ul. ks. Ściegiennego 2, 06-400 Ciechanów 23 672 34 02 sekretariat@tygodnikciechanowski.pl Pon.-Pt.: 8.00 - 16.00

Siła złego

Byłem niedawno na ciekawym spotkaniu towarzyskim, którego przebieg najlepiej pewnie oddałaby Olga Tokarczuk w książce takiej jak "Opowieści bizarne". Było dziesięć opowieści, mogłoby być jedenaste… co z kolei kojarzy mi się ze słynnym Jedenastym Przykazaniem Mariana Turskiego, ale to absolutnie by już nie pasowało do tej literatury. 

Turski mówił o złu żeby je przezwyciężać, i o tym żeby nie być wobec niego obojętnym, bo się rozpanoszy. Była jeszcze Wisława Szymborska która pisała "lepieje" ("lepiej mieć życiorys brzydki, niż tutejsze jadać frytki"). Ale to inna para kaloszy, jak by powiedział Wiech (Wiechecki), stary warszawski gawędziarz, którego poznałem osobiście jako nastolatek, gdy zawitał do mojej szkoły. Tak interesująco opowiadał ze sceny, że ja, który wystąpiłem po nim z recytacją zapomniałem jednej zwrotki i w ogóle ją opuściłem. To było naprawdę dla mnie bizarne...

Ale spotkanie też było niezwykłe. Jego gospodarz zaproponował z cicha pęk żebyśmy urządzili krótki konkurs krasomówczy, ale nie występując indywidualnie jak Andrzej Duda, pompatycznie, tylko parami, z tym że każdy będzie reprezentował swojego protagonistę nie od dobrej tylko złej strony. Zupełnie inaczej niż adwokaci w sądach. I zobaczymy, kto będzie bardziej przekonujący… Pary miały uzgodnić swoich wybrańców w taki sposób, żeby byli "kompatybilni". No i zrobiło się śmiesznie, groteskowo.

Bo ja wybrałem Nikodema Dyzmę, a mój konkurent Donalda Trumpa. I spór był o to, kto z nich ma gorszy charakter i bardziej zainfekował nim otoczenie. Trzeba też było poprzeć to faktami. Przegrałem z kretesem. Starałem się pokazać Dyzmę od najgorszej strony, jako prostaka, chama, bez wykształcenia i wyobraźni, posługującego się kłamstwem, intrygą, budującego sieć nepotyzmu i kolesiostwa, jakbyśmy dziś powiedzieli, ale nieopatrznie wtrąciłem również, że ewidentnie zabrakło mu cojones (odwagi), żeby przyjąć tekę premiera. Bo taka była mu oferowana. Ale słuchacze nie dali się zwieść moim argumentom. W swojej ocenie wskazali na spryt i pokorę Nikodema, nie pozbawionego pewnej dozy realizmu. On wiedział, że najzwyczajniej nie ma odpowiednich kwalifikacji by zostać premierem, choć w tamtym czasie premierzy zmieniali się co kilka miesięcy i mało który mógł się wykazać się dobrymi wynikami. To tak jak w Trzeciej RP...

Mój konkurent miał bogatą wiedzę o Trumpie i zaczął od przypomnienia filmu "Dyktator" Charlie Chaplina, gdzie główna postać bawi się piłką-globusem, podobnie jak Trump bawi się światem i traktuje go jak piłkę. My ten spektakl oglądamy świadomi tego, że w każdej chwili ta piłka, jak bomba, może nagle wybuchnąć i nas wszystkich pogrążyć. Trump stara się jak sztukmistrz trzymać nas w uśpieniu i zafascynowaniu tym niezwykłym show, a jednocześnie cały czas, niezmordowanie, buduje przyczółki władzy, podobnie jak u nas robił to, ale bez tego wdzięku i emfazy, Jarosław Kaczyński.

