

Każde święta to świetna okazja by wzbić się w wyższe rejony mistyki i transcendencji. Ale tylko szansa. Gdy przyjdą goście i dzieci zaczną się nawoływać, szanse spadają do zera, radosny gwar wypełni wszystkie pomieszczenia domu. Dlatego lubię wstawać wcześnie i zanim zacznie się świąteczna krzątanina, jak mały chłopiec umykam na poddasze, bo tam jest moje prawdziwe sanktuarium. Świątynia dumania. Tam mi się myśli najlepiej.
Tam mam książki i płyty, stare albumy ze zdjęciami, moje dyplomy, wyróżnienia, gizma wszelkiej maści. Lubię przeglądać godzinami tomiki poezji z dedykacjami dawno nie widzianych przyjaciół, pomedytować spoglądając przez okno na kwitnące magnolie i wiśnie, posłuchać muzyki Schuberta albo Czajkowskiego. Lubię poezje Walta Whitmana i Emily Dickinson, aczkolwiek Ameryka nie kojarzy mi się już tak dobrze jak kiedyś. Ostatnio czytam Kena Folletta "The fall of giants" ("Upadek gigantów"), ale to niestety nie dotyczy Donalda Trumpa. On ma to dopiero przed sobą. To co on robi z moją Ameryką (spędziłem tam piętnaście lat życia), burzy mi często krew w żyłach. I nie tylko mnie.
Francuski polityk, senator Claude Malhuret nie owija w bawełnę i pisze że „nie ma sensu być sojusznikiem Trumpa, bo przecież i tak nie będzie cię bronił, nałoży na ciebie większe cła niż na wrogów, a jednocześnie zagrozi zajęciem twoich terytoriów, wspierając dyktatury, które cię najeżdżają". Polecam te słowa politykom PiS, którzy się Trumpem zachwycają. Teraz gdy Trump zdaje się potwierdzać swoją klęskę w groteskowych mediacjach konfliktu Rosji z Ukrainą. Przecież miał to „załatwić" w 24 godziny. Teraz już rezygnuje? On, który potrafi tak wiele... Nie tylko wstrząsnąć światową gospodarką tak, że giełdy nie mogą złapać oddechu i zawieszają działalność, ale także naruszyć fundamentalne prawa obywateli. I to mnie gniewa i zadziwia najbardziej. W kraju dotąd szczycącym się postępowym prawem, niektórzy ludzie bez żadnych procedur są wysyłani do więzienia dla terrorystów w El Salwador, a ich prawnicy otrzymują od rządu pisma że mają się pakować i wyjeżdżać. Tworzy się właśnie szeroki ruch oporu, na którego czele staje słynny uniwersytet Harwarda. Trump zabrał im dofinansowanie, zamierza karnie ich opodatkować i zmienić program nauczania. To dotyczy także innych uczelni i generalnie szkół w Ameryce. Ten rząd nie ma szacunku dla edukacji (likwiduje resort), walczy też z mediami i sądami. Jestem wielkim fanem Liz Cheney, republikanki, która ma w sobie więcej ognia i pomysłów niż demokraci, jeśli chodzi o wspieranie walki z Trumpem. Jest córką byłego wiceprezydenta w administracji G.W.Busha, ma aspiracje i wrażliwość, może to ona będzie pierwszą amerykańską prezydentką. Oby.
Zabieram się do lektury sprośnej powieści niedawno zmarłego noblisty Mario Vargas Llosy "Pantaleon i wizytantki", wiele radości sobie po niej obiecuję, ale na wszystko nie starcza czasu, drobne czynności przeciągają się ponad miarę. Trochę się jednak rozleniwiłem. Lubię rozmowy. Zwłaszcza gdy spotkam któregoś z sąsiadów. Są tacy przyjaźni i nad wyraz komunikatywni. Im dłużej żyję, tym bardziej cenię sobie więź z ludźmi, nawet z zupełnie nieznajomymi. Nie mam uprzedzeń, nie patrzę na rodowody. Marek Jakubiak ogłosił w "Republice" że naród polski tworzą ci co prokreują. Wyłącznie panie Marku? Tu się zadziwiłem. Nie wiem jak on, bo ja przestałem prokreować, ale nie czuję się wyłączony z obiegu. Wiem co miał dokładnie na myśli - LGBT, ale nikogo nie można dyskryminować ( zwłaszcza w tak katolickie święta).Zarówno on, jak i Nawrocki szukają sobie odpowiednich wrogów, najlepiej słabych, żeby na ich tle wypaść w publicznej percepcji jako herosi (Nawrocki fraternizowal się za to z gangsterami - mięśniak...). Tak czynił Duda i prezes Kaczyński za każdym razem, w poprzednich kampaniach, publiczność bowiem lubi igrzyska. Ale czy to na pewno dobry przekaz świąteczny? Czy bliźni to ci tylko co mają dokładnie te same poglądy? Albo ci co prokreują? Czy nie jest tak, że chrześcijanie powołujący się dumnie na swoje wartości powinni jednak dać przykład jak kochać i szanować ludzi i jak wybaczać? Pod tym względem obecna kampania to bardzo smutny spektakl. Szczególnie debaty, niczym nie zachwyciły, a "cyrk" z tym wszystkim związany był raczej umiarkowany. Dowiedzieliśmy się za to, że Rafał Trzaskowski potrafi nawet z rekinami rozmawiać po francusku. Na jego miejscu byłbym dumny jak paw. Języki mogą otworzyć bramy świata. Mamy już liderów sondaży, wszystko rozstrzygnie się w drugiej turze, 1 czerwca.
