Księżyców ci już nieomal tuzina ćwierć minąć raczyło, kiedy pstryknął palcami heThmanos łysy i tedy zniknął Kapitan, i wraz z nim zniknęła tryumfu nadziei połowa. I choć bacząc, cóż uczynił, poddał się heThmanos szalony, pamięć dziejów owych, acz odległa, żywa wciąż i boleści okrutnych pełna, piętno na Mścicielach nieodwracalnie odcisnąwszy.
I nastał chaos i zgrzytanie zębami. Lecz natenczas niespodzianie z inszego multiwersum, co zaiste multiwersum jest takowym, gdzie cuda i dziwy, przedziwna Czwórca Fantastyczna przybywa, coby europejskie konferencyi pustkowia podbijać. Z polańskich pól waćpan giętki, co się przeze ligi trzy przeciągał, z jasnogórskich włości waćpanna magiczna częstochowska, co niewidziana była roku pańskiego zeszłego, ze stołecznego grodu mocarz, co muskułów nabiera we sposób beze kontroli wszelakiej i ze podlaskich borów gorejący waćpan, co aże do roboty się pali. Natenczas we Czwórcy owej nadzieja cała się zatliła, coby o Mścicielach sarmackich pamięć we mrokach dziejów nie zaginęła.
Niedziel wiele minęło, nim podlaski Cezary Fury następcę wskazał, co na powrót palcami pstryknąć raczy, choćby i żywot swój poświęciwszy, i we Mścicielach potęgę dawną wskrzesić zdoła. Zaprawdę, misya to straceńcza, samobójcza i impossible przede Iron Jaśko i pomocnikiem jego Jacko Strange’m, co jej się podjąć kamikaze owi raczyli, w pogardzie mając zdrowie swe i reputacye.
I tedy ujął Jaśko nieskończoności rękawicę i pstryknął. I powrócił Kapitan, acz niemłody, a na prawicy jego kapitański Mjolnir, albowiem wiedział PieThorEk, iże godzien ci on jego. I tedy powrócił i Kamil Quicksilver, choć już na zawżdy pożegnać się zdążył onegdaj. I powrócili z lekka zakurzeni, jako Bartko Letni Żołnierz, co Mścicieli świetności czasów był świadkiem. I nie zbrakło i Nowych Mścicieli, a pośród nich mroczny jeden takoż, iże nawet heThmanos trwogę czuł przede nim przeze roków wiele. I widział Jaśko, że to było dobre.
I tedy powstała ze kolan Mścicieli drużyna i ruszyła maszyna po szynach ospale, ku odległej niderlandzkiej Wakandzie, coby tamtejszej husaryi stawić czoła, co nie jest z tego świata. I ujął Kapitan Mjolnir swój we prawicę, niebiosa błyskawice ciąć poczęły i gromy rozległy się zewsząd, i zakrzyknął ci on: Mściciele, wespół!
Lecz bojaźliwie Mściciele bój poczęli i tedy skarcił ich Doktor DoomFries, co skacze wyżej, niźli Spider-Grześko, co sieci pilnuje. Mylił by się jednakowoż ów, co krzyżyk na szlachetnych wojach stawia, albowiem ciż nie we grosika jedynie, a we fortunę i gotówkę poważną zasobni, jako Bruce Wayne nieomalże. Zaiste, nie z tego ci on multiwersum.
Lecz nie kres to boju straszliwego, albowiem złoli wszelakich ci u nas dostatek. Ruszyła tedy z dalekiej północy horda barbarzyńska, a w szeregach jej sam Antman. Lecz tedy Cashman na powrót portfel swój okazał, błysnął i gromem cisnął PieThorEk drogę ku bramce Kapitanowi rozświetlając, a dopełnił dzieła Kubuś, co jako Hulk zasieki najeźdźców przeze bój cały miażdżył.
Zaprawdę powiadam, wam, dnia owego żaden odbiornik przeze okno wylecieć nie raczył.
Jakiż losu wiater smagać sarmackich Avengersów będzie, Loki jeno wiedzieć raczy. Lecz oręże my natenczas takowe mamy, o jakiem pamięć we mrokach dziejów zaginąć raczyła, a orężem owym – nadzieja.
My się nikogo natenczas nie boim,
Thanos, Galactus, Kang, trzystu Spartan,
jednooki Grześko? I to dostoim.
Acz poczekajta, bo Żmudź i Malta.
Komentarze obsługiwane przez CComment