Czasem świat nas nagle zdumiewa. O wiele bardziej niż zwykle. To są chwile, gdy zastanawiamy się nad sensem wszystkiego. Gdy ważne relacje z bliskimi kończą się konfliktem. Mamy chandrę, nie rozumiemy samych siebie lub otoczenia, rażą nas wojny i kryzysy, albo zwykłe zdawałoby się wiadomości o wpadkach i wypadkach ludzi różnego pokroju i autoramentu porażają i „dołują" na długo.
W takich chwilach przypominam sobie, że nawet wielcy pisarze i filozofowie mieli chwile zwątpień i dochodzili do wniosku, że światem rządzi absurd. Niektórzy uprawiali wręcz filozofię absurdu, na przykład Sartre, Beckett, Ionesco, Camus, Gombrowicz czy Mrożek. Zazwyczaj dostrzegali absurd w zwykłych, egzystencjalnych sytuacjach. Takich, które mogą spotkać każdego z nas. Absurd dotyczy też życia publicznego, polityki czy kultury. I często jest eufemizmem, który ma przysłonić czyhającą za rogiem nędzę tego świata, jego barbarzyństwo.
Zazwyczaj odtrutką na takie nastroje są dowcipy, produkowane przez liczne kabarety. W Polsce kabaretów mrowie, lecz żaden nie zdobył takiej renomy jak choćby "Dudek", "Pod Egidą", czy telewizyjny Kabaret Starszych Panów w PRL. Kabarety przegrywają z realnym życiem, z polityką, z tym co się wylewa z mediów każdego dnia.
Inaczej dzieje się ponoć na Ukrainie. Tam kabarety są coraz bardziej popularne, pomimo wojny, wzmacniając ludzi czarnym humorem. Nie tylko jest ich więcej, ale się feminizują. Do niedawna praca w kabaretach, to był męski zawód. Wkrótce ma być wyłącznie kobiecy. Powód? Wszyscy mężczyźni zginą na froncie...
U nas tak źle jeszcze nie jest, ale rozszerza się front ideologiczny. Polskę zalewa brunatna fala, o której pisałem miesiące temu, teraz jest na okładkach tygodników (vide:okładka bieżącej "Polityki"). Podobnie dzieje się w USA, z tym że różni nas stosunek do Żydów. W Polsce, kraju gdzie szalał Holocaust, ginęły miliony Żydów, odnawia się antysemityzm. Antysemityzm bez Żydów… bo już ich praktycznie nie ma. Przykładem są kolejne happeningi i deklaracje Grzegorza Brauna, składające się na jego rosnącą popularność. Grubo ponad milion Polaków głosowało za tym, by został prezydentem. I nawet jego negacjonizm, czyli zanegowanie krematoriów w Oświęcimiu nie zmniejsza poparcia.
W USA nie tylko mieszka wielu Żydów, ale utworzyli tam najsilniejsze lobby. Z takimi poglądami jak Braun nikt nie mógłby zostać politykiem, ani nawet nie zrobiłby kariery w kluczowych zawodach. Obecny prezydent Trump narzucił swoisty anty-antysemityzm. Oznacza to, że w kraju tak rzekomo wolnym, nie wolno manifestować przeciw polityce Izraela. Uczelnie, które pozwoliły na takie manifestacje, takie jak Harvard czy Columbia, muszą się liczyć z surowymi represjami, politycznymi i ekonomicznymi (cofnięcie dotacji, wysokie podatki, etc). U nas antysemicka, rasistowska partia Brauna, ma wszelkie szanse dostać się do parlamentu.
Ten fakt zmienia w dużej mierze nasz obecny klimat społeczny i z drugiej strony, odpowiednie podłoże kulturowe wzmacnia skrajnie prawicowe postawy. To się uwidacznia przede wszystkim w mediach społecznościowych, ale także tych mainstreamowych. Przykładem mogą być teksty piosenek. Trafiłem na dyskusję wokół sławnego utworu, znanego jako Dezyderata. Jest to poemat, autorstwa Maxa Ehrmanna, prezentowany niesłusznie jako anonim, znaleziony rzekomo w Kościele Św. Pawła w Baltimore, w 1692 roku. Zawiera łatwo przyswajalne wskazówki pięknego życia, zaadaptowane między innymi kiedyś przez Piwnicę Pod Baranami jako song. "Przechodź spokojnie przez hałas i pośpiech, pamiętaj, jaki spokój można znaleźć w ciszy". Ale także: "Jesteś dzieckiem wszechświata, nie mniej niż drzewa i gwiazdy. Masz prawo być tutaj". Te słowa wzięły ponoć na sztandary polskie feministki, manifestując z plakatem "Nikt nie jest nielegalny". To wystarczyło, żeby wielu prawicowych internautów odsądziło tekst jako rzekomo lewacki, komunistyczny, zachęcający do migracji. Tekst stary, nie odnoszący się do Polski, wybitnie nieideologiczny… Ale niektórzy wszystko ideologizują. Pamiętamy nie tak dawną dyskusję, która przetoczyła się przez wszystkie polskie media przy okazji ostatniej Olimpiady w Paryżu, po tym, gdy relacjonujący tę Olimpiadę w telewizji dziennikarz sportowy Przemysław Babiarz nazwał prezentowaną tam piosenkę "Imagine", wylansowaną przed laty przez Johna Lennona, manifestem komunistycznym. Piękne, poetyckie marzenie o świecie bez podziałów, bez granic, własności i różnych religii, które dzielą ludzi, okazało się nagle tekstem komunistycznym, nie tylko dla tego konkretnego dziennikarza, ale dla wielu ludzi wtedy go popierających. Cóż, przed wojną nawet Stefan Żeromski dla niektórych był lewicowym radykałem, nie mówiąc o Gabrielu Narutowiczu, który został z tego właśnie powodu zamordowany. Dziś także Janusz Waluś, który zastrzelił lewicowego polityka (Chrisa Haniego) w Republice Południowej Afryki, jest przez naszą prawicę traktowany jako bohater. Kto wie, może dołączy do partii Grzegorza Brauna i wejdzie razem z nim do Sejmu? A pamiętacie, gdy Olga Tokarczuk otrzymała nagrodę Nobla? Czy obóz "patriotyczny" się ucieszył? Bynajmniej. Urzędujący wtedy minister kultury profesor Piotr Gliński natychmiast ogłosił, że on broń Boże nigdy żadnej książki tej pisarki nie dokończył… Bo już wtedy Polska miała być wyłącznie prawicowa. Olga Tokarczuk do tej wizji nie pasowała.