Trump chce być dyktatorem innym niż Hitler czy Stalin. W tamtych czasach nie było telewizji ani internetu, nie łatwo było czarować masy. Trzeba było skoczyć im do gardeł, zastraszyć. Teraz Trump jest czasem gawędziarzem jak Wiech i epatuje słowami. Nadaje im po prostu zgoła inny sens. Najpiękniejsze słowo w jego słowniku to "cło". Bo on nakłada wysokie cła na większość państw świata i Ameryka ma mieć z tego zyski. Cóż, że w tych dniach Sąd Apelacyjny uznał, że pan prezydent nie może w arbitralny sposób nakładać ceł, bo nie ma takich prerogatyw. Nakładanie ceł i podatków przez prezydenta jest niekonstytucyjne. To jest zadanie dla Kongresu. Trump jednak natychmiast uznał i ogłosił światu, że ten sąd jest "stronniczy" i on i tak będzie wprowadzał cła, bo są "piękne". Podobnie jak jego "wielka, piękna ustawa" (tym razem przegłosowana w Kongresie dzięki przewadze republikanów), która wycięła wiele świadczeń socjalnych dla zwykłych Amerykanów, za to obniżyła podatki miliarderom. To wszystko Amerykanom średnio się podoba, jego popularność po pół roku urzędowania spadła do 37%, ale Trump tym się nie martwi, przeciwnie, pod pozorem przeciwdziałania przestępczości wprowadza Gwardię Narodową do miast takich jak Los Angeles i Waszyngton, teraz planuje Chicago i inne miasta, w których rządzą demokraci. Bo oni rzekomo nie umieją walczyć z przestępczością, chociaż wszelkie parametry wskazują że liczba przestępstw tam spada. Czy to już stan wojenny? 

Jeśli chodzi o przestępców, Trump ułaskawił 1500 chuliganów, którzy z jego osobistej inspiracji wtargnęli w styczniu 2021 roku do Kongresu i zdemolowali parlament, zabijając przy tym czterech policjantów i raniąc wielu. Ułaskawił też różnych bandytów w "białych kołnierzykach", którzy obłowili się w aferach finansowych i korupcyjnych przekrętach. Robi wszystko, żeby ukryć pełny wymiar afery Jeffreyea Epsteina, który organizował młode dziewczyny dla milionerów, bo tam od lat jego nazwisko także się pojawiało. 

Trump zachowuje się więc "bizarnie". Spotyka się z Putinem, bije mu brawo, największemu zbrodniarzowi naszych czasów. Nic z tego nie wynika, wojna w Ukrainie toczy się nadal, Trump każdego dnia wygłasza inne opinie na ten temat. Chce się też spotkać z przywódcą ultrakomunistycznej Korei Północnej, niejakim Kim Dzong Unem i mówi, że nie może się wprost doczekać tego spotkania. Kocha despotów. Wspiera Izrael finansując w 70% jego działania zbrojne wobec Gazy, które doprowadziły do zabicia ponad 60 tysięcy ludzi. I jeszcze chce za te wszystkie działania otrzymać… nagrodę Nobla, przy czym jego kandydaturę poparli premierzy Izraela i Azerbejdżanu oraz kilku państw afrykańskich. Na wypadek, gdyby jednak ta nagroda nie została mu przyznana, asekuruje go Tom Rose, namaszczony przez Trumpa na ambasadora w Polsce, który oświadczył serio, że Trump "jest zbyt dobry", by zaszczycić świat przyjęciem tej nagrody.

Otto von Bismarck powiedział kiedyś, że "gdy chcesz ogłupić świat, powiedz prawdę". Ale najwyraźniej do takiej mądrości Trump jeszcze nie dojrzał, na razie bawi nas kabaretem. Tyle, że jest to groteska podszyta strachem, bo Donald Trump ma palec na guziku atomowym i reprezentuje potencjalnie apokaliptyczne zło. Dlatego mój konkurent łatwo wygrał tę rundę.

Były jeszcze inne, dziwne pary w konkursie. Na przykład, znany moralista, salezjanin, ksiądz Dominik Chmielewski "zmierzył się" z byłym prezydentem Billem Clintonem. Obaj mieli na koncie ciekawe romanse. Obaj długo nie chcieli się do nich przyznać. Ksiądz Chmielewski ostatecznie przyznał się do seksu oralnego, ale nie pełnego współżycia, podobnie Clinton, zagrożony impeachmentem uznał, że seks oralny z Moniką Lewinsky to wcale nie seks… Oczywiście, obaj nie mieli racji. Ale podobnie jak Clinton, który nie został przecież zdymisjonowany, ksiądz Dominik także zapewne utrzyma swoją pozycję, bo przecież ma wielu zwolenników i takie drobiazgi nie przekreślą kariery założyciela ruchu "wojowników Maryi", który po prostu uwodzi "na Jezusa". W tym konkursie był remis, bo obaj wyszli moralnie na zero.

W naszych czasach, jak by powiedział Szekspir, piekła nie ma, bo wszystkie demony działają ostro tu, na ziemi. Trzymają się mocno, sterując zarówno prawem, jak i moralnością. W ewentualnym konkursie na zło księdza Dominika Chmielewskiego z siostrą Małgorzatą Chmielewską, bez trudu wygrałby ksiądz. Nec Hercules contra plures...

Komentarze obsługiwane przez CComment