ul. ks. Ściegiennego 2, 06-400 Ciechanów 23 672 34 02 sekretariat@ciechpress.pl Pon.-Pt.: 8.00 - 16.00

Nieustający zamach stanu czyli świat jak zgnieciony naleśnik

W ostatnich dniach nie mówi się o niczym innym tylko o zamachu stanu. Przynajmniej ja tak to odbieram. Rząd, zaraz po objęciu władzy w grudniu 2023 r. postanowił natychmiast dokonać zamachu na porządek prawny. Tak to zaprezentował Bogdan Święczkowski, prezes Trybunału Konstytucyjnego, zaufany człowiek Zbigniewa Ziobry. Poważni prawnicy twierdzą, że nie jest on prezesem i Trybunału też już nie ma, reszta chyba się zgadza.

Dlatego o tym zamachu mówi się i pisze się w bardzo różnych tonacjach. Jest nierealny i nielegalny, mistyczny, pełzający, permanentny, fantomowy, nieustający. Ten ostatni przymiotnik ja sam wymyśliłem, chociaż w ten cały zamach absolutnie nie wierzę. Wierzę prawnikom.  Święczkowski nie jest prezesem Trybunału bo wybrało go Zgromadzenie Sędziów, pośród których byli dublerzy, wybrani na obsadzone już miejsca. Zatem dublerzy nie są sędziami TK. Prawo wymaga zaś, aby wyboru prezesa dokonali wyłącznie sędziowie. Obecność dublerów powoduje że orzeczenia TK są prawnie wadliwe. Dlatego nie są publikowane i nie wywierają skutków prawnych.

Nie było zamachu, bo nie było wymaganego prawnie elementu przemocy. Ale i tak zamachy występują u nas nieustająco. Przynajmniej w naszym narodowym imaginarium. I nie ma większego znaczenia czy są realne czy nierealne. Często te ostatnie znajdują znacznie większy rezonans społeczny. Największy realny zamach stanu  został prawie zapomniany. Szczególnie przez naszych prawych i sprawiedliwych. Prezes Kaczyński lubi gdy się łechce jego ego i zwie naczelnikiem, ceni sobie porównania z Piłsudskim. To że nie ma Kasztanki tylko kota, raczej mu nie przeszkadza. Bardziej chyba brak kombatanckiej przeszłości. Nawet skromnej, z czasów PRL, gdy władze stanu wojennego nawet go nie internowały. Nie mówi o  zamachu majowym, choć gdyby mógł sam by taki urządził. Być dyktatorem to jego marzenie. A przecież to się realnie działo, tyle że przed wojną.  W maju 1926 roku, Józef Piłsudski wyruszył z Sulejówka na Warszawę, razem z kilkoma tysiącami zbrojnych. Przejął rządy, dymisjonując premiera i prezydenta, demokratycznie wybrane władze. Zrobił to  „wspólnie i w porozumieniu", w zorganizowanej grupie, jak mówią prawnicy, przemocą obalił rząd.  Co najważniejsze, unieważnił tzw. konstytucję marcową z 1921 r., jedną z najlepszych jakie mieliśmy w dziejach. Demokrację parlamentarną zamienił na dyktaturę. W starciach na terenie Warszawy zginęło 215 żołnierzy i oficerów oraz 164 osoby cywilne. Było też tysiąc rannych. W następstwie Zamachu, premier Wincenty Witos i inni politycy, zostali uwięzieni w twierdzy brzeskiej. Hańba, narodowa hańba. Tak by się zdawało...
Te dane są wstrząsające, gdy się na nie patrzy bez turbopatriotycznej otoczki. Powinni się nimi przejąć wszyscy politycy, szczególnie z PiS, z sanacji właśnie wywodzący swe korzenie ideowe. Przecież straty wówczas były większe, niż straty poniesione w tzw. stanie wojennym w 1981 r. Ale o „wojnie jaruzelskiej" słyszymy przy każdej możliwej okazji, o zamachu majowym jeśli ktoś wspomni, to tylko z ukłonem. A przecież zginęli Polacy, przemocą zmieniono ustrój, państwo zostało osłabione i nie wytrzymało historycznej próby. To dzisiaj nie bardzo dociera do świadomości narodowej.

