

Konstytucyjną zasadą jest, że każdy ma prawo do obrony. Nawet największy zbrodniarz czy zwyrodnialec. Ktoś taki jak ten student prawa Mieszko R., który ostatnio zarąbał siekierą kobietę na uniwersytecie w Warszawie, czy Bartek Ż., zabójca szesnastoletniej Mai w Mławie, albo Sebastian M., który na autostradzie koło Piotrkowa, wparował swoim BMW na mały samochód osobowy (Kia), powodując uderzenie w słup, pożar i nagłą śmierć trzyosobowej rodziny wracającej z wakacji.
Często czyny przestępcy są tak odrażające, że nie wierzymy, że znajdzie się adwokat skłonny podjąć się obrony degenerata. Zresztą, po co takiego bronić, myślimy przed telewizorem, gdy wszystko jest i tak już wiadome.
Ano nie wszystko. Znamy kontury sprawy w taki sposób jak podają media, nacechowany zwykle domieszką sensacji. Nie znamy zupełnie okoliczności czynu, jak do niego doszło, jaki jest profil osobowościowy sprawcy i przede wszystkim nie wiemy (zresztą, nie tylko my odbiorcy informacji, ale także pracownicy wymiaru sprawiedliwości), czy sprawca był poczytalny, czy był w stanie kierować swoim postępowaniem. Mówiąc najkrócej - czy potrafił odróżnić dobro od zła. To trzeba dopiero skrupulatnie ustalić.
Dlatego właśnie tak ważne jest konstytucyjne prawo do obrony i obrońcy, nawet wtedy gdy sprawcy nie stać na adwokata, sąd bez mrugnięcia przyznaje adwokata z urzędu. Tak jest wszędzie: w Polsce, w Ameryce, w każdym cywilizowanym kraju. Oczywiście, adwokat nie ma obowiązku podejmować się każdej sprawy, gdy sumienie mu na to nie pozwala.
Piszę o tym, bo zewsząd słyszę głosy oburzenia, jak zawsze gdy dzieją się sprawy makabryczne. Głosy nawołujące do szybkiego i surowego karania, włącznie z karą śmierci. Warto przypomnieć zatem, że kodeksy karne w naszym, europejskim kręgu kulturowym nie przewidują kary śmierci, a wszelkie kary fizyczne związane z torturą są także konstytucyjnie wykluczone. Kara śmierci jest karą nieodwracalną, więc niehumanitarną. Jednak konstytucja amerykańska wyklucza tylko kary "okrutne i niezwykłe" (cruel and unusual), poszczególne zaś stany same decydują jaki chcą wprowadzić katalog kar, pod warunkiem, że nie naruszają federalnego zapisu, ciągle na nowo interpretowanego przez Sąd Najwyższy USA. A ten obecnie nie wyklucza kary śmierci.
Co do winy i kary zawsze będą spory. Sprawcy z reguły do niczego się nie przyznają, są "niewinni", obrońcy im sami podsuwają taką linię obrony. Nawet Bartek Ż., przebywający w Grecji do winy się nie przyznaje, jakkolwiek z tego co już wiemy, prokuratura zabezpieczyła pełen monitoring zdarzenia w Mławie. Mieszko R. według jego adwokata do winy się nie przyznał, choć prokuratura ma w tej sprawie inne zdanie. Ten sprawca będzie dłuższy czas badany psychiatrycznie. Sebastian M., przebywający po ucieczce z Polski w dalekim Dubaju, broni się przed ekstradycją do Polski komicznym argumentem, że wniosek polskich organów ścigania jest motywowany politycznie (sic!). Jak się okazuje, polityka wkroczyła już wszędzie, nawet na autostrady.
Prawo do obrony wiąże się ściśle z konstytucyjną zasadą domniemania niewinności rozumianą w ten sposób, że oskarżony w procesie karnym jest w świetle prawa niewinny, aż do prawomocnego wyroku. Tę zasadę łamią czasem politycy, szczególnie ci, co mają stać na straży konstytucji. Myślę tu głównie o obecnym prezydencie. I to co on zrobił w dziele "dekonstrukcji" prawa jest moim zdaniem nie do obrony. Prezydent Duda postanowił ułaskawić Kamińskiego i Wąsika w ten sposób, że "wyręczył" sądy zanim jeszcze ich sprawa trafiła do rozpoznania sądu apelacyjnego. Naruszył w ten sposób zarówno zasadę domniemania niewinności, jak również fundamentalną zasadę podziału i równowagi władz. Albowiem żadna władza wykonawcza nie może wejść na teren jurysdykcji sądów i kogokolwiek uniewinnić. Prezydent może tylko ułaskawić w szczególnych przypadkach dopiero po prawomocnym wyroku, przy czym ułaskawienie nie jest tym co uniewinnienie, pozwala ono nie odbywać kary ale nie wymazuje winy. Kamiński i Wąsik nie powinni wykonywać żadnych funkcji publicznych.
Jak wskazują wybitni prawnicy i konstytucjonaliści (choćby pani profesor Monika Płatek w ostatnim numerze TC) prezydent Duda dopuścił się wielokrotnego naruszenia konstytucji i to jest nie do obrony.
