Jak prowincya wybiera swoich przedstawicieli? To pytanie nurtuje nie tylko mnie, przy czym chodzi o wybór do ciała ponadpaństwowego. A nie ma zbyt wielu wzorów, aby się na nich oprzeć.
Ostatnim felietonem o truskawkach starałem się nieco pobudzić apetyty czytelników, a jeden z kolegów w nawiązaniu do opisywanej wizyty towarzysza Edwarda Gierka w płońskim „Hortexie” w 1973 r., uświadomił mi, że to właśnie podczas niej padły powtarzane przez płońszczan pamiętne słowa pierwszego sekretarza: „Truskawka, towarzysze, to jest truskawka”.
Usłyszałam o tym dniu kilka (a może kilkanaście?) lat temu od licealnej koleżanki i uczestniczyłam w spotkaniu z tej okazji (dziękuję, Aniu, za zaproszenie), podczas którego rozmowy przeplatały się ze śpiewem i tańcem.
Sezon truskawkowy w pełni, więc dziś będzie właśnie o mazowieckich truskawkach. Kiedy pojawiają się na straganach i różnych „ryneczkach” – zazwyczaj na początku maja – a potem obradzają w przydomowych ogródkach i na działkach, przez kilka miesięcy wabią swą czerwienią nasze oczy i stają się prawdziwymi królowymi pośród wielu owoców sezonowych.
Nadchodzi Euro. I nie chodzi tu o przyjęcie europejskiej waluty, ani też o wybory do europarlamentu, ale o coś, co tygryski lubią najbardziej – mistrzostwa w piłce kopanej. I nic to, że w Niemczech, że grupa śmierci, że Lewy już nie ten, a koń jaki jest, każdy widzi.