Mniejszych, zwłaszcza indywidualnych „zamachów", było u nas wiele. Takich na przykład, jak ten Eligiusza Niewiadomskiego na prezydenta Narutowicza w warszawskiej Zachęcie, 16 grudnia, 1922 r. To był człowiek prawicy, do dziś celebrowany w pewnych kręgach. Albo Marceli Nowotko, rodem z Ciechanowa.W czasie wojny polsko-bolszewickiej, organizator komitetów rewolucyjnych. Jeden z idoli władzy komunistycznej (polecam książkę Andrzeja Skrzypka poświęconą tematowi  „Zamachy stanu w Polsce XX wieku"). 
Tam jednak nie ma słowa o słynnym "zamachu smoleńskim", który podzielił społeczeństwo.  Bo to już wiek XXI i komisja Macierewicza. Szybko, dzięki puszkom po coca-coli i innym podejrzanym fantom "eksperci" komisji (później podkomisji), postawili tezę: w samolocie był wybuch, a ładunek podłożyli oczywiście Rosjanie, do spółki z Tuskiem. To był ten słynny „zamach" na prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Nierealny, nie poparty żadnymi realnymi faktami. Ale PiS trzyma się tej fantasmagorii do dziś i kłuje nią swoich przeciwników. Rząd Tuska tej tezy nie uznaje, uważa że jest to „zamach na zdrowy rozsądek". Sam Tusk został „przeczołgany" przez propagandę PiS, jak nikt inny w  historii. Jest zdrajcą, agentem, fałszywym Polakiem i politycznym oszustem, ostatnio zaś, w barwnej poetyce Zbigniewa Ziobry, miękiszonem oraz zgniecionym naleśnikiem. Te epitety, za sprawą inicjatywy Bogdana Święczkowskiego, rozlały się poniekąd na cały obecny rząd, wraz z przyległościami.  O „zamach stanu" zostali oskarżeni: premier, ministrowie, marszałkowie Sejmu i Senatu, niektórzy parlamentarzyści, a nawet szef Rządowego Centrum Legislacji. Wszyscy rzekomo działali w zorganizowanej grupie przestępczej, mającej na celu siłową zmianę porządku konstytucyjnego. A jeśli nawet, jak dotąd nie okazali siły fizycznej, to z całą pewnością już bardzo niedługo wyślą wojsko na demonstrujących. Prezes Święczkowski za wszelką cenę chce się wyróżnić i być jeszcze bardziej zabawny od swojej poprzedniczki, Julii Przyłębskiej. To byłoby nawet rzeczywiście śmieszne i godne kabaretów, gdyby nie to, że wiadomość poszła już w świat i nie poprawia naszego wizerunku. Szczególnie w krajach takich jak Rosja, Białoruś czy Węgry, gdzie jest to główna wiadomość serwisów. W Budapeszcie Romanowski zapewne zbiera pospolite ruszenie, żeby uratować tonącą ojczyznę. Przecież mamy straszliwy zamach stanu, jakkolwiek nadal chyba nie zarejestrowany w prokuraturze.

Ale czy tylko Polska tonie w oparach absurdu? Tu zawsze mieliśmy go pod dostatkiem. Przed II wojną, przed pierwszą, przed rozbiorami i po rozbiorach. Nasi sąsiedzi z lewa i z prawa też borykali się z historią. Faszyzm, komunizm, wojny i rewolucje. Nowy-stary prezydent Ameryki grozi wszystkim wojnami celnymi, ale do Gazy chciałby wprowadzić wojsko amerykańskie i teren zrównać z ziemią. Tam gdzie tyle jest krwi Palestyńczyków zorganizować Rivierę, luksusy dla bogatych. Ciekawe, kto chciałby tam pojechać i narażać się na absolutnie pewne zamachy terrorystyczne. Na empatię Trumpa i jego komilitonów nie możemy liczyć.
Pozostaje sztuczna inteligencja...Ale przykład francuskiego bota Lucie, promowanego przez prezydenta Macrona, napełnił mnie zwątpieniem. Chyba się urżnął (ten bot, nie Macron) i wygadywał głupstwa. Na przykład o krowach znoszących jajka.

W tej sytuacji już może lepiej uciec stąd jak najdalej, nawet na inną planetę. Zachęcił mnie do tego Robert Zubrin niedawno wydaną książką „Jak będziemy żyli na czerwonej planecie". Marzy też o tym Elon Musk, którego ostatni "Time Magazine" przedstawia na okładce przy biurku prezydenta Trumpa. To on tam teraz rządzi? Robi się interesująco. To ja już wolę pozostać na tym naszym znękanym świecie, nawet jeśli przypomina zgnieciony naleśnik.

Komentarze obsługiwane przez CComment