Teraz mamy wiosnę i ciepły czas świąteczny. Przy wielkanocnym stole rozmowy o "Dojrzewaniu" (czteroodcinkowym serialu) i rozhowory o jajkach. Bo w całym świecie jest problem z jajkami. No, w wielu krajach. Nawet w Ameryce jajek jak na lekarstwo, albo są drogie. Ptasia grypa za Atlantykiem przybrała formy wręcz katastrofalne. Może tamtejsze kury przeraziły się Trumpa? Amerykanie byli zmuszeni zwrócić się z prośbą do innych krajów o większą podaż, nawet do Danii, której cały czas chcą odebrać Grenlandię. Zwrócili się także do Polski, ale u nas także trwa epidemia i według ostatnich doniesień mamy 79 ognisk zapalnych w całym kraju, najwięcej bodaj na Mazowszu, właśnie w okręgu mławsko-ciechanowskim. Tymczasem jajka są dosłownie w cenie (drożeją),i zalecane są jako źródło białka i życia każdego dnia na śniadanie (cholesterol niestraszny). Są spory jak najlepiej jeść jajka, nie tylko czy na twardo, na miękko, ale według jakiej dokładnie metody, bo są też ponoć naukowe. Takie naukowo gotowane jajko ma delikatnie ścięte białko i kremowe żółtko, bo białko i żółtko wymagają różnych temperatur do optymalnego gotowania. Można sobie eksperymentować.
W tym roku święta zbiegły się z 1000-letnią rocznicą koronacji Bolesława Chrobrego. To się zdarzyło dokładnie (ponoć) 18 kwietnia. Od tego czasu liczy się złoty czas polskiej monarchii, według autorów naszej mitologii. Zgodnie z nią Chrobry był władcą walczącym nieugięcie z Niemcami i wszyscy po nim trzymali się tego. Przykładem Grunwald, hołd pruski, etc. Z Niemcami zawsze mieliśmy złe relacje, z tego względu musimy ich nienawidzić. Ale to nie do końca prawdziwe. Chrobry przebywał długo na dworze cesarza, musiał zapewne mówić po niemiecku (i nie wstydził się tego). Miał też dwie żony Niemki a ostatecznie koronę otrzymał właśnie z rąk cesarza niemieckiego Ottona II. Fakt, że wywalczył sobie silną pozycję w całym regionie świadczy o nim jak najlepiej (chociaż był władcą okrutnym), jednak jego następcy nie byli tej miary. Słowiańscy książęta (Polski jako kraju jeszcze wtedy nie było) często walczyli ze sobą o wpływy. I to bezpardonowo. Na mocy testamentu Bolesława Krzywoustego doszło do "podziału dzielnicowego" (to wiemy ze szkoły) i synowie roztrwonili status królestwa. Potem byli Krzyżacy, był Grunwald, był hołd pruski, ale dobrze wiemy, że niewiele z tego wynikło. Albrecht Hohenzollern, który składał hołd królowi Zygmuntowi Staremu w 1525 r. był z nim spokrewniony i w związku z tym przez króla "zaopiekowany". Być może był to błąd, który się zemścił słabością państwa, wyrażającą się w XVIII wieku powiedzeniem "Rzeczpospolita słabością stoi". Doszło do zaborów. To wszystko wiemy z podręczników. Za mało jednak wiemy o tym że Niemcy mieli też pozytywny wpływ na naszą kulturę i cywilizację; że miasta zakładano na prawie magdeburskim, a nasze kodeksy handlowe były wzorowane na niemieckich. Z kolei Francuzi przyczynili się do powstania polskiego prawa rodzinnego, po tym jak Napoleon narzucił nam swoją (tak zwaną "oktrojowaną") konstytucję i inne prawa. Niedługo potem rosyjski car zniósł polskie poddaństwo czego nie zrobiła Konstytucja 3 Maja, ani nawet gromkie manifesty przywódców powstańczych. To trzeba wiedzieć żeby nie gloryfikować naszych dziejów, nie lukrować ich, tylko dlatego że to pasuje tej czy innej partii.
Z drugiej strony sąsiedzi też mieli chyba jakieś zalety skoro nasi najwybitniejsi artyści, jak i zwykli ludzie, wchodzili z nimi w przeróżne związki, twórcze jak i personalne. Byliśmy z nimi powiązani przez wieki, o czym świadczą fakty i ciekawe księgi. Nowe książki Ledera, Leszczyńskiego, Janickiego czy Joanny Kuciel - Frydryszak ("Chłopki"), rzucają na te sprawy, ważne dla zrozumienia naszej przeszłości, więcej światła niż kiedykolwiek. Rozumiejąc zatem potrzebę mitów i rolę jaką odgrywają w naszej samoświadomości (nowe mity wciąż są tworzone na polityczne zamówienie), warto zainteresować się naszą tradycją i prawdziwą historią, nie tylko (nomen omen) od święta.
Komentarze obsługiwane przez CComment