W ostatnich dniach coraz częściej docierają do nas informacje o pożarach i ludzkich tragedii, między innymi z Mławy, gdzie po pożarze budynku przy ulicy Słowackiego, jaki wybuchł tam 24 czerwca, prawie 70 osób pozostało bez dachu nad głową. Choć przyczyny tych zdarzeń są różne, to jednak ich wydźwięk społeczny bywa podobny, a wieści o losie pogorzelców ściskają niejedno serce.
W dawnych wiekach, kiedy ludzie byli jeszcze bardziej bezbronni wobec niszczącej mocy ognia, nawet niewielkie jego zarzewie mogło przynieść w konsekwencji olbrzymie straty i długotrwałe skutki. Jedyne co można było zrobić, to odbudować zniszczone siedliska oraz podejmować różne działania, które na przyszłość miały chronić ich mieszkańców od kolejnej pożogi.
Wertując średniowieczne kroniki oraz różne dokumenty dotyczące północnego Mazowsza dość często odnajdujemy w nich wzmianki o pożarach, z którymi walczyli nasi przodkowie. Co prawda wobec niektórych wzmianek kronikarskich, jak na przykład Jana Długosza, który pisał swoje „Roczniki Królestwa Polskiego” w połowie XV wieku, historycy podchodzą dość ostrożnie, zwłaszcza do przekazanych przez niego informacji o pożogach z XI, XII czy XIII wieku, ale nawet po zakwestionowaniu niektórych z nich, sporo tych przekazów uważa się za wiarygodne. Dotyczy to tych pożarów, o których wspominają też inne źródła pisane czy potwierdzają je badania archeologiczne. Warto dodać, że większość z tych zdarzeń opisywana jest jako następstwo najazdów i wojen, ale znane są również pożary, które wybuchały w czasach pokojowych, zarówno z winy ludzi, jak wzniecane były siłami natury. Przykładem niech będą wzmianki o średniowiecznych pożogach z terenu Płocka, Ciechanowa i Pułtuska.
Szczególnie dotkliwe były pożary, jakie wybuchały na Mazowszu podczas najazdów Prusów, Jadźwingów, Litwinów i Rusinów w XIII wieku. Wielokrotnie w tym stuleciu płonął między innymi gród płocki, a także zamek i katedra na Wzgórzu Tumskim. Niekiedy płomienie na Tumie pojawiały się również za sprawą samych Mazowszan. Tak było w 1234 r. – piszą o tym Jan Długosz i Marcin Bielski – kiedy margrabia miśnieński Henryk Światły, po walkach z Prusami na terenie Pomezanii, nie mogąc wymóc na Mazowszanach zapłacenia należnego żołdu, zajął z rycerzami zamek płocki, a książę Konrad Mazowiecki postanowił odbić go z rąk Niemców, jednych mordując, a innych, którzy schronili się w katedrze, paląc żywcem wraz z kościołem (miały ponoć ucierpieć wtedy słynne „Drzwi Płockie”). O kolejnej „pożodze miasta, które wraz z zamkiem i kościołem [katedrą] pożarem zostało zniszczone” wspomina z kolei dokument księcia Siemowita I z 1247 r., na mocy którego postanowiono, że „dla ochrony zamku i dla dania mu na czas pomocy” zezwolono, aby mieszczanie płoccy budowali swe domy również na terenie podgrodzia, które było własnością biskupa i płockiej kapituły. Natomiast o kolejnym wielkim pożarze, podczas którego spłonął zamek płocki i opuszczone przez obrońców miasto wspomina „Kronika Wielkopolska” pod rokiem 1262 r., a także inne źródła opisujące wyprawę księcia litewskiego Mendoga. Spalony zamek płocki miał zostać odbudowany przez księcia wielkopolskiego Bolesława Pobożnego, który przyszedł z pomocą księżnej Perejesławie, wdowie po poległym księciu Siemowicie, natomiast miasto odbudowali Płocczanie własnymi siłami i środkami.
Z tego samego okresu pochodzi wzmianka Jana Długosza na temat najazdu Prusów w 1267 r. i spalenia zamku w Ciechanowie. Ten sam kronikarz pisze też o spaleniu Ciechanowa i Pułtuska przez Litwinów w 1337 r. Natomiast o wielkim pożarze grodu ciechanowskiego (nazywanego „zamkiem”) i starego miasta sprzed 1476 r. wiemy z prośby ks. Stanisława Lipskiego, notariusza i plebana ciechanowskiego, do księcia mazowieckiego Janusza II. Zachowała się ona w dokumencie książęcym z 14 lipca 1476 r., potwierdzającym przywileje kościoła farnego, które spłonęły w czasie tego pożaru. Dodajmy, że wspomniana pożoga stała się początkiem nowej zabudowy i rozplanowania Ciechanowa w końcu XV wieku. Podobna sytuacja miała miejsce w Pułtusku w XIV wieku, gdzie w czasie najazdu litewskiego pod wodzą Kiejstuta w 1368 r. – wspominają o nim między innymi Jan z Czarnkowa i Jan Długosz – został spalony gród oraz nieobwarowane jeszcze miasto, a ludność częściowo wzięta do niewoli. Stąd – jak pisał ostatnio Krzysztof Wiśniewski – kłopoty z ustaleniem prawa własności do dawnych działek miejskich, których właścicieli nie było na miejscu, skłonił biskupa płockiego, do lokowania miasta w nowym miejscu, zapewne w południowej części obecnego rynku, tuż za cmentarzem i kościołem św. Marii Magdaleny. I w tym wypadku wielka pożoga stała się zaczynem zmian w rozplanowaniu miasta i rozpoczynała nowy okres w jego historii.
Przytoczone tu przykłady nie wyczerpują oczywiście wszystkich znanych pożarów na Mazowszu w okresie średniowiecza. Dawne miasta i wsie płonęły bowiem dość często, co wynikało z faktu, że dominowała w nich drewniana zabudowa. Podobnie jak w średniowieczu pożogi nękały również Mazowszan epoki nowożytnej i czasów współczesnych. Opisywane już kiedyś na łamach TC pożary Mławy czy Kuczborka w czasie najazdu wielkiego mistrza krzyżackiego w styczniu 1521 r., pożary Szreńska (1527), Radzanowa (1530), płockiej katedry, która spłonęła od uderzenia pioruna 20 marca 1530 r., a także pożary Nowego Dworu z przełomu XIX i XX wieku, czy Stupska z 1911 r., to najlepszy dowód na niszczycielską siłę ognia istniejącą nieprzerwanie i będącą jedną z najbardziej dotkliwych, ludzkich tragedii.
Komentarze obsługiwane przez CComment