

W wielu rejonach współczesnej Polski można spotkać ciągle jeszcze miejsca dawnych kaźni, ukryte zazwyczaj pod nazwą Szubienicznej Góry, bądź z niemiecka zwane Galgenbergiem. Nazwy niektórych z nich brzmiały niekiedy odmiennie, jak na przykład Wzgórze Wisielców na Wolinie, Wiesiołki/Wisiołki na obrzeżach Torunia (na dzisiejszych Bielanach), czy Cierpięgi w Gnieźnie.
Ta ostatnia nazwa nawiązuje do staropolskiego słowa „szubienica” (cierpięga), jak ją określano w XVI wieku w języku świata przestępczego. Swoją drogą już kilka razy zastanawiałem się czy podobnej etymologii nie można dostrzec w nazwie miejscowości Cierpigórz leżącej pod Przasnyszem. Ale językoznawcy są chyba innego zdania. Natomiast do najbardziej dziś znanych Szubienicznych Gór należy ta z Gdańska-Wrzeszcza, nazywana też Hyclową Górą (leżała ona w okolicach dzisiejszej Politechniki Gdańskiej), która już w późnym średniowieczu była miejscem kaźni usytuowanym na skraju Starego Miasta Gdańska, a także Szubieniczna Góra koło Reszla na Warmii, gdzie 21 sierpnia 1811 r. spalono na stosie Barbarę Zdunk z Bartoszyc, jedną z ostatnich w Europie ofiar procesów o czary.
Gdy chodzi o Mazowsze, to najbardziej znana była Szubieniczna Góra w Warszawie, która znajdowała się na Polkowie, a dokładnie na skarpie wiślanej na północ od Nowego Miasta, tuż obok dawnego traktu wiodącego w kierunku Zakroczymia. Góra ta, a właściwie wzniesienie, co najmniej od początku XVI wieku służyła jako miejsce wykonywania kary śmierci przez „obwieszenie” i w podobnym charakterze była wykorzystywana jeszcze do XVIII wieku. Dopiero rozwój miasta w latach trzydziestych XIX wieku spowodował, że miejsce to zostało zniwelowane i ostatecznie wchłonęła je wybudowana w tym czasie cytadela. Jednak warszawska Szubieniczna Góra to nie jedyne tego rodzaju wzgórze o tej nazwie na Mazowszu. Jak bowiem pisał w 1907 r. Dominik Staszewski również w dawnej Mławie istniała – jak ją nazywali miejscowi – Szubienicza Góra, która znajdowała się za granicami miasta przy drodze wiodącej do wsi Studzieniec. Niestety nie ma jej zaznaczonej na najstarszym (pruskim) planie Mławy z końca XVIII wieku, jak również na planach z XIX wieku. Stąd tylko w oparciu o informację urodzonego i wychowanego w Mławie Dominika Staszewskiego (wnuka burmistrza), wiemy, że wzniesienie to już na początku XX wieku zostało włączone w obręb nowej dzielnicy miasta Wólki i zatraciło częściowo swój pierwotny (naturalny) charakter. Z koeli z przekazów przedwojennych mieszkańców Mławy wiemy, że owa Szubienicza Góra to najprawdopodobniej – zachowane do dziś – wzniesienie na wprost wejścia na cmentarz parafialny na Wólce Mławskiej. Zapewne to ono właśnie, a nie miejsce wokół figury na Studzieńcu – jak podawali niektórzy Mławianie – wzniesionej na płaskim terenie w XVII/XVIII wieku, było miejscem, gdzie wykonywano wyroki śmierci na osobach skazanych przez mławski sąd wójtowski (miejski).
