Zbigniew Herbert, wybitny poeta, napisał kiedyś że trzeba mieć swoje „obsesje", tematy do których się wraca. Pomyślałem, że poetom jest łatwo tak twierdzić bo są liryczni, romantyczni, zawsze wracają do tematu miłości...
Gdybym sam był poetą też pewnie pisałbym o wiośnie i o jesieni, o nastrojach i o marzeniach. Ale potem uzmysłowiłem sobie, że poważni poeci brali na „warsztat" także poważne tematy i one często odnosiły się do Polski i jej problemów. Pan Cogito Herberta dawał nam nakazy moralne w czasach upadku moralności, w podobnym duchu pisali Czesław Miłosz i Tadeusz Różewicz. Często pisali więc o polskich wadach. Gdybym miał poetycki talent, może napisałbym kolejną część „Dziadów" albo - na lżejszej nucie, nie tyle kwiaty ile „Kwiatki polskie".
Żyjemy w innej epoce niż Tuwim, Słowacki, Mickiewicz, a nawet Miłosz, Herbert czy Różewicz, którzy nie doświadczyli zderzenia z hejtem, internetem, mediami społecznościowymi, tak często aspołecznymi, zawierającymi wulgarne, prostackie wpisy, posty i komentarze. Ten temat jest często poruszany, a jednak, w czasach niebywałego rozwoju technologii kultura na co dzień szwankuje. Być może dlatego nic nie słyszymy o wybitnych żyjących poetach?
Brak nam „niemądrych starych poetów", Ryszard Marek Groński, autor tych słów też już nie żyje. Mamy nieporównywalną z poprzednimi czasami wielość mediów, ale przeważają albo media komercyjne, albo publiczne, nie mogące wciąż wyrwać się z okowów propagandy. Wysoka kultura została wypchnięta poza margines. Radiowa Dwójka, szerząca poezję i muzykę z całego świata i reprezentująca wysoki poziom polszczyzny, nie cieszy się wysoką słuchalnością i nie ma szans w konkurencji z komercją. Polskie filmy, szczególnie ambitne, nie przyciągają tłumów i to w czasach wielkiego wzmożenia narodowego. Kilka dni temu obejrzałem w warszawskim kinie "Luna" wybitnie ciekawy film Wojciecha Hassa "Pożegnania" ( w ramach przeglądu jego twórczości). Film nagradzany na międzynarodowych festiwalach, ze znakomitą obsadą aktorską (Janczar, Holoubek, Kobiela, Mrożewski, Wachowiak), przy pustej sali...Razem ze mną było sześć osób. Czemu nie przyszli narodowcy?
Bo oni stanowią zaścianek, polskie panoptikum. Nie chodzą na dobre filmy, nie czytają poezji, ani powieści. Gdy polska reżyserka filmowa Agnieszka Holland odnosi międzynarodowe sukcesy, to oni przeprowadzą w internecie wielką kampanię nienawiści, popartą przez prezydenta Dudę. Gdy zaś polska pisarka otrzyma literacką nagrodę Nobla, co stało się udziałem Olgi Tokarczuk, to nienawistne posty wesprze minister kultury Piotr Gliński, który publicznie zarzekał się że „skąd...on nigdy nie przeczytał żadnej książki tej pisarki”. Nawet nie udawał że się cieszy, choć książki Tokarczuk są znane na całym świecie i on, tak wielki (rzekomo) patriota, powinien być dumny. Lecz nie jest. Autorka powinna tak pisać jak on sobie życzy i konsultować pomysły z PiS (sic).
Prostactwo pleni się w każdym wymiarze, w kulturze i w polityce. Przykłady się mnożą. W najbliższym czasie dojdzie do zmiany marszałka Sejmu, w zgodzie z umową koalicyjną. Mariusz Błaszczak już zadeklarował, że nie poprze „starego komucha" Włodzimierza Czarzastego. Błąszczaka zbójeckie prawo, jest w opozycji. Ale czy musi zaraz obrażać marszałka in spe? Nie wiem czy on jest „stary", raczej jest w średnim wieku. A jeśli nawet jest, to ludziom starym wieku się nie wypomina. Komuchem nie jest, pomimo faktu że kiedyś miał legitymację PZPR. Jak tysiące innych, jeszcze żyjących ludzi. Od tego czasu minęły długie dekady, miał prawo postawić na demokrację. Nikt nigdy nie udowodnił mu jakiejkolwiek zbrodni. Dziś w internecie, na przykład na fejsbuku, każdego nazwą debilem albo komunistą, jeżeli tylko wypowie się zgodnie ze swoim przekonaniem. I jeśli nie jest prawicowcem. Rzecz w tym, że młodzi ludzie zazwyczaj nie wiedzą nawet co to był komunizm, a politycy im w tym nie pomagają. Prostackie głosy zacierają znaczenie pojęć i obniżają poziom dyskusji.
