Ci co mieli trochę do czynienia z wielką literaturą skojarzyli sobie pewnie tytuł tego felietonu ze znakomitą powieścią Remarqu'a " „Na zachodzie bez zmian". Ta świetna książka (a także znakomity film na niej oparty) opisuje losy młodych Niemców w czasie I wojny światowej i zaraz po niej. Ich nadzieje, złudzenia, rozczarowania, tragedie. Remarque był pisarzem, w którym namiętnie się rozczytywałem w młodości, i którego wszystkie książki "połknąłem".
Tytuł był ironiczny, bo wszyscy wiemy jak wielkie zmiany przyniosła wojna, choćby upadek wielkich imperiów, takich jak Rosja carska czy Austro-Węgry, Polacy odzyskali niepodległość. Co prawda Józef Piłsudski walczył przez czas jakiś po stronie Niemiec i Austro-Węgier, ale to nie Niemcy ofiarowali nam wolność, ale przede wszystkim Amerykanie. W tzw. 14 punktach prezydenta Wilsona, porządkujących ład powojenny, jeden punkt dotyczył Polski. Ostatecznie sprawę zamknął Traktat Wersalski, kontestowany później głównie przez Niemcy, po dojściu Hitlera do władzy.
Zachód zmienił się do tego stopnia, że inny wybitny Niemiec Oswald Spengler napisał w tych latach (1918-1922), epokowe, dwutomowe dzieło pt. „Zmierzch Zachodu". Analizował w nim kultury i cywilizacje podobnie jak trochę wcześniej przed nim Karol Darwin badał różne biologiczne gatunki. Podobnie jak biologiczne byty, sądził Spengler, również kultury rodzą się, rozwijają, dojrzewają i umierają. Przewidywał, zgodnie z tytułem rychły upadek Zachodu. Nie tylko Spengler tak myślał. Wielu innych przewidywało koniec Zachodu. Lenin wypowiedział słynne zdanie: „Kapitaliści sprzedadzą nam sznur, na którym ich powiesimy".
Ten upadek miał być przyspieszony poprzez adopcję przez Zachód takich wartości, jak: demokracja, egalitaryzm, tolerancja, humanitaryzm. Współcześnie, Elon Musk dodałby pewnie jeszcze empatię, której wyjątkowo nie cierpi. Wszystkie te wartości, które my w Polsce kojarzyliśmy z Zachodem przez długie dekady, i dla których chcieliśmy wejść w zachodni krąg cywilizacyjny.
Bo Zachód nie tylko nie upadł, ale rozwinął się do poziomu przodującej cywilizacji świata. Moje pokolenie, urodzone i wychowane w tzw. Polsce Ludowej marzyło o tym, żeby w jakikolwiek sposób zbliżyć się właśnie do Zachodu. Wybijano nam te marzenia z głowy. Często pałkami, więzieniem, konfiskatą mienia, zakazem wyjazdu. Nie daj Boże żeby ktoś miał krewnych na Zachodzie. Miał „przechlapane".
Ale w tej trwającej pięć dekad zimnej wojnie pomiędzy Wschodem a Zachodem doszło w końcu do pomyślnego rozstrzygnięcia. Zachód wygrał. Znowu staliśmy się wolnym krajem. I jako wolny kraj, dobrowolnie, po uprzednim referendum, weszliśmy w struktury zachodnie.
Weszliśmy najpierw do NATO, później do Unii Europejskiej, przyjęliśmy zachodnią z ducha konstytucję. Nasze marzenia się spełniły. Ale, jak mówi pewne przysłowie, uważaj o co się modlisz, bo możesz to otrzymać. Polska będąca długie lata pod dominacją rosyjską, wschodnią, rozwinęła u wielu z nas mentalność określaną przez księdza Tischnera jako homo sovieticus. Tischner pisał o tym w swojej, jakże ciekawej książce „Nieszczęsny dar wolności". Nie wszyscy z tej wolności umieliśmy korzystać, czy choćby ją docenić. To zderzenie różnych wartości i wrażliwości, to rozwibrowanie ducha polskiego musiało pewnie, prędzej czy później, nastąpić. I uwidoczniło się w politycznych wyborach. Lewa strona jest nadal przywiązana do zachodnich, liberalnych wartości, opierających się na płaszczyźnie demokracji, wolnego wyboru, wolnych mediów i niezależnych sądów, podczas gdy prawa strona, przyjmując retorykę liberalną, dąży jednakże do zainstalowania autokratycznych struktur wszechmocnego państwa, pod "charyzmatycznym" przywództwem, popartym potęgą Kościoła. To jest to co łączy dzisiejszą prawicę, PiS z Konfederacją. Na przykład były eurodeputowany PiS profesor Zdzisław Krasnodębski wyraźnie stwierdził że dzisiaj Polsce bardziej zagraża Zachód niż Wschód. Przywódcy Konfederacji zaś ciągle krytykują UE i namawiają do Polexitu, nie bacząc na to jak wielkie szkody poczynił na Wyspach Brytyjskich Brexit. O to także toczy się teraz wojna polsko-polska.