Wszystko wskazuje, że brunatna fala się wzmacnia, a sytuacja polityczna po wyborach prezydenckich jeszcze się pogorszyła. Rząd nie uznaje Trybunału Konstytucyjnego i nie publikuje jego orzeczeń, podobnie jak rząd Beaty Szydło nie publikował orzeczeń TK pod wodzą Andrzeja Rzeplińskiego. Tymczasem prezes obecnego trybunału Bogdan Święczkowski utrzymuje, że w Polsce doszło do zamachu stanu. A marszałek Sejmu Szymon Hołownia twierdzi, że namawiano go do zamachu stanu. Wzbudził tym wielkie wrzenie w mediach. Jego poseł Tadeusz Zimoch pytał: "Czy kolejny Polak poleciał w kosmos?" Może to Hołownia, spotykając się w nocy z prezesem Kaczyńskim, planował zamach? Mimo to prezydent Duda zaprzysiągł rząd, po restrukturyzacji, która była anonsowana już w lutym. Włącznie z nowym ministrem sprawiedliwości, Waldemarem Żurkiem, który był sędzią objętym dziesiątkami zarzutów dyscyplinarnych, umorzonych już przez nowy rząd. Sędzia Żurek krytykował nie tylko rząd PiS, ale i prezydenta Dudę za wielokrotne gwałty na konstytucji. Przed nami uroczystość zaprzysiężenia nowego prezydenta przez Zgromadzenie Narodowe, które odbędzie się 6 sierpnia br. Jako ostatni akt nieustannego sporu o tegoroczne wybory prezydenckie, Stowarzyszenie Prawnicy Dla Polski, pod przewodnictwem sędziego Łukasza Piebiaka zgłosiło wniosek do prokuratury o ukaranie i postawienie przed Trybunałem Stanu profesora Andrzeja Zolla za jego opinię wygłoszoną publicznie, że to Zgromadzenie Narodowe mogłoby ostatecznie zatwierdzić ważność wyborów. Trybunał Stanu dla uznanego jurysty za opinię… w wolnym, demokratycznym kraju! Jednak to nie powinno dziwić. Sędzia Piebiak jest znany z prowadzenia kampanii hejterskiej (afery) w czasach gdy był wiceministrem sprawiedliwości. Hejtowano wtedy sędziów sprzeciwiających się naruszeniom konstytucji, między innymi sędziego Waldemara Żurka.
I tak kręci się ta polityka. Zabawnie. Istna karuzela oszczerstw i pomówień. Do tego brunatna fala obejmuje Ukraińców i innych cudzoziemców, którzy są rzekomo winni wszelkiemu złu. Na obu granicach działają bojówki Bąkiewicza, wkrótce mogą być w całym kraju. Bo nowa gwiazda prawicy twierdzi, że w celu wzmocnienia bezpieczeństwa wolno używać siły fizycznej. Otóż nie wolno, i trzeba się temu głośno sprzeciwiać. Bo nie jest prawdą, że migranci są wielkim złem. Są nam potrzebni w gospodarce i mają wielki wkład w PKB (2,7%). Nie są też przestępcami. Bardzo niewielu z nich popełnia przestępstwa. Ci, którzy to robią, muszą być karani i deportowani. Ale nie jest też prawdą, że Polacy są bez skazy. Mieliśmy przykład studenta prawa który zaszlachtował siekierą urzędniczkę na Uniwersytecie Warszawskim. I całkiem niedawno przykład księdza spod Grójca, który tym samym narzędziem uderzył bezdomnego, starszego człowieka, a potem go, żyjącego jeszcze, podpalił.
Tu kończy się już zwykły absurd opisywany przez filozofów, który moglibyśmy postrzegać jako odrobinę zabawny, choć dotyczący spraw arcypoważnych. Wkraczamy w obszar powieści Dostojewskiego ("Zbrodnia i kara"), czy Josepha Conrada ("Jądro ciemności"). Nasuwa się tylko jedno słowo - zgroza.
Komentarze obsługiwane przez CComment