieje się "zamach stanu".
Naprawdę wielkie wyzwania są dopiero przed Żurkiem. Sądy dzisiaj to przysłowiowa "stajnia Augiasza". Trzeba je reformować poprzez lepsze zarządzanie i cyfryzację. Natomiast żeby przywrócić model praworządności zgodny z obowiązującą konstytucją, należałoby "zrekonstruować" zdemolowane przez PiS instytucje, takie jak Trybunał Konstytucyjny, Sąd Najwyższy czy Krajowa Rada Sądownictwa. Najlepiej zacząć od KRS, bo to jest źródło zła. PiS powołuje się na ustawę, mocą której wygasił (w 2018 r.), ostatnią konstytucyjną Radę i zapełnił ją wyłącznie swoimi akolitami. Także wszystkie miejsca sędziowskie zostały zajęte drogą głosowania w Sejmie (gdy PiS dysponował większością), a nie jak do tej pory poprzez środowisko sędziowskie. W ten sposób KRS została "upolityczniona", ale była także niezgodna z konstytucją, ponieważ art. 187 pkt. 4, wyraźnie stwierdza, że kadencja Rady trwa cztery lata. Zatem nie można jej skrócić. I powoływanie się przez PiS na zasadę domniemania konstytucyjności ustawy jest nie tylko wielką hipokryzją, ale przyniosło krajowi szkody moralne i finansowe. Dlaczego? Bo KRS "produkuje" tysiące (jak do tej pory) sędziów, którzy "nie mają przymiotu niezależności i niezawisłości" (wg trybunałów europejskich oraz poprzedniego Sądu Najwyższego), zwani są neo-sędziami, ci z kolei zdołali już wydać setki tysięcy wyroków. Niektóre z nich są zaskarżane do unijnych trybunałów (Sprawiedliwości albo Praw Człowieka), li tylko na podstawie orzekania w sprawie neo-sędziego. Jeśli obywatel polski wygrywa odszkodowanie przed trybunałem, Skarb Państwa zobowiązany jest mu je wypłacić. W ten sposób z naszych pieniędzy wypłacono już wiele milionów złotych. Z każdym miesiącem sytuacja się pogarsza. KRS wysuwa ciągle nowe nominacje i prezydent je przyjmuje, przy czym prezydent Duda dawno już orzekł, że jego decyzje są ostateczne. Sam się ustawił w roli władcy imperialnego i tę jego impertynencję miałem okazję w tym miejscu ocenić. Krytycznie, ma się rozumieć, albowiem zarówno on, jak i PiS naruszali literę, jak i ducha konstytucji. Zwłaszcza, że jeszcze wcześniej PiS zawładnął Trybunałem Konstytucyjnym (między innymi poprzez powołanie tzw. dublerów) i nie ma możliwości weryfikacji pisowskich ustaw.
Ta sytuacja została już nazwana przez autorytety prawnicze jako "ustawowe bezprawie". Dotyczy całej polskiej judykatury (TK, SN, KRS). Nie da się jej zmienić drogą legalistyczną, jaką chciał Bodnar. Należy się odwołać do formuły Radbrucha (Gustaw Radbruch, niemiecki profesor filozofii prawa), który mierząc się z prawem nazistowskim stwierdził, że jeśli normy prawne w sposób drastyczny naruszają zasady sprawiedliwości, to nie obowiązują (łac. lex iniustissima non est lex). Wedle tej zasady działał sąd w Norymberdze. Zresztą, moim zdaniem, jeśli PiS mógł wygasić legalną KRS, to tym bardziej ten rząd może wyzerować jej niekonstytucyjny kształt. Byłoby to rozwiązanie nieortodoksyjne i radykalne, ale jedyne, które mogłoby w krótkim czasie uzdrowić polską Temidę. Bo jeśli nie, to szybko sam Żurek, a potem cały gabinet Tuska mogą być złożeni na płonącym stosie.
Komentarze obsługiwane przez CComment