Pan Cogito Herberta byłby zszokowany. Bo jak można w demokratycznym dyskursie publicznym przywracać odpowiedzialność zbiorową. Były już „resortowe dzieci", były „ubeckie" emerytury, teraz dziennikarka Dorota Wysocka-Sznepf jest bezkarnie obrażana na Kanale Zero, (Stanowski&Mazurek) bo miała „komucha" teścia. Faktycznie, ojciec jej męża, Maksymilian Sznepf uczestniczył po wojnie w tzw. Obławie Augustowskiej, mającej na celu likwidację wrogów nowej ludowej władzy, ale to było dawno i on już jest też od lat w zaświatach, a jego żyjąca synowa nie miała z tym absolutnie nic wspólnego. Nawet jej na świecie nie było... Kanonem moralnym do tej pory było że każdy odpowiada za własne słowa i czyny. Z tego się spowiadamy w kościele, czyż nie?
Podporą moralności miała być religia i Kościół katolicki. Ale w Kościele też się źle dzieje i traci zaufanie społeczeństwa. Nie tylko dlatego, że skrywa czyny pedofilskie i niepotrzebnie wikła się w politykę. Także na skutek prostackich słów i czynów pasterzy. Prostackie jest szczucie na obcokrajowców, uchodźców czy jakichkolwiek „innych" (np. LGBT). Najczęstsze są ataki na Niemców i Ukraińców, co sprzeczne jest z Ewangelią (słowa Jezusa - „wszystko co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili"). Tymczasem, biskup Wiesław Merlina ogłosił, że „nie będzie Niemiec Polakowi bratem". A przecież są małżeństwa polsko-niemieckie i wielu wybitnych Polaków miało rodowód niemiecki. Na to biskup mówi: „Polską rządzą ludzie, którzy sami siebie określają jako Niemców". To czysta nieprawda. Nikt z rządzących poważnie siebie tak nie określił. To jest prostackie szczucie na rząd i polską demokrację. Na dłuższą metę nie da się pogodzić nacjonalistycznych postaw z katolicyzmem. Takie postawy są jednak szerzone przez radykalnych polityków, jak Dariusz Matecki czy Janusz Kowalski.
W Kościele szerzy się hipokryzja, nawet w zakonach. Niedawno głośna była sprawa zakonnicy, katechetki z Puław, która w Szkole Podstawowej nr 10 zwierzała się uczniom, że lepiej byłoby, gdyby matka Trzaskowskiego dokonała aborcji, bo nie byłoby go w kampanii prezydenckiej.
Prostactwo ludzi kościoła wygrywa z nauką. Nowo wprowadzany przedmiot Edukacja Zdrowotna (jakkolwiek nieobowiązkowy) nie będzie zapewne wykładany w większości szkół w Polsce z uwagi na nieprzejednaną postawę Episkopatu. Bo to straszna demoralizacja jest! Czyżby? Tematy w tym przedmiocie, dla przykładu: odżywianie, zdrowie środowiskowe, internet, profilaktyka uzależnień, etc. Jest też jeden (ósmy) rozdział o zdrowiu seksualnym i stąd ta heca. Obawa, że młodzież dowie się czegoś o życiu płciowym, tak jakby od urodzenia nie była ze swą płcią zaznajamiana (także w internecie). I ten niepokój, że dziecko zapyta kiedyś katechetę czy masturbacja jest grzechem. Tak, odpowiedzą na lekcji religii, ale na biologii już niekoniecznie.
Nie ma wielkich poetów i żaden nie krzyknie, że prostactwo jest grzechem. I jak najszybciej powinno być wpisane do katechizmu, gdzie i tak już jest tysiąc innych grzechów. No to ja o to wnoszę...
Komentarze obsługiwane przez CComment