Z dawnych ksiąg sądowych mławskich, które uległy zniszczeniu w czasie ostatniej wojny w Warszawie, z których korzystał jeszcze Dominik Staszewski, wiemy, że w 1687 r. na wzgórzu tym poniósł śmierć herszt grasującej w okolicy szajki złodziei, i zarazem świętokradca okolicznych kościołów, Bartłomiej Olbrat (Olbras), który obciążony zeznaniami przez innego członka złodziejskiej szajki, został skazany przez mławski sąd „za kościołów Bożych krzywdę (…) na karę pod szubienicą ręki prawej ucięcie i na ukazanie wszystkim żyjącym przybić oną do szubienicy, za insze zaś ludzkie kradzieże ma być obwieszon”. Z tego samego źródła wiemy, że dwa lata później, a dokładnie w 1689 r., w tym samym miejscu zostały spalone na stosie dwie kobiety posądzone o czary. Była to Maria Kukulina, której zarzucono, że „przyleciała z Mławy do Szydłowa na gęsiem jaju i cielęcej wątróbce” oraz użyła czarów „aby wygasła linia dziedziców na Szydłowie”. Drugą skazaną była zaś córka kowala z Mławy, Zofia Rzeszotarska, która przewracając jęczmień na polu „rzucała ziarnem na owce, bydło i konia, na którym jechał pan cześnik”, a uczyniła to rzekomo dlatego, „aby owce i bydło padło, a jegomości konie się nie wiodły”.
Obie przytoczone tu sprawy dobrze obrazują, czemu służyły wspomniane tu „szubieniczne góry”. Poza bowiem pręgierzem, zwanym na przykład w Płocku szafotem, który znajdował się zawsze w centrum miasta, z reguły obok ratusza – tak było w Mławie, Płocku, Ciechanowie czy w Warszawie – wykonywano karę publicznej chłosty, czy karę śmierci przez ścięcie mieczem (np. w 1785 r. na rynku mławskim ścięto mieczem mieszczanina winnego przypadkowego zabicia na drodze Żyda), o tyle kara śmierci przez „obwieszenie” czy spalenie na stosie wymagała zupełnie innego miejsca. W pierwszym wypadku chodziło o to, że z reguły nie odcinano z szubienicy ciał powieszonych, aby przez dłuższy czas były dla przechodniów oraz osób podróżujących (stąd wybierano wzgórza leżące przez traktach drogowych) symbolem kary za ciężkie przewinienia. Ciała te wisiały więc tak długo, dopóki nie uległy naturalnemu rozkładowi i same spadły, bądź liny, na których wisiały uległy zerwaniu pod wpływem ciężaru ciał i warunków pogodowych, i wraz z nimi spadły na ziemię. Wtedy dopiero ludzkie szczątki grzebano na miejscy kaźni, „w niepoświęconej ziemi” i „poza granicami miasta”. Trudno wyobrazić sobie podobny koszmar w centrum miasta, i to jeszcze przez dłuższy czas. Z kolei stosy budowane z drewna i ogniem podpalane w centrum miasta czy wsi były wielkim zagrożeniem dla drewnianej i gęstej zabudowy. Dlatego ze względów bezpieczeństwa mieszkańców, a zarazem ze względów ideowych – uśmiercanie osób skazanych, a tym samym wykluczonych ze wspólnoty, poza granicami miasta czy wsi – dokonywano w pewnej odległości od granic miejscowości, na wybranych do tego naturalnych wzniesieniach, owych „szubienicznych górach” czy „górach wisielców” wydawało się odpowiednie.
Na koniec pozostaje pytanie otwarte – czy poza Warszawą czy Mławą istniały jeszcze inne mazowieckie Szubieniczne Góry? Zapewne tak, choć miejscowa ludność mogła określać je innymi nazwami, które w lokalnym języku i świadomości z czasem zanikły. Historycy słusznie dopatrywali się istnienia takich miejsc w Płocku, Ciechanowie, Wyszogrodzie czy Łomży, gdyż w miastach tych działali miejscowi kaci, których imiona odnotowano w nowożytnych źródłach. Trzeba jednak pamiętać, że szubienice wznoszono nie tylko w miastach, ale również we wsiach, o czym najlepiej świadczy przywilej księcia Siemowita IV z 1385 r. nadający prawo chełmińskie leżącej pod Płockiem niewielkiej wsi Draganie, między innymi zawierający wzmiankę o pozwoleniu na budowę szubienicy. Zapewne więc na północnym Mazowszu jeszcze niejedna „szubieniczna góra” czy inne miejsce o takim właśnie charakterze skrywa swoje mroczne tajemnice sprzed wieków.
Komentarze obsługiwane przez CComment