

Wio koniku, a jak się postarasz, na kolację zajedziemy akurat
Tobie owsa nasypiemy zaraz, a ja z miski ciepłą zupę będę jadł…
Tak kiedyś śpiewano o wzajemnych, odwiecznych związkach człowieka i konia. Przebijała troska o dobrostan tego pożytecznego czworonoga, chęć dobrego traktowania oraz obietnica, że w zamian za ciężką pracę będzie miał zapewnione odpowiednie wyżywienie i wypoczynek.
A teraz? Teraz po wspólnej pracy człowieka z koniem, np. „przewozy bryczką”, furman zjeżdża nie do stajni, a na… myjnię samochodową, gdzie uruchamia wysokociśnieniową myjkę i... szoruje konia.
Taką formę „zabiegów higienicznych” wobec swojego podopiecznego zastosował parę tygodni temu mieszkaniec gminy Karniewo pod Makowem Mazowieckiem. 43-letni właściciel bryczki z koniem oraz jego 10 lat starszy kolega zajechali wieczorem na myjnię samochodową na przedmieściach miasta, wjechali na stanowisko samochodowe i uruchomili lancę wysokociśnieniową ze strumieniem zimnej wody skierowaną w stronę konia.
Na nagraniu kamer widać jak polewane przez woźnicę wodą zwierzę początkowo zachowuje się spokojnie, ale w pewnym momencie staje dęba, zaczyna wierzgać i uderzać kopytami w ścianę odgradzającą stanowiska, a następnie przewraca się na betonową posadzkę. Pracownik myjni, który obsługiwał monitoring i zobaczył cały ten osobliwy obrządek, przerażony zawiadomił policję.
Filmik z mycia konia obiegł cały internet. Większość określeń, które skierowane było przez internautów pod adresem opiekuna nie nadaje się do cytowania. Oburzeni, nie tylko miłośnicy zwierząt, nawoływali do ukarania zachowującego się nieludzko woźnicy.
Dzięki zapisom z monitoringu udało się szybko zidentyfikować właściciela zwierzęcia, który został przesłuchany. Komenda Powiatowa Policji w Makowie rozpoczęła dochodzenie pod kątem znęcania się nad koniem, poproszony lekarz weterynarii obejrzał umytego konia, jak również inne zwierzęta w miejscu zamieszkania miłośnika myjni. Zeznania złożył właściciel konia, a także drugi z mężczyzn obecny w bryczce podczas procederu mycia zwierzęcia.
Ale w ub. tygodniu prokuratura w Przasnyszu umorzyła śledztwo nie dopatrując się znamion czynu zabronionego z art. 35 §1a ustawy o ochronie zwierząt. „Po przeprowadzonym badaniu lekarz stwierdził, że zwierzę w wyniku mycia nie doznało żadnych urazów, nie wykazywało objawów bólu ani cierpienia. W jego ocenie koń utrzymany był w bardzo dobrych warunkach i w dobrej kondycji" – powiedziała prokurator. Dodała, że - zdaniem weterynarza - koń spłoszył się w wyniku działania czynników zewnętrznych, a nie z powodu samego mycia.
„Myjnia samochodowa nie jest miejscem odpowiednim do mycia zwierząt, mycia koni. Koń został narażony na zbędny stres, mogło dojść nie tylko do urazów, uszczerbku na jego zdrowiu, ale też na zdrowiu innych ludzi, którzy korzystali z tego miejsca – zaznaczyła w Kurierze Mazowieckim Lena Lewandowska, powiatowa lekarz weterynarii w Makowie. Osoby, które się tego dopuściły, wykazały się brakiem wyobraźni, brakiem empatii w stosunku do tego zwierzęcia – dodała pani weterynarka.
Bardziej rygorystyczni byli niektórzy internauci, którzy komentowali zajście na myjni. Kilkoro z nich sugerowało, żeby umyć mężczyznę za pomocą tej samej myjki i w tej samej temperaturze. Niektórzy nawet wskazali od jakich części ciała należałoby zacząć...
Nie wiemy czy sprawca (sprawcy, bo kolega asystował - siedział na bryczce i trzymał lejce) żałowali swojego czynu i czy przeprosili konia. W śledztwie tłumaczyli, że konie są zwierzętami przystosowanymi do znoszenia niskich temperatur otoczenia. Opowiedzieli, że koń po opuszczeniu myjni pokonał dystans około 5 km. Po dotarciu na miejsce zwierzę zostało wyprzęgnięte z bryczki i odprowadzone do stajni, gdzie miało zapewnione odpowiednie warunki do odpoczynku.
Wio koniku, tobie owsa… A właścicielowi miskę zimnej zupy.
PS. Postanowienie o umorzeniu dochodzenia w sprawie mycia konia nie jest prawomocne.
Komentarze obsługiwane przez CComment