ul. ks. Ściegiennego 2, 06-400 Ciechanów 23 672 44 96 sekretariat@tygodnikciechanowski.pl Pon.-Pt.: 8.00 - 15.00

Z liścia

Jako śpiewał onegdaj komedyant sławetny, co natenczas żuru spożyć pragnie, liście złote spadać raczą ze drzew, dziatki liście owe zbierać raczą na wf, liście złote spadać raczą we dół, waćpan Marcin znalazł jeno liścia pół.

I takaż to poezya depresyi pełna człeka nachodzi niechybnie, kiedy czas ów przebrzydły się jawi, co się mimozami zaczyna, albowiem idzie sobie człek nie wadziwszy nikomu, liście owe spadać raczą zawzięcie i tedy zasiada człek we rydwanie ze liściem na głowie i nikt go poratować nie raczy, nikt mu nic nie powie, jeno się każdy gapi. Zaprawdę, kasztanów pełno, wiater smaga, a boćki na emigracyi. A kiedy słońca posucha, agresya sarmacki lud ogarnia. A kiedy agresya sarmacki lud ogarnia, wypłacać se raczą z liścia jeden z drugiem.
Nader srogi nerw wnet u Sławko się objawił, a nerw ów we czasie zbiec się raczył ze ruskich machin latających miedzy sarmackiej przejściem. Ode dictum takowego abstrahowawszy, iże przypadek to jeno, li nie przypadek, liście ci on począł rozdawać na lewo i prawo, a oszczędzić nie raczył ci on nikogo. A to dwór królewski liście przyjął, iże skarbiec królewski nadwerężon przeze machinom ruskim odpór dawanie, a to Jarko i stronników jego głupcami zowiąc, albowiem Jarko wizya Sławkowa najjaśniejszej Rzeczypospolitej niemiła, a i troski jego o słowa wolność pojąć nie raczą, a to z lewa szlachta liściem potraktowana, iże empatyi jej brak. Zaprawdę, meliski Sławko trzeba, albowiem mawiają, iże generalicyę nerw poniósł i Sławko liścia przyjął.

Ostudzić to zapędów liściastych Sławko i człeków jego nie raczyło i padać poczęły liście we najjaśniejszej Rzeczypospolitej całej i tonąć poczęła we liściach kraina owa, gdzie bursztynowy świerzop. Prawy lewemu liście wypłacał, iże kozacka to prowokacya i jeno umysły swe otworzyć trzeba, coby prawdę ową dojrzeć. Lewy prawemu liście wypłaca, iże ruska ci on onuca i umysł jego takoż otwarty, iże cug i przeciąg. A król Dönek liściami cały oblepion, albowiem iże sarmacka to była we wyryckich włościach machina ci on wiedział, jeno nie powiedział. A nade ludem liść wielki Oswojonego Mentora unosić się począł i jeno baczyć, komuż ci on wypłaci. I gdybyż jeno we krainie owej, gdzie bursztynowy świerzop, liście wzajem czynić raczyli, pół jeno bidy być by raczyło. Natenczas jednakowoż i zza miedzy liście lecieć poczęły, albowiem wpierw ode króla jankeskiego, takiż ode niechcenia, przeze pomyłkę i ze szachisty refleksem, liść my przyjęli, a kiedy Rocky ku germańskiej krainie się udawszy, coby reperacye wypłacić, wypłacić mu raczyli króla Fryderyka Beemki poddani, jeno z liścia. I kiedy każden myśleć raczył, iże nic już ze liśćmi wymyślić nowego nie sposób, wyjechał był ci ze kasztelanii ciechanowskiej rajca, i liścia wypłacił sobie sam. Takież harce, hulanki i swawole beztroskie we najjaśniejszej Rzeczypospolitej jesienną porą roku pańskiego bieżącego.

Czyściciela nam trzeba. Zawodowca, co liście wszystkie sprzątnąć raczy, ku likwidacyi przekaże i neutralizacyi podda. I tedy na zlecenie nasze, li beze zlecenia, wrogowi naszemu liścia takowego wypłaci, iże mu onucą wyjdzie. Ode nas, sarmatów, a ze dictum takowym, iże ze najjaśniejszej Rzeczypospolitej dworować nie należy, albowiem nogi mu ze rzyci urwać możem. Wespół.

Natenczas spoziera ci on na nas i rechocze parszywiec bacząc, jako we hebanowej my już głęboko rzyci i jako poczęli my się tamże urządzać. Za głęboko. Wołania już nie słychać. 
Acz liście i tamże znajdziem.

Komentarze obsługiwane przez CComment