W ubiegłym tygodniu cała Polska z zapartym tchem kibicowała Szymonowi Hołowni w jego staraniach w znalezieniu godnej pracy. Pan marszałek Sejmu kończy właśnie swoją działalność na tym wysokim stanowisku, żadne inne zajęcie w kraju go nie zadowala, więc od dłuższego czasu rozgląda się za pracą po całym świecie. I upatrzył sobie posadę w Organizacji Narodów Zjednoczonych - Wysokiego Komisarza ds. Uchodźców, za ponad 50 tys. zł miesięcznie.
W tej sprawie wyprawił się nawet osobiście (ale służbowo!) za ocean do szefa tej organizacji, Antonio Guterresa zabierając z sobą CV. Jak sądzę – obszerne, z pełną listą sukcesów.
Nie znamy jeszcze wyniku tej rozmowy, nie wiemy czy sekretarz ONZ zachwycił się osobowością, kompetencjami oraz osobistymi przymiotami mister Hołowni, i czy wybierze go spośród wielu kandydatów. Nie wiem czy wypada skromnemu felietoniście przestrzegać taką osobistość, jak sekretarz generalny ONZ, ale będąc na jego miejscu poważnie bym się zastanowił…
Bo co zostawia on po sobie w Polsce, w Polsce 2050, generalnie w przestrzeni polityczno- społecznej w kraju nad Wisłą? Wiadomo – funkcji marszałka Sejmu już nie będzie mógł sprawować, mimo, że kadencja trwa 4 lata. Ale wcześniej, w ramach koalicji rządowej P2050 i Lewica podzielą się tą kadencją po połowie; Hołownię zastąpi już z końcem października Włodzimierz Czarzasty.
Hołownia traci kilka innych, prestiżowych stanowisk: prezesa swojej partii Polska 2050, którą się tak szczycił, współkierownictwo Trzeciej Drogi, mandat posła Sejmu, oraz być może stanowisko wicemarszałka sejmu lub wicepremiera, które by mu zaoferowano, gdyby łaskawie zechciał zostać w polityce krajowej.
Ale on traci o wiele więcej – twarz. Chociaż, tak szczerze mówiąc, ten proces utraty dobrego wizerunku trwał już od dłuższego czasu. To było choćby jego zachowanie w czasie kampanii prezydenckiej, w której atakował głównie Rafała Trzaskowskiego (wielu uważa, że przyczynił się do przegranej tego kandydata), potem były zaskakujące nocne kontakty z Jarosławem Kaczyńskim i innymi posłami „szemranymi” spod znaku PiS, a na koniec - głosowanie w sejmie wbrew ustaleniom koalicyjnym, ale po myśli PiS i prezydenta Nawrockiego.
Hołownia zaczął rozglądać się za ewakuacją z polskiej polityki, bo po druzgocącej, drugiej już porażce wyborczej prezydenckiej (zaledwie 5 proc. poparcia) uświadomił sobie, że o tym urzędzie nie ma co marzyć. Zostawia więc swoją partię, współpracowników, ludzi którzy mu zaufali i na jego karierę pracowali. Przecież ta partia była przez niego wymyślona i przedstawiana jako panaceum na polityczny dualizm PO – PiS. W rzeczywistości miała być, nie jako organizacja działająca dla dobra publicznego, ale jako zaplecze Hołowni do jego kampanii prezydenckiej. Kiedy to się nie udało, zainteresowanie partią pana Szymona spadło do zera. No może gdyby jeszcze został na urzędzie marszałka przez dwa lata, to jakoś by to przeżył... Ale niższe stanowiska to nie dla niego. Kończący swoją karierę marszałek będzie się mi kojarzył jako człowiek z wielkim ego, mistrz lansu i autopromocji. Niestety ostatnie miesiące to był ciągły zjazd w dół. Zbierał wielkie zasłużone cięgi zarówno ze strony swojego zaplecza (P2050), sprzymierzeńców (PSL), koalicjantów (PO i Lewica), nie oszczędzała go też opozycja.
W pożegnalnym „liście do partii” Hołownia tak żali się i tłumaczy ze swojego postępowania: „Po całym tym szambie, przez które przeszedłem radość daje myśl, że mógłbym znów znaleźć się tam, gdzie można znów skupić się na języku, który znam z mojego „poprzedniego” życia, a który rozumie każdy człowiek, niezależnie od poglądów, wyznania, języka, czy koloru skóry: języka chleba, opatrunku, przytulenia, nadziei".
W swoim stylu- wiele słów, ale żadnej autorefleksji, przeprosin skierowanych w stronę członków P2050, a szczególnie posłów z tego ugrupowania i członków rządu, którzy pozostawieni zostali na pastwę… Donalda Tuska, którego podobno Hołownia nie cierpiał, co najmniej tak samo jak Jarosław Kaczyński.
PS Na wstępie felietonu oczywiście zażartowałem sobie, że cały kraj wstrzymał oddech obserwując boje pana Hołowni w znalezieniu dla siebie odpowiednio wysokiego stanowiska. Na szczęście Polacy mają wiele innych, ciekawych zajęć. Ot, choćby urodzaj grzybów...
Komentarze obsługiwane przez CComment