ul. ks. Ściegiennego 2, 06-400 Ciechanów 23 672 44 96 sekretariat@tygodnikciechanowski.pl Pon.-Pt.: 8.00 - 15.00

Pociąg relacji Berlin-Warszawa, czyli jak Józef Piłsudski i biskup Zakrzewski wieźli Polsce niepodległość

Listopadowe obchody Narodowego Święta Niepodległości kierują naszą uwagę ku ludziom i wydarzeniom, związanym z wskrzeszeniem państwa polskiego, które po ponad stu latach niewoli na nowo wracało na mapę Europy i świata, choć w 1918 r. ciągle jeszcze w nie do końca określonych granicach.

W tej polskiej drodze do niepodległości za jeden z najważniejszych momentów-symboli uważa się dzień 10 listopada 1918 r., kiedy to Józef Piłsudski powrócił z więzienia w Magdeburgu do Warszawy, witany o świcie na Dworcu Wiedeńskim. Wracał do Polski po ponad roku, a jego powrót rozpoczął całą serię wydarzeń w Warszawie i w wielu innych miejscowościach, także na Mazowszu Północnym, związanych z wycofaniem się wojsk niemieckich, przejęciem władzy z rąk okupantów i ukonstytuowaniem się władz odrodzonego państwa. 

Józef Piłsudski witany na dworcu kolejowym w Warszawie 11 listopada 1918 roku, po powrocie z więzienia w Magdeburgu

Nawiązując do tych wydarzeń chciałem przedstawić jeden z mniej znanych epizodów związanych z uwolnieniem Piłsudskiego z twierdzy magdeburskiej i jego drogi powrotnej do kraju. Jak się bowiem okazało świadkiem tych wydarzeń, i poniekąd ich uczestnikiem, był nie kto innych tylko późniejszy biskup płocki Tadeusz Paweł Zakrzewski, który pasterzował w diecezji płockiej w latach 1946-1961. Dowiadujemy się o tym z jego wspomnień, które niedawno ujrzały światło dzienne za sprawą nieżyjącego już księdza profesora Michała Grzybowskiego, ówczesnego profesora Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Ciechanowie, który ogłosił je drukiem w wydawnictwie ciechanowskiej uczelni. Aby jednak lepiej zrozumieć kontekst opisywanych wydarzeń sprzed ponad stu lat chciałem najpierw przybliżyć nieco sytuację dwóch głównych bohaterów tej opowieści. 

Zacznę od Piłsudskiego, który – przypomnijmy – w nocy z 21 na 22 lipca 1917 r. został aresztowany przez Niemców wraz z adiutantem Kazimierzem Sosnkowskim, i poprzez Gdańsk, Spandau (dziś dzielnica Berlina) i twierdzę Wesel nad Renem, trafił 23 sierpnia do cytadeli w Magdeburgu. Tam przebywał ponad rok, od stycznia 1918 r. razem ze swoim adiutantem, wcześniej przetrzymywanym w więzieniu sądowym w Magdeburgu. I oto niespodziewanie, 8 listopada 1918 r. przedstawiciel Ministerstwa Wojny, hrabia Harry Kessler, oznajmił im, że są wolni, a przed twierdzą stoi już samochód, który zawiezie ich do Berlina, gdyż w mieście wybuchły rozruchy, a twierdza w Magdeburgu i jej wartownicy mogą być w każdej chwili zaatakowane przez buntowników. Aby więc nie ryzykować wyruszono szybko w drogę. Uwolnieni Polacy noc spędzili w jednym z berlińskich hoteli, a następnego dnia, czyli 9 listopada, koło południa wspólnie z hrabią Kesslerem zjedli posiłek w jednej z restauracji w centrum miasta i udali się na dworzec kolejowy. Tam przydzielono im jeden z przedziałów w pociągu do Warszawy, wypełnionym żołnierzami, i pod wieczór wyruszyli oni z Berlina w kierunku Poznania i Torunia, gdzie znajdowała się dawna granica. Jechali całą noc, aby w niedzielę 10 listopada o godzinie 7.30 wysiąść w Warszawie na Dworcu Wiedeńskim. Zaraz po ich wyjeździe z Berlina nadano telegram do księcia Zdzisława Lubomirskiego, członka Rady Regencyjnej, powiadamiający go o przyjeździe Piłsudskiego następnego dnia rano. Dzięki temu udało się zgromadzić kilkanaście osób na dworcu, a przede wszystkim zorganizować samochód, którym przyjechał rano książę Lubomirski.