W gruncie rzeczy jest to walka o rząd dusz. Polskie społeczeństwo było do tej pory euroentuzjastyczne. A jednocześnie proamerykańskie. To się ostatnio zmienia. Z sondażu Eurobazooka wynika że aż 25% Polaków chciałoby wyjścia Polski z Unii Europejskiej. Wpływają na to zapewne zarówno różne formy propagandy rosyjskiej, opłacane przez służby wywiadowcze, jak i częste diatryby prawicowych przywódców przeciwko Unii i Zachodowi. Często posługujących się dezinformacją.
Jednak także Zachód zmienia się i to dość radykalnie. Widać to już od roku, po elekcji Donalda Trumpa na prezydenta USA. Pisałem o tym w poprzednich felietonach. Jednak chciałbym zaakcentować całkowitą schizmę jaka wystąpiła pomiędzy Europą i Ameryką. Podczas gdy Europa nadal trzyma się liberalnych wartości, Ameryka Trumpa zdaje się je całkowicie odrzucać.
W ostatnich dniach te tendencje jeszcze się pogłębiły. Trump zasłużonym demokratycznym politykom, takim jak Mark E.Kelly, grozi śmiercią, tylko dlatego że domagają się, aby służby Pentagonu postępowały zgodnie z prawem. Jak wiadomo, ostrzelano już wielokrotnie łodzie i statki na Morzu Karaibskim, bo podejrzewa się je o przemyt narkotyków. Bez jakichkolwiek konkretnych dowodów, bez procedur. W ten sposób zamordowano już kilkadziesiąt osób. W jednym przypadku uratowały się dwie osoby, które postanowiono wykończyć dodatkowymi strzałami. To jest sprzeczne z prawem amerykańskim i międzynarodowym. Przemoc stawia się ponad prawem.
Trump odnosi się z pełną pogardą nie tylko do uchodźców z innych krajów i deportuje całe rodziny (albo je rozbija), ale także całych narodów. Na przykład somalijczyków nazwał "śmieciami" a całe państwo, takie jak Somalia uznał, że "śmierdzi". To jest język protofaszystowski, przypominający przedwojennego niemieckiego "Der Sturmer", czasopisma ubliżającego Żydom. W warunkach amerykańskich to się układa w następujący sylogizm: somalijczycy to śmiecie, somalijczycy są czarni, ergo - czarni to śmiecie. Nawiasem, u nas w Polsce prawicowi politycy też używają tej obelgi, na przykład Jarosław Kaczyński w odniesieniu do demonstrantów na Placu Piłsudskiego.
Mamy do czynienia z nową, rewolucyjną zmianą na Zachodzie. Ameryka dystansuje się do Europy i przyjmuje zupełnie inną aksjologię. Potwierdza to wydany w końcu listopada dokument rządowy nazywający się 2025 National Security Strategy (Narodowa Strategia Bezpieczeństwa). Stawia się w nim na nowy, imperialny podział wpływów i dominacji. Podczas gdy Stany Zjednoczone rezerwują sobie wpływy w Ameryce Południowej i na Karaibach, zgodnie z XIX wieczną doktryną Monroe'a (Wenezuela już jest otoczona przez amerykańskie siły zbrojne), Europa przypada poniekąd Rosji. Amerykanie chcą robić łatwy biznes w Rosji i w innych krajach europejskich, dlatego będą popierać wyłącznie partie prawicowe (co już widać). Prawa człowieka, prawa zwierząt czy ekologia, nie będą się liczyć. Europa ma być biała, nacjonalistyczna, odrzucająca uchodźców. USA będą "aktywnie powstrzymywać bieżącą trajektorię rozwoju Europy", co w przekładzie na prosty język oznacza konieczność destrukcji Unii Europejskiej, jako niekompatybilnej z celami polityki USA. A te są ściśle powiązane z celami Rosji, zatem Ukraina nie może liczyć na jakąkolwiek dalszą pomoc. Będzie reset z Rosją, polityczny i gospodarczy jakiego jeszcze nie było.
Wygląda na to, że w ślad za tym pójdą dalsze zmiany w Europie. Bo jeśli Europa się nie dostosuje będzie musiała walczyć jednocześnie militarnie z Rosją i politycznie z Ameryką. Takiego wyzwania jeszcze nie miała. Staje ono także przed Polską. Obecnie bowiem mamy duopol polityczny, dwa wymiary sprawiedliwości i dwie polityki zagraniczne. Jedną prowadzoną przez rząd Donalda Tuska, zorientowaną na Unię Europejską, drugą przez prezydenta Karola Nawrockiego, zorientowaną na władzę i protekcję Donalda Trumpa. Tak dalej być nie może. Europa musi się zjednoczyć i bronić własnej drogi. Inaczej spełni się wkrótce czarnowidztwo Oswalda Spenglera.






Komentarze obsługiwane przez CComment