Między polityką a prawem nie ma wyraźnej linii demarkacyjnej. Można powiedzieć, że politycy zabezpieczają jakość prawa. Albo nie zabezpieczają… Prezydent Duda kończy swoje urzędowanie i jest szansa na zastąpienie go kimś praworządnym. Jednakże głośna ostatnio sprawa gdańskiego mieszkania Karola Nawrockiego napełnia mnie zwątpieniem. Nawrocki wcześniej budził wątpliwości poprzez mroczny background, kontakty z półświatkiem, model zarządzania absolutnie sprzeczny z nowoczesnymi zasadami human resources (rekrutacja do pracy ludzi niekompetentnych, zwalnianie pracowników za poglądy, nadużywanie przywilejów, etc). To jest nie tylko moja opinia, lecz wielu osób z tytułami naukowymi znających go osobiście z racji kontaktów zawodowych. Karol Nawrocki nie napisał żadnej wartościowej pracy historycznej, chociaż jest doktorem historii i kieruje Instytutem Pamięci Narodowej. Dał się poznać jako autor książki o znanym gangsterze "Nikosiu", którą napisał pod pseudonimem, ale pod własnym nazwiskiem ją chwalił. Z kolei, występując w studiu telewizyjnym jako Tadeusz Batyr (to jego pseudonim), chwalił... Karola Nawrockiego. Jak z tego wynika, Nawrocki mógłby śmiało powiedzieć: chcę chwalić dwie osoby w moim życiu, mnie i siebie. I to cały czas robił.
Teraz doszła kolejna kompromitacja, związana z jego gdańskim mieszkaniem. Sam ją na siebie ściągnął deklarując w debacie "Super Expressu", że jak każdy zwykły Polak ma tylko jedno mieszkanie. Minął się z prawdą bo portal ONET szybko ustalił że ma dwa mieszkania. Zaczęła się karuzela różnych, sprzecznych opowieści. Przekonywano, że to co Nawrocki powiedział w debacie, nie było wcale tym co powiedział. Dowiedzieliśmy się, że był szlachetnym zbawcą pana Jerzego, starszego człowieka, który bez niego byłby bezdomny (jednak w wyniku tego zbawienia starszy pan stracił mieszkanie na rzecz Nawrockiego). Następnie broniący kandydata na prezydenta poseł Czarnek gromko karcił dziennikarzy, którzy pytali o konkretną pomoc dla pana Jerzego, pokazując akt notarialny, w którym zapisano, że Nawrocki mu zapłacił 120 tysięcy i jest kwita, pomoc nie była w ogóle przewidziana. Ale w tym samym czasie, lecz w innym studio sam Nawrocki wyznał, że nie mógł panu Jerzemu wypłacić takich pieniędzy bo byłoby to groźne dla jego życia i zdrowia. I okazało się, że wpisano tzw. "lipę" w akcie notarialnym i według obrońców z PiS jest to absolutnie w porządku. Prezes Kaczyński obrażał pytających go o tę sprawę dziennikarzy jako nieinteligentnych, bo takie praktyki są rzekomo stosowane i tylko stacja telewizyjna która tego nie rozumie funkcjonuje w innej "strefie kultury". Niższej niż on, ma się rozumieć. Ale ja też tego nie rozumiem. Oszustwa w aktach notarialnych, czy innych dokumentach prawnych są NIE DO OBRONY. Tak jak nie do obrony jest nieustanna pogarda okazywana przez Jarosława Kaczyńskiego przeciwnikom politycznym. Słynny pisarz francuski Francois Mauriac napisał kiedyś że "nienawiść jest niczym w porównaniu z pogardą". Jeśli Kaczyński nie zna literatury pięknej, mógłby chociaż pamiętać z czasów młodości znaną pieśń Jacka Kaczmarskiego „Modlitwa o wschodzie słońca" i te słowa, które śpiewała wtedy cała Polska: „Ale zbaw mnie Panie od nienawiści i od pogardy mnie zachowaj".
Cała sprawa jest - jak mówią prawnicy, in statu nascendi, czyli rozwojowa. Okazało się bowiem, że portal Interia.pl dotarł do jeszcze innego dokumentu, z którego wynika, że Karol Nawrocki zobowiązał się, owszem, do dożywotniej pomocy panu Jerzemu (włącznie z zakupami, wyżywieniem, odzieżą, po śmierci zaś pochówkiem i nagrobkiem), ale tej pomocy nie świadczył, bo nawet nie mógł. Dokument nosi datę 10 sierpnia 2021 r., dwa tygodnie po objęciu przez Nawrockiego posady w IPN w Warszawie. W jaki sposób chciał godzić obowiązki prezesa IPN w Warszawie z pomocą schorowanemu człowiekowi w Gdańsku? I jak mógł to zrobić skoro nikt nie słyszał żeby pomagał? Opiekunka socjalna pana Jerzego opowiedziała, że żył on w nędzy, ona zaś zwracała się z tym do Nawrockiego, ale ten nie odpowiadał. Teraz pan Jerzy jest w państwowym domu opieki społecznej na garnuszku Gdańska, ale „opiekun" o tym nawet nie wiedział… był tam w grudniu, nikogo nie zastał i nie zainteresował się czy człowiek żyje i jak żyje… Nawet Sławomir Mentzen, który do tej pory oszczędzał Nawrockiego określił postępowanie kandydata PiS jako "obrzydliwość.
W piątkowej debacie "Republiki" Nawrocki chwalił się wizytą w Białym Domu. Faktycznie, to był sukces sztabu, że mu to załatwili. Podobno, jak mówi, spędził tam siedem godzin. Na co inny kandydat na prezydenta Szymon Hołownia odparował: „od tego, że ktoś spędzi siedem godzin w garażu nie stanie się samochodem." I siedem godzin w Białym Domu też nie uczyniło Nawrockiego ani partnerem dla prezydenta Trumpa, ani liczącym się politykiem. Jego krętactwa są nie do obrony. Chyba, że trafi do sądu oskarżony o oszustwa i próbę przywłaszczenia sobie mieszkania starszego człowieka. Wtedy będzie miał prawo do profesjonalnego obrońcy. Ale próba oszukania schorowanego seniora grozi kilkuletnim więzieniem. Nawrocki nie ma kwalifikacji moralnych aby być prezydentem.
Komentarze obsługiwane przez CComment