...głosi przysłowie ludowe wywodzące się z czasów PRL-u, a może jeszcze dawniejszych. Chodzi tu o sam sposób przeprowadzenia takiej operacji, a także o wartość skradzionych przedmiotów czy pieniędzy. Kiedyś było łatwiej, bo do ochrony towarów i dóbr wykorzystywano ludzi, ewentualnie kraty. A teraz na straży stoją coraz bardziej wyrafinowane systemy, inteligentne kamery.
Teraz to trzeba naprawdę potrafić! Złodzieje muszą nadążać za nowymi technologiami, ciągle się szkolić, obserwować zmieniające się zwyczaje i psychikę swoich potencjalnych ofiar.
Czasami im się to udaje, czasami nie… Pozwolę dziś zająć się tymi drugimi przypadkami. Oto jesteśmy świadkami klęski zorganizowanej grupy przestępczej (ZGP) dowodzonej przez Zbigniewa Z., ksywa „Zero”, ale na potrzeby tego tekstu nazywajmy go „Ministrem”.
Grupa ta, zwerbowana z wysokich urzędników państwowych, zorganizowana dla niepoznaki w partię polityczną pod nazwą „Suwerenna (Solidarna) Polska”, pod osłoną organów państwa utworzyła sprawną machinę do wyprowadzania, czytaj: defraudowania pieniędzy z budżetu państwa. Pieniądze transferowano najpierw na konto pośrednie, zwane dla niepoznaki „funduszem sprawiedliwości”, a stamtąd rozdzielano solidarnie, wg. uznania dla swoich. A to na kampanie wyborcze swoich kandydatów, a to dla księdza, który inwestował to w jakiś dziwny ośrodek medialny, a to na zakup nieruchomości dla zbrojnego ramienia ZGP, „kosyniera” Roberta Bąkiewicza. Dla zamydlenia oczu opinii publicznej i służb skarbowych część skradzionych pieniędzy przeznaczano na „ważne cele społeczne”, a to dla strażaków na zakup sprzętu gaśniczego, a to dla kół gospodyń wiejskich - na garnki.
„Minister” i jego ludzie myśleli o przyszłości i starali się skutecznie zabezpieczyć swoje tyły. Zakupili i zainstalowali specjalne super tajne urządzenie szpiegujące przeciwników politycznych, penetrujące i podsłuchujące ich telefony komórkowe. Dodajmy, że nie tylko przeciwników, ale także ludzi ze swojego kręgu, takich trochę niepewnych, żeby w razie czego mieć na nich jakieś haki. Pegasus, urządzenie produkcji izraelskiej nabyte od Mosadu, kosztowało niemało, ale dla „funduszu sprawiedliwości” to były drobne wydatki.
Proceder trwał przez 8 lat i został przerwany po ostatnich wyborach oraz zmianie władzy. „Ministrem” zajął się prokurator. Zbigniew Z. stracił nie tylko władzę, ale również immunitet poselski, a wkrótce może znaleźć się w areszcie.
Póki co, członkowie ZGP chronią się przed polskim wymiarem sprawiedliwości... na Węgrzech. Przywódca tego kraju, przypomnijmy należącego do Unii Europejskiej, Wiktor Orban, uważa, że takie postępowanie to norma, chętnie udziela im politycznego azylu oraz rzuca gromy na rząd Polski, że prześladuje niewinnych ludzi. Najpierw uszedł na Węgry zastępca „Ministra”, prawa ręka i główny księgowy funduszu. Kilka dni temu dołączył on sam.
No to jeszcze dwie inne, ale jakże spektakularne akcje zajumania cudzej własności. Jedna z nich zdarzyła się w znanym na całym świecie paryskim muzeum, w Luwrze. Pewnego poranka, jeszcze przed otwarciem muzeum pod murami zamku pojawili się ludzie w pomarańczowych kamizelkach, ot, zwyczajna ekipa remontowo-budowlana. Sprawnie rozstawiono długie drabiny, sięgające piętra, zaczęli się krzątać ludzie, ktoś wspiął się na parapet i zaczął majstrować przy oknie… Nikt nie zwracał na nich uwagi. Ani liczni o tej porze przechodnie, żadne służby, nie uruchomiły się też alarmy. Finał? Z muzeum wyniesiono bezcenne eksponatów, w tym koronę królowej Francji. Po drodze część artefaktów„robotnicy” pogubili. W kilka dni później zatrzymano sprawców.
No ale co tam Luwr… W wielkim polskim sklepie meblarskim, wymyślonym przez Szwedów, przeprowadzono jeszcze bardziej zuchwałą kradzież, której bohaterem był znów poseł polskiego sejmu. Tym razem z Konfederacji, niejaki Konrad B.
Po zrobieniu zakupów za ok. 600 zł poseł B. usiłował zmylić czujność kasy samoobsługowej i wynieść solidną patelnię (z przykrywką!) oraz kilka innych „drobiazgów” za ok. 400 zł. Kasa nie dała się jednak zwieść, zawiadomiła obsługę, ta zatrzymała posła (mimo immunitetu) i zawiadomiła policję. Konrad B. zapłacił mandat, zdaje się, że grozi mu sprawa karna. Najadł się wstydu? Ależ skąd. Tłumaczy się przeoczeniem i brakiem wiedzy jak obsłużyć kasę…






Komentarze obsługiwane przez CComment