ul. ks. Ściegiennego 2, 06-400 Ciechanów 23 672 34 02 sekretariat@tygodnikciechanowski.pl Pon.-Pt.: 8.00 - 16.00

W kolejce po rajstopy

Kolejka przed nieistniejącym już kioskiem w Mławie przy ul. Warszawskiej

W minionym tygodniu w jednej z audycji KRDP burmistrz Nowego Miasta nad Soną, Sławomir Zalewski, zdradził słuchaczom kulisy poznania słynnej polskiej piosenkarki greckiego pochodzenia, Eleni Tzoka, którą miał okazję poznać osobiście jako młody chłopak. A gdzie? W długiej kolejce po rajstopy dla swojej mamy!

I choć brzmi to dzisiaj nieco dziwnie, to jednak świetnie oddaje minioną codzienność epoki PRL-u, gdzie takie towary jak rajstopy, ręczniki, kawa, czekoladki, mydełka, a nawet zwykły papier toaletowy były produktami deficytowymi, za którymi stało się w długich kolejkach, nieraz nawet po kilka dni. A że fizjologia ma swoje prawa, istniały więc zeszyty z zapisami, kolejkowi dyżurni, zmiany, w których jak w sztafecie miejsce w kolejce co pewien czas zajmował ktoś z domowników, sąsiadów lub znajomych, a niekiedy w tym samym czasie w kilku różnych kolejkach stało po kilku przedstawicieli rodziny, bo w kilku miejscach na raz „rzucano” różne potrzebne na co dzień produkty. Natomiast na towary uchodzące za luksusowe, takie jak pralki, lodówki czy kolorowe telewizory, zapisywano się na kilka lat przed ich kupnem. No chyba, że miało się dewizy, wejścia w „Peweksie”, „Baltonie”, „Konsumie”, czy należało się do grona klasowo-partyjnych wybrańców, czyli swego rodzaju kast, z których niektóre długo przetrwały. Dzisiaj, po latach, opowiedzieć i wytłumaczyć to wszystko młodym ludziom nie jest łatwo. Po prostu wierzyć nie chcą, bo brzmi to niewiarygodnie i bliższe jest komediom Stanisława Barei, którego przekazu młodzi dzisiaj nie rozumieją, aniżeli mieści się w kategoriach współczesnego postrzegania świata i obecnej – co by nie mówić – mocno konsumpcjonistycznej codzienności. 

Najtrudniejszym chyba okresem pod względem dostępności towarów w sklepach był stan wojenny. Nie tylko tytułowe rajstopy, na przykład słynne elastilowe, czy luksusowe pończochy stylonowe, gładkie, niejednokrotnie o delikatnym połysku, uchodziły wtedy za niemal nieosiągalne i były wyjątkowej wartości prezentem, który można było wręczyć na Dzień Kobiet czy Dzień Matki, ale również takimi luksusowymi towarami były ręczniki o miękkiej fakturze, pachnące mydełka, wedlowskie czekoladki, perfumy marki „Pani Walewska”, „Warszawa”, „Konwalia”, a nawet popularne „Być może”, czy haftowane szale i chusty. W sklepach i kioskach „Ruchu” brakowało wtedy niemal wszystkiego. Przysłowiowy ocet na półkach i puste haki w sklepach mięsnych to typowy obraz wielu polskich miejscowości, w tym również tych z terenu województwa ciechanowskiego. 

Nic więc dziwnego, że w sprawozdaniach KWMO w Ciechanowie wysyłanych do MSW odnotowywano niemal wszystkie społeczne reakcje na „coraz lepsze zaopatrzenie sklepów w towary, zwłaszcza w artykuły spożywcze”. Ale takich meldunków w latach 1981-1983 nie było za wiele. Mnożyły się za to negatywne opinie o sklepach ajencyjnych, w których był duży wybór towarów, ale ceny były zbyt wygórowane, co powodowało, że przeciętnego obywatela nie było stać na zakupy w tych sklepach. Stąd w różnych środowiskach wyrażano opinie, że „większość ajentów w dość krótkim czasie bogaci się i żyje ponad stan przeciętnego Polaka”. Mieszkańcy Pułtuska oceniali negatywnie działalność sklepu polonijnego w tym mieście, gdzie „obecnie – jak pisano w meldunku z początku 1983 r. – poza sokiem owocowym i perfumami nic innego nie ma”. Stąd zastawiano się, czy w ogóle takie sklepy są potrzebne, skoro pozwalają się na bogacenie się ludzi „prawie niezwiązanym z krajem”, a do tego brak w nich podstawowych i trudnych do zdobycia towarów, takich jak odzież i obuwie. Wśród rolników z kolei panowało powszechne niezadowolenie z powodu niedostatecznego zaopatrzenia wsi w środki produkcji, odzież, obuwie i artykuły żywnościowe. No bo jak uprawiać ziemię czy prowadzić hodowlę, jak brakowało wiader, kos, wideł i podstawowych narzędzi rolniczych. Podkreślano też niską jakość artykułów przemysłowych dostarczanych na rynek, związaną nie tylko z „bezpośrednią ich produkcją, ale także ze zniszczeniami powstałymi w transporcie” (najgorzej było z towarami przewożonymi koleją). W meldunkach stwierdzano, że pewne niezadowolenie wywołuje „struktura dostaw mięsa i jego przetworów”, zwłaszcza zbyt małych dostaw mięsa wieprzowego i jego przetworów. Znaczna część społeczeństwa wyrażała się negatywnie w związku brakiem możliwości realizacji kartek uprawniających do zakupu obuwia, których okres ważności upływał 31 marca. Podkreślano, że „brak obuwia w sklepach, a zwłaszcza niektórych jego asortymentów i rozmiarów powoduje w dalszym ciągu wystawanie ludzi w kolejkach przed sklepami z obuwiem”. Wyrażano obawę, że „znaczne partie obuwia z fabryk po zniesieniu reglamentacji wykupią zakłady pracy dla swoich pracowników i przeciętny mieszkaniec nie będzie miał możliwości kupienia nawet jednej pary butów”. Z wielką radością natomiast spotkała się decyzja o zniesieniu z dniem 1 czerwca 1983 r. kartek na tłuszcze. Jednak na wiele innych towarów kartki te pozostały jeszcze na kilka lat po zniesieniu stanu wojennego, natomiast kolejki przed sklepami były stałym obrazkiem mazowieckiej codzienności aż do przemian 1989/1990 r. Jak jednak pokazuje przykład przywołany przez burmistrza Zalewskiego z Nowego Miasta, i w tych kolejkach nie brakowało ciekawych ludzkich interakcji i emocji jakby z zupełnie innego świata niż ten, który pamiętamy z czasów młodości.

Komentarze obsługiwane przez CComment