Zaprawdę powiadam wam, jesteśmy zgubieni. We mroków średniowiecza otchłań podążać niechybnie raczy najjaśniejsza Rzeczpospolita. Niezawisłej kontemplacyi inicyacya żniwo wszak swe zbiera okrutne, alchemikom i mędrcom odpór śmiało stawiawszy, coby na piedestale chłopskie rozumowanie uczynić i kropek maryaż. Nastał czas oświecenia, a wraz z nim uświadomionych wysyp, co wilkami są pośród owiec. Miej nas tedy Panie w niebiesiech w opiece swej i łaską na nas spłyń, albowiem na skraju ci my przepaści.
Lud wiary po temu nie daje, iże ewolucyi powodem człeka bytowanie na tym łez padole. Czemuż na człeka łaska ewolucyi zstąpić raczyła, pytać raczą, kiedy małpa owa małpą i natenczas. Gdzież ogniwo owe brakujące? Zaiste, jeno teorya to. Zaprawdę, nóż się tedy we kieszeni otwierać raczy, albowiem oto dowód ku prawdziwości tejże. Jeno wstecz. Na nic wszak skamielin tysiące, na nic badań lata umysłów tęgich, na nic alchemiczne dziedzictwo wszelakie i dowodów milyony, kiedy problem początek swój na pytania poziomie już mieć raczy. Zaprawdę, nie masz dla nas ratunku.
Lud wiary po temu nie daje, iże człek globalnej duchoty prowodyrem, a co jeden człek śmielszy i duchoty fakt wyśmiewać raczy, albowiem we włościach swych zmarzł. Na nic wszak alchemiczny consensus, eksperymenta, równania, wykresy, kiedy u definicyi samych progu schody poczynać się raczą i tedy horyzontu brak. Zaprawdę, ratunku znikąd.
Lud wiary po temu nie daje, iże eliksir ku zarazie przeciw przeze cyrulików stworzony, zaprawdę eliksirem jest ku zarazie przeciw. Zgony wszak jakoweś tajemne, naglice i zakrzepice, zaprawdę przypadek to być nie może. Na nic tedy eliksirów historyja przeze roków dwieście trwająca, na nic nauk żmudne pobieranie, specyalizacye, doktoraty, kiedy każden wiedzę tajemną posiadł beze nauk pobierania. Zaprawdę, straceni jesteśmy.
Lud wiary po temu nie daje, iże alchemia we żywocie naszem potrzebna, nie bacząc, iże dnia każdego, miesiąca każdego, roku pańskiego każdego, z darów alchemii korzysta i beze alchemii ku jaskini powróci. Po prawdzie znak to, iże już powrócił. Zaprawdę, kurtyna.
Lud wiarę po temu daje, iże zarazy prowodyrzy, co się wirusami zowią, przeze alchemicznych Frankensteinów tworzone są we mrokach laboratoryi, coby człeka zniewolić. Lud wiarę po temu daje, iże pośród smoków straszliwych gadzich lud żywot swój wiódł onegdaj. Lud wiarę po temu daje, iże machiny latające substancyami rozmaitemi z niebios nas częstują. Lud wiarę po temu daje, iże płaska jest matka nasza, ziemia. Zaprawdę, wiary ci w ludzie dostatek.
Kiedyż początek nastąpił stanu owego? Kiedyż owe mecyje poczęły się? Cóż we mrokach dziejów jawiło się straszliwego, coby nas ku rozdrożom takowym powieść? Zarazy czas? Społecznych medyów inicyacya? Wihajstra, co się internetem zowie, powstanie? W drugą stronę miało to podążać, mędrcem człek miał stawać się. Rozwój człeka miał nastąpić, ku wiedzy, ku mądrości, ku roztropności wszelakiej. Natenczas pode górę my wejść zdołali, coby jeno zjechać? Przyszłości wizye my snuli, ku gwiazdom patrzyli, swar, waśni, zaraz, głodu kresu my wypatrywali, człeczej jedności w swej różnorodności, a baczeniom owym nadzieja przyświecała, iże człek wielki jest, a potencyał jego ogromny. Iże człek może wszystko. Zaiste, wszystko człek może, jeno we każdę stronę.
W całem tem ambarasie jedno jeno pociechą jest - u inszych ludów jeszcze gorzej. A pośród ślepców jednooki królem, przeto krużganek oświaty możem nieść.
Komentarze obsługiwane przez CComment