Józef Piłsudski i hr. Harry Kessler

A teraz przenieśmy się na chwilę do Poznania, gdzie rezydował ówczesny prymas Polski, arcybiskup Edmund Dalbor, a jego kapelanem był ks. Tadeusz Paweł Zakrzewski. Ponieważ na niedzielę 10 listopada 1918 r. zaplanowano w katedrze włocławskiej konsekrację dwóch nowo mianowanych biskupów: Władysława Krynickiego i Wojciecha Owczarka, więc prymas wraz ze swoim kapelanem udali się w sobotę po południu na dworzec kolejowy w Poznaniu i stamtąd około godziny 14.00 wyruszyli pociągiem do Warszawy przez Toruń. Jak wspomina biskup Zakrzewski na dworcu dostali ulotkę, z której dowiedzieli się, że cesarz niemiecki Wilhelm abdykował i uciekł do Holandii. Wywołało to ogromne poruszenie w całym kraju, a przypomnijmy, że zarówno Poznań, jak i Toruń, leżały wtedy w granicach Rzeszy Niemieckiej. Kiedy pociąg dojechał do Torunia oznajmiono pasażerom, że dalej on już nie pojedzie. W tej sytuacji zaradny ksiądz Zakrzewski zabrał prymasa do swojego krewnego, który pracował wówczas w Toruniu jako lekarz wojskowy. Dzięki jego pomocy udało się z kolei zorganizować samochód, który odwiózł prymasa i jego kapelana z powrotem na dworzec, gdzie około godz. 2.00 przyjechał pociąg specjalny z Berlina, którym – o czym jeszcze wtedy Poznaniacy nie wiedzieli – podróżował Józef Piłsudski. Jak wspomina biskup Zakrzewski we wszystkich lepszych przedziałach siedzieli sami „Szwejkowie”, więc mimo tego, że prymas i jego kapelan mieli bilet na I klasę, ostatecznie udało im się znaleźć wolne miejsce w III klasie, i szczęśliwie ruszyli w kierunku Włocławka. Dopiero wtedy dowiedzieli się od konduktora, że w przedziale obok podróżuje Piłsudski wraz z Sosnkowskim. Ksiądz Zakrzewski udał się nawet do ich przedziału. Jak się jednak okazało obaj spali, umęczeni po magdebursko-berlińskich przygodach, więc przedział ich był zamknięty od wewnątrz. A że z Torunia do Włocławka daleko nie jest, więc już około godz. 4.00 pociąg zatrzymał się na włocławskim dworcu, a prymas Dalbor i ksiądz Zakrzewski wysiedli, aby jeszcze tego samego dnia uczestniczyć w katedrze w święceniach biskupich. Natomiast Józef Piłsudski pojechał pociągiem dalej w kierunku Warszawy. 

Józef Piłsudski i ks. Tadeusz Paweł Zakrzewski już jako biskup

W tym miejscu chciałem jednak dopowiedzieć, że obaj panowie jeszcze nieraz się spotykali, i to nie tylko w Belwederze, ale również w pociągach. Jedna z takich podróży, tym razem w wagonie marszałka, miała miejsce w październiku 1919 r., i stanowiła ważne przeżycie dla przyszłego biskupa płockiego, który po latach opisał ją w swoich pamiętnikach. Tym razem pociąg jechał z Gniezna do Warszawy, a żeby prymas mógł spokojnie w pociągu kości rozprostować ustąpiło mu swoich miejsc w przedziale dwóch ówczesnych ministrów: Stanisław Wojciechowski, minister spraw wewnętrznych i późniejszy prezydent Polski, oraz Leon Supiński, minister sprawiedliwości i Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego. Jak się później okazało noc spędzili w sąsiednim przedziale, drzemiąc w mało wygodnych fotelach. A co z naszymi głównymi bohaterami? Prymas zmęczony dniem szybko zasnął i mimo zaproszenia ówczesnego adiutanta marszałka, Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego, aby udać się na kolację do przedziału jadalnego, gdzie znajdował się Piłsudski, z zaproszenia nie skorzystał. Natomiast bardziej ochoczy okazał się jego kapelan. Chętnie zaproszenie przyjął i od razu, gdy prymas usnął udał do przedziału jadalnego, gdzie spotkał Piłsudskiego, który jadł kolację z jednym z francuskich generałów, zaproszonych na konsekrację nuncjusza apostolskiego Rattiego do Warszawy, a wokoło nich siedziała sama „adiutantura”, na czele z Wieniawą-Długoszowskim. Po kolacji Piłsudski zaprosił do siebie księdza Zakrzewskiego, który – jak na szlachcica i starego kawalera przystało – kochał gawędzić przy herbatce. I tak panowie przesiedzieli razem do czwartej rano. Marszałek „popijający herbatę koloru ciemnego piwa” (tak to zostało zapisane we wspomnieniach), oczarowany opowieściami przyszłego biskupa płockiego, zapoznany został nie tylko ze szczegółami ceremonii konsekracji biskupiej, na którą właśnie do Warszawy jechał, ale również dowiedział się, że obaj panowie rok wcześniej – dokładnie 10 listopada 1918 r. – jadąc tym samym pociągiem relacji Berlin-Warszawa, w sąsiednich przedziałach, wieźli Polsce niepodległość. Już wtedy Józef Piłsudski w aureoli legendy Komendanta Legionów Polskich, a wkrótce Naczelnik Państwa i pierwszy marszałek Polski, a ks. Tadeusz Paweł Zakrzewski, wtedy na początku swojej kariery kościelnej, której zwieńczeniem było biskupstwo płockie, objęte przez niego 10 lat po śmierci Marszałka.

Komentarze obsługiwane przez CComment